Chóry przeniosłyby góry
20. Bydgoski Festiwal OperowyXX Bydgoski Festiwal Operowy, Mińsk z Musorgskim, czyli każdemu według klasycznych potrzeb
Zespół artystów z Białorusi pokazał, dlaczego wspaniała "Chowańszczyzna" jest w repertuarach teatrów operowych pomijana. Do takiego chóralnego śpiewania trzeba dorastać może i przez kilka pokoleń.
Na niespełna godzinę przed festiwalowym spektaklem ostatniego dzielą Modesta Musorgskiego - "Chowańszczyzny" - nad bydgoską operą przeszła burza z gradobiciem. Pogoda stworzyła niesamowity nastrój do odbioru mrocznej opowieści o Rusi w rozpadzie i zakończonym tragedią buncie starowierców przeciwko europeizacji carskiego imperium.
Stały element scenografii w przedstawieniu Narodowego Akademickiego Teatru Wielkiego Opery i Baletu Republiki Narodowej Białorusi stanowi drewniana więźba dachu cerkwi z charakterystycznym krzyżem prawosławnym.
To symbol walki zwolenników dawnego porządku - zarówno wśród kleru, jak i części bojarów. W głębi sceny przezroczysta tkanina, na którą z projektora rzucane są kolorowe obrazy, przenoszące nas do Rosji końca XVII wieku. Przed nimi, na dwóch poziomach, przemieszczają się spore grupy artystów. W niektórych scenach przed publicznością w strojach z epoki prezentuje się ponad sześćdziesięciu śpiewaków. Żaden nie milczy, a glosy mają jak cerkiewne dzwony. Potężne pieśni zdają się unosić sklepienie Opery Novej pod niebo.
W mińskiej "Chowańszczyźnie" bydgoska publiczność dostała chyba wszystko to, czego oczekiwała od solidnego zespołu ze Wschodu, który wystawia rosyjską klasykę operową. Otrzymała, notabene, w końskiej dawce - przedstawienie, z dwoma antraktami, trwało bite cztery godziny.
Poza doskonałymi chórami, wrażenie robią soczyste basy. I to może mniej ten, który dobywa się ze zwalistej postaci Iwana Chowańskiego, a bardziej dobywany z niepozornej figury Dosifieja, przywódcy starowierców.
Paniom, poza partiami chóralnymi, Musorgski w "Chowańszczyźnie" nie dał wielkiego pola do popisu. Jedyna dużo rola kobieca to nieszczęśliwie zakochana w synu kniazia Chowańskiego Marfa - tu zaśpiewana naprawdę wysokiej próby mezzosopranem. Mały zawód sprawił tylko znany baletowy smaczek tej opery - taniec perskich niewolnic. W czwartkowym spektaklu wygibasy chudych baletnic w orientalnych strojach niżej podpisanemu z lekka przypomniały programy artystyczne na peerelow-skich dancingach.