Chorea zagra w Los Angeles

rozmowa z Tomaszem Rodowiczem

Czterej artyści ze Stowarzyszenia Teatralnego "Chorea" od poniedziałku są w Los Angeles, gdzie trwają ostatnie przygotowania do spektaklu "Tov". Premiera 17 marca

Joanna Rybus: Jak to się stało, że Chorea występuje w Los Angeles?

Tomasz Rodowicz: Zaczęło się od Rosanny Gamson, amerykańskiej choreografki prowadzącej projekt „Tov”, w którym początkowo występował jeden aktor. Zanim do nas przyjechała, przedstawienie grane było w Nowym Jorku, gdzie spotkało się z bardzo dobrym przyjęciem. Rosanna chciała swój „Tov” rozwijać w projekt międzynarodowy, by stworzyć sytuację niejednoznaczną i nie przypisaną jednej narodowości czy tradycji. Pradziadkowkie Gamson pochodzą z Polski. Handlowali solą pod Szczecinem, wożąc ją na małych konikach, najprawdopodobniej tarpanach. Dlatego zainteresowała się Grotowskim i polskim teatrem.

Jak trafiła na Choreę?

- Pytała o teatry z Polski zajmujące się głosem, muzyką i ruchem. Nie interesowała się sentymentalną stroną swojej biografii, nie odwiedzała cmentarzy ani miejsc, z których pochodzi. Interesowało ją to, co żywe i co dzieje się teraz. Chciała tę materię wmontować w spektakl. W czerwcu nawiązała z nami kontakt. Przyjechała na warsztaty, które prowadziliśmy dla ludzi o wyższych kwalifikacjach. Pod koniec warsztatów wiedzieliśmy, że będziemy współpracować.

Dlaczego Amerykanka zdecydowała się na Choreę?

- Myślę, że chodziło o rodzaj naszej muzyki, śpiew i sposób jego użycia, o ruch i jego organiczny związek z ciałem. Chciała, żebyśmy wprowadzili te elementy do pracy z jej grupą zawodowych tancerzy w Los Angeles. Żeby śpiew przeszedł przez ciała tancerzy i stanowił ich część. Zaproponowała nam, żebyśmy przyjechali w cztery osoby. Wybrałem najbardziej umuzycznioną część Chorei.

Pojechaliście?


- Tak. Najpierw w styczniu przez tydzień prowadziliśmy warsztaty z uruchamiania głosu. Nie chcieliśmy zespołu Gamson uczyć tańczyć, bo w tym są mistrzami. Mieli mocno zakorzenione przekonanie, że śpiewak śpiewa, a tancerz tańczy. My musieliśmy to połączyć. Przez proste, ale wymagające ćwiczenia, a potem konkretny materiał muzyczny. Dla nich to było odkrycie. Na początku nikt z nich nie umiał wydać z siebie głosu. Gamson ostrzegała nas, że musimy pójść najprostszą drogą.

I jak poszło?

- Udało się. Warsztaty skończyły się pokazem naszych metod pracy. Przyszła ogromna liczba widzów, bo i zainteresowanie teatrem europejskim jest tam duże. Byliśmy w szoku. Okazało się, że wszyscy aktorzy śpiewają, tylko trzeba znaleźć na nich sposób. Przełamaliśmy opór, a potem szło błyskawicznie. Kolejny tydzień spędziliśmy na próbach.

O czym jest "Tov"?

- Gamson chciała stworzyć opowieść o ludziach, którzy wyszli skądś, dokąd nie mogą wrócić, ale ciągle gdzieś idą. I to, że mimo zatrzaśniętych drzwi są pełni nadziei i chęci życia. To nie jest spektakl o Holocauście ani o innych nieszczęściach, które przydarzyły się kolejnym narodom. Przesłanie spektaklu to: w największym nieszczęściu szukaj dobra [tov - po hebrajsku dobrze - przyp. red.]. Wszystko dzieje się w ruchu i w muzyce. Sól jest elementem, który buduje scenografię. Sypie się raz jako linia, która nas ogranicza, raz jako pokoje, w których żyjemy, raz odrysowuje groby. Jest sól, w którą zamienia się ktoś, kto obejrzał się w złym momencie. No i te tarpany. W tańcu siła natury tkwiąca w człowieku za każdym razem na nowo się w nim budzi.

Po co teraz jedziecie?

- Na próby. Zespół Gamson pracuje intensywnie od trzech tygodni. Wszystkie działania są rozpisane co do minuty. Mam nadzieję, że to wszystko dobrze się zwiąże. Pracowaliśmy razem w styczniu, a potem się rozeszliśmy. My opracowaliśmy muzykę, którą wysyłaliśmy im drogą elektroniczną. 18 marca będzie premiera. Spektakl można oglądać przez dwa tygodnie w RedCat - Roy & Edna Disney/Calarts Theatre. 27 marca zagramy ostatni spektakl i wracamy do Polski.

Zobaczymy "Tov" w Łodzi?

- Bardzo chciałbym do tego doprowadzić. W spektaklu występuje 16 osób, to ogromny koszt sprowadzić wszystkich z Los Angeles. Będę prowadził rozmowy.

*Tomasz Rodowicz - lider Stowarzyszenia Teatralnego „Chorea” i dyrektor artystyczny Fabryki Sztuki w Łodzi

Joanna Rybus
Gazeta Wyborcza
10 marca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...