Chłopięca furia Hamleta

"Hamlet" - reż. Radosław Rychcik - Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach

Spektakl Radosława Rychcika to tragedia Hamleta sprowadzona do rodzinnego, patologicznego kręgu

Intro kieleckiego widowiska wygląda jak skrót sceny na murach z początku "Hamleta". Przebrani w czarne garnitury mężczyźni palą papierosy. Pulsuje muzyka. Horacy (Andrzej Plata) sączy jakieś straszne rzeczy do ucha swego kompana. A tamten zaczyna to widzieć.. Słowa pełne jadu wkradają mu się pod czaszkę, chłopak pada, zarażony, chory, złamany obrazem, jaki wyobraził sobie, że widzi. Cięcie. Zapalają się kabaretowe lampki na rampie. W jakimś podrzędnym singiel tangu występuje trup błazna Yoricka. Czaszka skryta pod cylindrem. Napisany przez Agnieszkę Jakimiak monolog przetwarza fragmenty ze wszystkich monologów Hamleta. Byle jaki wiersz i rym, dziwne skoki znaczeń. Podmienione tożsamości.

Yoricka gra aktor (Tomasz Nosiński), który za chwilę będzie Hamletem. Błazen był nauczycielem Hamleta. Hamlet zaraz zagra błazna. Trup pokazuje, jak zagrać żywego: "Reszta jest myśleniem". Odsuwa się czerwona kurtyna i widzimy przykryty białym obrusem stół z zastygłymi figurami rodziny i dworu. Tył sceny zamykają gabloty z wypchanymi zwierzętami. Kolekcja myśliwskich trofeów, a może komentarz Hamleta do świata dorosłych.

Truchło udaje przecież żywe zwierzę. Tak jak Gertruda (zjawiskowa Joanna Kasperek] jest tylko pozorem matki, a Klaudiusz (Mirosław Bieliński) - ojca. To przestrzeń zsubiektywizowana, projekcja z wnętrza głowy Hamleta: to, jak wyglądają i poruszają się bohaterowie, zależy od tego, jak ich widzi duński książę. I dlatego wszyscy są fałszywi.

"Hamlet Hamlet Hamlet" potwierdza, że teatr Rychcika bierze się z krzyku i muzyki, istotna jest w nim opozycja nagiego ciała i jednoznacznego kostiumu. Improwizacje i trawestacje rozsadzają oryginalne sceny Szekspirowskie. Zamiast słynnej sceny z "pułapką na myszy" mamy zgadywanie tytułów filmów z intymnych scen odgrywanych przez nagich aktorów: "Fatalne zauroczenie", "Dzikość serca", "Zdrada", które ułożą się w odpowiedź o winie Klaudiusza. Skoro duch Ojca pojawił się na tyle chwil, ile zajmie policzenie do stu, Horacy, Hamlet i Ofelia liczą. Liczby porywają ich jak zabawa, kto szybciej doliczy po polsku i włosku, ten zobaczy to, co zakryte. Skończy się ciuciubabka z dorosłymi.

Tekst Szekspira przypomina kaganiec nakładany postaciom. Nie da się go zdjąć, ale można mówić przez niego. Jak uzda ciągnie ich we wskazanym kierunku, powstrzymuje wbrew ich woli. Monologi bohaterów to nieustanne naindyczanie się, gadanie na jednym oddechu, póki starczy sił. Aktorzy zmuszeni do płytkiego krzyku zdzierającego gardło wiedzą, że ataki furii zastępują bohaterom myślenie nad strukturą świata i intencjami innych ludzi. Opluwanie jest szybsze od mówienia.

Laertes Wojciecha Niemczyka wręcz wypluwa z siebie rodzinne cierpienie po śmierci Poloniusza i Ofelii, Hamlet jak podwórkowy łobuz pluje na Klaudiusza, Gertrudę, Ofelię, nawet na widzów. Tomasz Nosiński zmienia Hamleta w pięknego chłopca, który mierzy świat i ludzi dziecięcą skalą: czy inni poświęcają mi tyle czasu, ile trzeba? Czy reagują na moje żądania? I kim dla nich jestem? Niedorosły Hamlet zamiast wahań ma pretensje do wszystkich (w spektaklu nie ma monologu "Być albo nie być"). Najważniejsza jest sekwencja rozmowy z matką. Kluczowe dla postaci - obrzydzenie do ojczyma, który jest pociesznym, nadętym, małym błaznem.

W jednej ze scen Nosiński wchodzi na scenę nagi i pozwala się fotografować Ofelii. To niekoniecznie aluzja do nagiego Hamleta ze spektaklu Warlikowskiego. Bo kielecki Hamlet nie ma obsesji własnej tożsamości seksualnej. Jest dziełem sztuki, żywą rzeźbą, która pragnie być podziwiana. Ofelia Karoliny Porcari jest jak laleczka, która nieproszona robi miny, każda jej myśl, strach, uczucie zostają na twarzy, zmieniają się w gest, skok, drgnienie. Raz za razem jej ciało wykonuje przeskok od bezradnego kurczaczka do gorzkiej staruchy. Przedrzeźnia Klaudiusza, waląc jak on pięścią w stół, dręczy aktora, żeby pokazał, jak się lata w teatrze. Dziecięce zabawy mogą być śmieszne i straszne. Lęk daje jej tyle samo co radość.

Niemożność stania się naprawdę dorosłym, świadome zatrzymanie dorastania to jedne z głównych tematów przedstawienia. Ale próżno w nim szukać czystego podziału: niewinność dziecka - perwersja dorosłego. Hamlet, Laertes i Ofelia noszą krótkie spodenki, pensjonarskie podkolanówki. Eksperymentują z nastoletnim seksem, po dziecięcemu traktują swe ciała. Odmawiają uczenia się takiego fałszu i agresji, jaki znają ze świata dorosłych. Uczą się jednak własnych rytuałów. Nie mniej drastycznych. W finale Laertes dusi Gertrudę, Hamlet strzela do Poloniusza. Przebrany w kostium Ofelii książę tuli się do jej brata. A Horacy zatańczy z ulgą, szorstki i kolczasty wariant moon-walk Michaela Jacksona. Coś się wyrwało z bohaterów, ale część świata umarła w nich na zawsze.

Łukasz Drewniak
Dziennik Gazeta Prawna - dodatek Kultura
16 maja 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...