Chór kobiet miksuje dla Antygony

"Chór kobiet" - reż. Marta Górnicka - Instytut Teatralny w Warszawie

Chór Górnickiej głównych protagonistów wypędza ze sceny. Ale nie obwieszcza zwycięstwa, wie, że bez nich jego dalszy los staje pod znakiem zapytania. Jeśli ma wypowiedzieć się w swoim imieniu, nie będzie jednogłośny. Jeśli wszyscy zaczną opowiadać, nie będzie słyszalny

Dla Antygony chór pozostaje bezlitosny. Idącej na śmierć, wciąż będzie przypominać ogrom jej winy: „Zmarłych czcić - czcigodny czyn, / Ale godny kaźni błąd - / Łamać prawo, walić rząd. / Tyś zginęła z własnych win”. Jednocześnie nie sposób powiedzieć, że przekonany jest o racji Kreona. A już na pewno nie daje on wiarygodnego obrazu tego, jak rozkładają się sądy mieszkańców miasta. Chór przede wszystkim wyśpiewuje pokorę wobec przeznaczenia, składa hołd boskim wyrokom i napomina tych, którzy „lżą i walą ustanowione rządy”. Chór, składający się z dwudziestu sześciu kobiet, śpiewających i skandujących w spektaklu Marty Górnickiej, który miał swoją premierę w czerwcu tego roku w Instytucie Teatralnym w Warszawie nie ma nic wspólnego ani z pokorą, ani z bogami, a tym bardziej z troską o utrzymanie istniejącego porządku.

Widz idealny? Formuła, którą w odniesieniu do chóru ukuł Schlegel, pobrzmiewa dziś ironią. Bo o ile na widownię greckich przedstawień składali się niemal wyłącznie męscy obywatele, o tyle chór, ten tragiczny, tworzyły rozmaicie podobierane grupy kobiet, niewolników, cudzoziemców i ludzi starszych. Bardzo rzadko w jego skład wchodzili mężczyźni zdolni do służby wojskowej, a jeśli się pojawiali, prawie nigdy nie byli to Ateńczycy.

Marta Górnicka, autorka libretta Chóru kobiet, umieszcza w nim jedną z kwestii, które wypowiada chór z tragedii Sofoklesa; chór męski, bo takiemu Sofokles przyznawał pierwszeństwo. Podobnie przywłaszcza sobie wszystkie pozostałe kwestie; jej libretto pomyślane jest jako oszałamiający kolaż, oszałamiające, bo dynamika, z jaką rozlegają się tu kolejne frazy, korzysta z wszystkich możliwych rejestrów; od słabego pisku do napastliwych poleceń, od kokieterii, w której pobrzmiewa raz niepewność, a raz strach, do wściekłego wrzasku, równe skandowanie pojawia się tu na równych prawach z momentami całkowitej kakofonii.

Kwestia z Antygony intryguje mnie najbardziej. Bo jej pierwotny sens zostaje rozmyty w większym stopniu niż w przypadku innych cytatów. „Miłości / Spadasz niespodziewanie na swoją ofiarę / Żaden śmiertelny człowiek nie wyrwie się tobie”. U Sofoklesa to dalsza część peanu na cześć bogów; tym razem chór korzy się przed Erosem, tak jak wcześniej mantrował na cześć Zeusa, Hadesa, Aresa. Ale nie jest to wcale obrona Antygony. Antygona nie jest natchniona Erosem, natchniony nim jest Haimon, ona zaś ma „ciepłe uczucia dla zimnych”, na śmierć idzie ze słowami „idę do moich”, a łożnicą jej miłości jest grób. Martha Nussbaum bardzo przekonywająco pisze o podobieństwie Antygony do Kreona. Jego osobliwa nekrofilia, polegająca na dążeniu do tego, by posiąść ludzi obojętnych i niestawiających oporu przeczy Erosowi w tym samym stopniu co jej pragnienie, by stać się „zmarłą ukochaną przez zmarłych”.

Przechwytując tę pochwałę miłości, chór kobiet, powtarza jedną z nielicznych u Sofoklesa sytuacji, kiedy chór przestaje być grupą klakierów oklaskującą tego, kto jest u władzy i napominającą buntowników, by nie próbowali ujść przeznaczeniu. Przeznaczeniu, które wszak znaczy tu tyle co niewola. Ale pochwała miłości w spektaklu Górnickiej wybrzmiewa tuż po szyderczym przywołaniu starej mądrości o kobiecie jako pustym naczyniu, które napełnia się miłością mężczyzny. A zaraz potem, jak wybrzmi owo „miłości spadasz niespodziewanie” pojawia się „królewną swą zrób mnie”, wyśpiewane słodkawo i szyderczo zarazem. Miłosne wyznania, deklaracje, dramaty wyznaczają rytm tego spektaklu. Siedząc w piknikowej pozie, w jakiej siedzą kobiety impresjonistów, chórzystki zawodzą partie z Halki. Ale znane opowieści uwiedzionych i porzuconych przerywane są fragmentami kodeksu, który określa prawa, na jakich kobieta może być widzialna i słyszalna. Poza tym, co daje romans, są tu kulinarne przepisy, Lara Croft i wariatka. Raczej – nie za wiele.

Gdyby to tego chóru słuchała Antygona, na zdanie o miłości, która „wszystkimi włada”, mogłaby się uprzejmie uśmiechnąć. Bo miłość staje się tu jednym z zachwalanych produktów; w tempie, w jakim biegnie tu tekst niełatwo się zorientować, kiedy mowa już nie o miłości, ale o kremie do twarzy albo nowym serialu. Antygona odcięta jest od miłości, a ironiczne kwestie chóru kobiet uprzytamniają mi, że to na tym przede wszystkim polega tragizm jej losu. Nie tylko nie natchnął jej Eros, ale nie ma w niej również tego uczucia, które Grecy określali jako philla: Antygona odcięta jest od miłości siostrzeńskiej. Odtrąca Ismenę, wybiera samotność.

Dlatego nie przekonuje mnie Judith Butler, nie widzę w Antygonie reprezentantki kobiecych roszczeń, których prawo nie przewiduje i które pozostają na jego gruncie niezrozumiałe. Nie widzę w niej buntowniczki przeciw poddaństwu kobiet, bo to Kreon jedynie jest skłonny tak definiować ten konflikt. Po stronie Antygony, twierdzi Haimon, stoi spora część miasta. Ale Antygona nie stoi po niczyjej stronie. Jej sprzeciw wyraża jej własne niezadowolenie, jego konsekwencje dotyczą tylko jej samej i były zamierzone: idzie do swoich. Ponieważ, żyjąc, nie tworzy żadnej wspólnoty, jej bunt i śmierć nieuchronnie zyskują rys męczeństwa.

Gdyby Antygona słuchała chóru kobiet, musiałaby dostrzec w Ismenie swoją sojuszniczkę. Bo ten kodeks, którego paragrafy wykrzykują chórzystki, czyni je ofiarami w tym samym stopniu. Wykroczenie Antygona popełnia nie poprzez wkroczenie do sfery publicznej, ale poprzez zdemaskowanie tego, że sprawowana w tej sferze władza rozciąga się na to, co prywatne. Do wyjątkowo bezwzględnych tyranów należy Eros. Bohaterki chóru kobiet dają tego świadectwo, przerzucając się biografiami, które w ryzach trzyma mit o dwóch połówkach i nakaz trzymania się ustalonej fabuły.

Chór nie jest widzem idealnym. Nie jest też bierny. U Eurypidesa chór, zwykle kobiecy, nawiązuje z „głównymi” protagonistami relację intymną. Ale ten męski, w Antygonie, też nie jest pozbawiony wpływu na to, co się dzieje. Antygona oskarża go, że w decydujących chwilach milczy, obwinia go o swoją śmierć. Chór Górnickiej głównych protagonistów wypędza ze sceny. Ale nie obwieszcza zwycięstwa, wie, że bez nich jego dalszy los staje pod znakiem zapytania. Jeśli ma wypowiedzieć się w swoim imieniu, nie będzie jednogłośny. Jeśli wszyscy zaczną opowiadać, nie będzie słyszalny.

Choć to, co wypowiada, śpiewa, wykrzykuje, wyszeptuje, nie jest marszem zwycięstwa, to ma brzmienie dziwnie doniosłe. Ma coś z rytuału inicjacji, który jest i bolesny, i euforyczny. Wygłaszany tekst rozpada się na kwartety, duety, pojedyncze głosy, jedna kwestia przerywa drugą, rozlega się kilka naraz, skandowanie przeradza się w hałas, ale kiedy wraca do czystego brzmienia, jest w tym rodzaj napięcia, za którym wyczuwalna jest determinacja wszystkich śpiewających. To chór, który jest na granicy rozpadu i który – jakby przekonany o swojej misji – wykonuje hymn scalenia.

Gdyby słuchała go Antygona, jej bunt nie byłby mniej nieskuteczny. Tak samo uderzałaby na oślep. Bo same chórzystki też dość niezdarnie próbują wyrażają swój sprzeciw. Ale o swojej niemocy potrafią mówić wprost. Skandowane hasło rewolucji wieńczy chichot. „Rewolucję można zacząć wszędzie, nawet w twojej kuchni!” - odzywa się „Twój Styl” - „Zamiast miksera, blendera, możesz rozdrabniać ręcznie - poczciwą tarką, trzepaczką, maszynką do mięsa. Właśnie one są przykładem doskonałego wzornictwa użytkowego”.

To główna zasada spektaklu Górnickiej, w której bardzo ostro zderzane są ze sobą opowieści utrwalające status kobiety z językiem nieporadnego buntu. Relacjonują sytuację, w której nie ma w zasięgu formuły pozwalającej skierować swój bunt wobec tego, kto za status quo ponosi odpowiedzialność. Od kobiet nie wymaga się już, by były bierne i poddawały się męskim decyzjom. Wymaga się, by tych, którzy zostali uprzywilejowani, popierały w sposób aktywny. Czy raczej kreatywny. Te zderzenia języków, ale też owo napięcie, jakie wywołują powtarzane gesty rozłączeń i zjednoczeń, zerwań i sojuszy, kruchość tego chóru, tak dalekiego od zwartej grupy, której siłą jest jedność, jest przedsięwzięciem niezwykłym, hipnotyzującym i elektryzującym. W jego przekazie łączy się energia sprzeciwu i oczyszczająca terapia, których połączenie – aż do Chóru kobiet – uważałam za niemożliwe.

A najważniejsze wydaje mi się to, że chór, który wkłada tak duży wysiłek, by ocalić swój status wspólnoty, będącej – podkreślam – na granicy rozpadu, i to w świecie, z którego zniknęli już tragiczni bohaterowie, z pewnością wybiłby Antygonie z głowy pomysły z męczeńską śmiercią. Bo tym, z czym tak zaciekle się on ściera, jest cisza. Cisza, która znaczy tu tyle co śpiew greckich niewolnic i niewolników, wybieranych do spektaklu ze względu na mniejsze koszta i przymuszanych do roli „widzów idealnych”. Chórzystki zaproszone przez Górnicką, tak jak tamci śpiewają, bo są „potwornie inne”, ale śpiewają właśnie o tym. I energię, którą Antygona zmarnowała na opowieść męczeńską, wkładają w to, by być po czyjejś stronie. Przynajmniej przez chwilę. I teksty wolą – nie trzeć i trzepać, ale właśnie miksować.

Chór kobiet, miejsce premiery: Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, data premiery: 13.06.2010, reżyseria: Marta Górnicka, choreografia: Anna Godowska, Libretto: Marta Górnicka, partytura: EIN, Obsada: Maniucha Bikont, Justyna Chaberek, Finka Heynemann, Alicja Herod, Anna Jagłowska, Natalia Jaroszewicz, Marta Jasińska, Katarzyna Jaźnicka, Ewa Kossak, Katarzyna Lalik, Aleksandra Krzaklewska, Aleksandra Matryba, Kamila Michalska, Paulina Pacia, Marta Ponichter, Anna Rusiecka, Monika Sadkowska, Karolina Szulejewska, Anna Stachowicz, Kaja Stępkowska, Olga Szymula, Iwona Tołbińska, Anna Turzyniecka, Agata Wencel, Karolina Więch, Anna Wojnarowska.

Katarzyna Czeczot – krytyczka i badaczka literatury, pracuje w Instytucie Badań Literackich PAN.

Katarzyna Czeczot
Krytyka Polityczna
5 lipca 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia