Chory z zazdrości i uwikłana
"Szkoła żon" - reż. Łukasz Witt-Michałowski - Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w WałbrzychuŁukasz Witt - Michałowski przenosi akcję dramatu do świata kryminalnych intryg i męskich aberracji. To historia spisku stręczycieli przeciwko ex-rajfurowi Amolfowi.
Główny bohater uprowadza zza wschodniej granicy małą dziewczynkę - Anuszkę z zamiarem wychowania jej na wzorową żonę... Rozpoczyna się gangsterskie polowanie, wielka gra pozorów, udawania i kamuflażu. Amolf próbuje zatrzeć ślady i zmienić tożsamość, jednak te zabiegi nie są w stanie uchronić go przed pościgiem "opiekunów" dziewczyny. Misterny plan bohatera legnie w gruzach, a ciągła maskarada obnaży ludzkie słabości.
"Szkołę żon" Molier napisał w 1662 roku. Komedia, której tematem jest zazdrość, na stałe weszła do kanonu europejskiego dramatu. I co najważniejsze, wciąż jest aktualna, nie ma w sobie nic z teatralnej ramotki sprzed kilku wieków, którą należy się zachwycać, bo tak wypada. Wałbrzyski spektakl zachował, co ucieszy miłośników nieingerowania w klasykę, formę, w jakiej zapisał ją francuski twórca. Choć oczywiście miejsce na pewne odstępstwa i uwspółcześnienie również się znalazło.Główny bohater sztuki - bogaty kawaler Amolf, który bierze małą dziewczynkę, by wychować ją na żonę - to ex-rajfur, uprowadzający zza wschodniej granicy Anuszkę. "Opiekunowie" dziewczyny upomną się w końcu o swoje... Jednak morał pozostaje taki sam - na nic zdają się wszystkie misterne plany, bo los lubi płatać figle. Zwłaszcza gdy w grę wchodzi uczucie. A może w dzisiejszych czasach już coś innego? Komizm Molierowskich fraz podszyty grozą doskonale oddali wałbrzyscy aktorzy. Amolf w kreacji Jerzego Gronowskiego, mimo całej obmierzłości, uwypuklonej dodatkowo kostiumem sado i wzgardy widza wobec jego zachowań, budzi współczucie jako upokorzony w ostatnich scenach starzec. Jego przyjaciel Chryzald (Piotr Tokarz) może i nosi rogi na głowie, ale doskonale wie, że aby ich nie dostać, lepiej wcale nie mieć żony.
Anusia/Anuszka (grana przez trzy aktorki: Karolinę Krawiec, Joannę Łaganowską, Irenę Sierakowską) ucharakteryzowana jest na laleczkę z porcelany czy raczej postać z japońskiej mangi. Zwłaszcza Karolina Krawiec może wykazać się komediowym talentem. Aktorka z dużym wdziękiem gra "głupią i nieokrzesaną". Nic dziwnego, że jej urokowi ulega nadpobudliwy Horacy (Michał Kosela). Salwy śmiechu wywołują sceny z udziałem Małgosi (Irena Wójcik) i Alojza (Czesław Skwarek), służących Amolfa. Ten dwugłowy skołtuniony twór sieje też postrach. Wielkie wejście/ wjazd mają Ryszard Węgrzyn i Filip Perkowski jako "opiekunowie" dziewcząt. Koniecznie trzeba wspomnieć o kostiumach i rekwizytach, pochodzących z Pracowni Sznurka Aleksandry Sadurskiej. Anusia ciągle z motkiem w rękach, bo przecież pod nieobecność Amolfa nigdy się nie nudzi, robiąc koszule nowe i czepce, jest symbolem uwikłania, a w tym przypadku wręcz uwięzienia kobiety. Bawełniany sznurek posłuży także omotaniu mężczyzn. Zaś kotek z włóczki skradł nie tylko moje serce. Twórcom wypada pogratulować spektaklu i trzymać kciuki, żeby udało się go przenieść pod dach "Szaniawskiego". Szkoda by było, gdyby "Szkoła żon" bawiła nas jedynie w wałbrzyskim Amfiteatrze podczas kilku czerwcowych i lipcowych wieczorów.