Chodź, szwagier, pokażę Ci ten nowy kanał

„Kanał nova Polska. Sezon 2" - opieka reż. Aneta Groszyńska i Krzysztof Wiśniewski - Teatr Komedia w Warszawie - premiera 12.01.2024 r.

Obywatele będący na bieżąco z treściami emitowanymi w telewizji to dziś grupa malejąca, jednak na sali, podczas spektaklu „Kanał nova Polska", stanowią zdecydowaną większość i to określa trzon spektaklu.

Na scenie występują: komik u korzeni określający się jako propagator komedii nieśmiesznej, drugi komik, któremu postępująca kariera nadała etykietę komedii abstrakcyjnej, filozofka i dziennikarz. A nad tym składem nadzór reżyserski, odpowiedzialny za to, by całość miała scenariusz i była osadzona w pewnym tempie, skoro mowa o spektaklu w teatrze.

Oprócz znanych z poprzedniego sezonu rozmów z politykami, koncertu życzeń czy teleturnieju, tym razem pojawiają się również segmenty sportowy i religijny. Już na samym początku przy okazji powitania publiczności twórcy wspominają, że treść wystawiona na deskach jest oparta o to, co wspólnie znają najlepiej – rzeczywistość telewizyjną. Z tą wiedzą wszystko, co dzieje się na scenie można zinterpretować jako próbę stworzenia przekazu i rozrywki oplecionej telewizyjnymi wymaganiami korporacyjnymi i tym, co na szklanym ekranie sprzedaje się najbardziej. Przykładowo, na scenie prezentują program kryminalny, który przez zawirowania z koncesją ląduje w bloku cieszącym się głównie oglądalnością przez smyki.

Z kolei do talk-show zaproszeni zostają siostra zakonna prowadząca na co dzień dom pomocy dla chłopców z niepełnosprawnościami oraz znany aktor-filantrop. Nie mija wiele czasu zanim ten drugi wespół z prowadzącym, zaczynają tłumaczyć biednej duchownej, że nawet jeśli ośrodek pełen jest dzieci z niepełnosprawnościami uniemożliwiającymi niezależne życie kiedykolwiek, to dla chcącego nic trudnego i nawet jeśli życie jest smutne i niesprawiedliwe to wcale nie jest prawda. W telewizji nie ma miejsca na smutne konkluzje.

Katarzyna Kasia z powodzeniem stworzyła przerysowaną postać stanowczej Moniki Olejnik wygłaszając monolog, w którym żaden z przedstawicieli partyjnych nie może dojść do słowa, a ona sama sobie odpowiada na pytania. Również z powodzeniem.

Wojciech Fiedorczuk gra z charakterystycznym dla siebie roztrzepaniem, które niezmiennie bawi, a sam widok jego osoby w stroju biskupim wystarczył, by publiczność parsknęła śmiechem.

Grzegorz Markowski jako niezastąpiony prowadzący jest po prostu bardzo dobry w tej roli, w myśl zasady, że najlepiej aktorowi wychodzi granie postaci do siebie podobnej. A jako ksiądz... myślę, że ta postać pasowałaby jak ulał, gdyby w serialu „Ranczo" ksiądz proboszcz potrzebował prawej ręki. Albo lewej, bo miana prawej Michałowa mogłaby nie oddać.

Michał Kempa jako stand up'owy wychowanek zawsze wie co powiedzieć, a że robi to w sposób błyskotliwy to oddaje urok samo w sobie. Wprowadził na deski segment sportowy sugerując, że sport zdaje się czymś, co może zostać ostatnim bastionem telewizyjnym, kiedy ta, jak jej prorokują, odejdzie do lamusa. Wtedy właśnie sportowe zmagania transmitowane na żywo byłyby ostatnim klockiem domino, który się nie przewróci. I brzmi to jak stanowisko zupełnie zasadne.

Na wspomnienie zasługuje również Robert Ostolski jego postać prezesa klubu piłkarskiego, pojawiła się w jednym z segmentów i zagrana została profesjonalnie i realistycznie.

Koncert życzeń przypomniał mi nieco zawoalowane treści, które przy okazji różnych imprez pojawiały się na telewizyjnych paskach po wysłaniu sms. Brakowało tylko nawiązania do tych szczególnych, szyfrowanych wiadomości wysyłanych do więzienia.

Spektakl jest bardzo nierówny – momenty zwinne i błyskotliwe przeplatają się z przeciągniętymi gagami rodem z polskich kabaretów, na których wspomnienie większość ludzi urodzonych po upadku komuny widzi histeryczny śmiech publiczności na widok faceta przebranego za babę (ale takiego poziomem odstępującego od Genowefy Pigwy ochrzczonej tytułem wybitnej).

Przerwa w telewizji jest, jednak nie idzie za nią faktyczne przykrycie sceny/ekranu kotarą czy też emisja reklam, a szkoda.

Najsłabszą stronę stanowi scenografia, która wygląda jakby służyła jedynie zajęciu sceny, rozbita przestrzennie sprawia, że aktorzy na niej umykają, nie są w jej centrum i nie skupiają na sobie wzroku publiczności. Niestety również kostiumy są zbyt przesadzone i mało ciekawe, niosą jednak w sobie dużo nostalgii i przaśności.

Programy takie jak „Naked attraction" zostały sprowadzone do rzeczywistości panów emigrujących do Niemiec na kładzenie kabli, którzy łapią fuchę podkładając dźwięki do filmów dla dorosłych. Ponieważ robota to robota. I w telewizji też, o proszę, zdają sobie z tego sprawę. Twórcy zapowiadali, że w tym sezonie „Teletydzień" zostanie wzbogacony o treści związane z seksem. Nie kłamali.

Kto poczuł się zażenowany, nie stoi daleko od faktów. A Ty, jak często, drogi czytelniku, czułeś się zażenowany oglądając telewizję? Na stronie spektaklu można znaleźć uwagę, iż spektakl „może spodobać się młodym". Już sam fakt takiej uwagi daje do myślenia. No cóż, ja jestem młoda, ale w środku jednak stara, więc poszłam. Średnią wieku publiczności z pewnością zaniżyłam. Jednak czy to musi być zasada? Niekoniecznie.

Zasadą z kolei z pewnością jest to, że kto lubi ten kwartet, a „Szkło kontaktowe" darzy sympatią ten powinien się wybrać. I zabrać szwagra. Bądź kogo tam woli, ale lepiej nie dzieci.

Agnieszka Borelowska
Dziennik Teatralny Warszawa
27 stycznia 2024

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia