Chociaż twardy ze mnie gość, czuję w sercu miłość

Kazimierz.. - Teatr Polski we Wrocławiu

Ödön von Horváth, który jest Austriakiem węgierskiego pochodzenia napisał dramat, pt. "Kazimierz i Karolina" w 1932 roku. Spektakl na jego podstawie możemy zobaczyć w Teatrze Polskim we Wrocławiu. To sztuka o miłości i kryzysie. O miłości w czasach kryzysu. Klata zrobił spektakl o zapomnieniu i o tym, że na drodze do miłości, bez względu na czas, stoją takie same problemy.

Bohaterowie oryginalnego tekstu, w czasie kryzysu, chwilę przed narodzinami nazizmu, szukają pociechy w karnawale. W okresie, w którym obowiązkowy jest przepych. W latach trzydziestych minionego stulecia bohaterowie bawią się na piwnym święcie Oktoberfest. Klata z bawarskiej specjalności uczynił otwarcie galerii handlowej, jednego z symboli popkultury. Na tle święcących palm jak z ronda de Gaulle\'a w Warszawie, rozgrywa się miłosna historia. Dziewczyna (Anna Ilczuk) szofera ( Marcin Czarnik) widzi na niebie pasażerski samolot zeppelin. Jest zauroczona nowym centrum handlowym. Kazimierz natomiast stracił pracę i nie ma ochoty na zwiedzane miejsca przybytku. Karolina chce pójść do nowoczesnego centrum i zjeść loda! Jednego, drugiego, trzeciego… Chce potańczyć i dobrze się bawić. Tam świat wygląda inaczej i nic nigdy się nie kończy. Nie chce zamartwiać się tym, że Kazimierz nie jest już szoferem. Chce wejść do galerii jak do świątyni. Ciałem lód, złote ściany ołtarzem nadziei i zapomnienia. Karolina porzuca chłopaka pod budką z lodami. W końcu nie będzie mu przysługiwała emerytura… I wcale nie uważa, że robi to z powodu utraconej przez niego pracy. Chwilę później poznaje krawca Babiarza i podstarzałych podrywaczy. Biega za portfelem i jest uosobieniem kryzysu wartości. Występują też galerianki, które zrobią wszystko dla pieniędzy. Czy to obraz z lat trzydziestych czy może z dziś bądź z wczoraj? 

Spektakl naznaczony jest firmowym znakiem Klaty. Reżyser kolejny raz uwspółcześnił sztukę i bogato oprawił. Charakteryzują ją znikome dialogi, mnóstwo wulgaryzmów oraz karykaturalne postaci jak z komedii slapstickowej. Czy było to na pewno potrzebne? Wykorzystał wiele muzycznych hitów i powrócił do ważnych dla Polski wydarzeń. Skorzystał ze skandalu jaki wybuchł wokół kontrowersyjnej wystawy Roya Glovera „Bodies – Exhibition” w Budapeszcie. W jednym spektaklu pokazał spreparowane ciała, które można zobaczyć na witrynie, z bitwą narodową, w której wzajemnie mordują się powstańcy warszawscy, rycerze spod Grunwaldu, zomowcy i husarzy. Oczywiście nie zabrakło czapki z pawim piórem. Panowie śpiewają żołnierskie pieśni, arię z „Halki” Moniuszki i „Nie opuszczaj mnie” Jacquesa Brela. To oczywiste odniesienia do rzeczywistości, z hitem „Gdzie jest krzyż?" na czele.

Mimo padających banałów to głęboki spektakl o współczesnej klęsce kapitalistycznego świata. Klęsce i kryzysie miłości, wartości i języka. O egoizmie, który tkwi w ludziach. Reżyser nie zastosował jednak żadnych nowych elementów. Posługiwał się prostymi schematami i tak naprawdę nie zadbał o widza. Czy to nie za mało na twórcę „Sprawy Dantona”? Spodziewałam się czegoś więcej. Jedni na nim odpoczną, inni wyjdą zniesmaczeni.

Monika Nawrocka
Dziennik Teatralny
8 listopada 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...