Chwilę tu pobyć

o słuchowisku Marii Brzezińskiej "Próba czytania"

"Nie zdawałam sobie, jak to straszne jest, dopóki tego nie napisałam. Jak to napisałam, to po raz pierwszy w ogóle się z tym skontaktowałam. To było jakieś dwa lata temu i ja strasznie to przeżyłam. Nie mogę do tych tekstów wracać do tego stopnia, że źle je zatytułowałam. Tam się pojawia błąd w imieniu nawet, bo ja naprawdę nie mogę tego czytać". Tak, słowami odautorskim zaczyna się słuchowisko. Maria Brzezińska zaadaptowała dla radia opowiadania młodej pisarki, Justyny Białowąs dotykających traumatycznej pamięci o rzezi wołyńskiej.

Ten wstęp w wykonaniu pisarki wprowadza w słuchowisku wymiar wielkiego autentyzmu. Opowiadania zaczęły żyć swoim życiem, oderwały się od autorki i ją przerosły. Teatr radiowy to medium wyjątkowe. Leopold Blaustein pisał niegdyś o akuzji – czyli procesie recepcji dzieła radiowego, konstytuowania siebie w świetle słyszanego tekstu. Narratorka (reprezentująca w radiowym spektaklu autorkę pierwowzoru) przechodzi specyficzną drogę do dna zrozumienia, snując opowieść delikatnie, od czasu do czasu dotykając tylko „tamtego czasu”. Przez świadomość nagle zaczyna wypływać zapisana opowieść, której zaczyna się bać. Samo to doświadczenie stawia tę opowieść w przedziwnym świetle. Do tego, w introdukcji - głos autora, pełna autentyzmu laudacja nad „dzieckiem, od którego trzeba uciekać”. Tytuł słuchowiska odzwierciedla podejście autorki – to jest tylko „próba czytania”. Nie wiemy, jak ona się zakończy, to tylko „rozpoznanie siebie” w świetle tej opowieści.

To jest ta przewaga radia nad tekstem literackim – uwiarygodnia ono historię żywym głosem, jego tembrem, charakterystycznym zaśpiewem, zagubieniem - wszystkim tym, w co człowieka wyposażyła Prawda. Maria Brzezińska nie po raz pierwszy porusza trudny temat w radiu. Zanim wysłuchałem „Próby czytania”, przypomniałem sobie zrealizowane w 2001 roku słuchowisko „Przyjaciółki z Żelaznej ulicy”. Tam, reżyserka poruszyła temat holokaustu z perspektywy ciasnych kryjówek, w których spędza wojnę ukrywająca się u dwójki Polaków, Żydówka z kilkuletnią córką. Usłyszałem w tym spektaklu całą dźwiękową panoramę strachu i nadziei. Muzyka Eugeniusza Rudnika stworzyła świat, gdzie słuchacz mógł przez około 30 minut, ukrywać się w raz z główną bohaterką w ciasnym piwnicznym kącie. Z tamtego słuchowiska wpadają w pamięć bardzo mocne słowa – niemal motto tamtej historii: „Kto ratuje jedno życie, ten ratuje świat”. W duchu tego przesłania wysłuchałem najnowszej realizacji teatru radia z Lublina. 

Ten swoisty feature (gatunek łączący technikę reportażu z poetyką słuchowiska) ukazuje dramat zbrodni wołyńskiej, odpomniany przez najmłodsze pokolenie, dla którego tamte wydarzenia mogłyby już przypominać przerdzewiałą prawdę, bez cienia dialogu z tym, co „tu i teraz”. TAK NIE JEST. Słuchając głosu Mirelli Biel (w roli narratorki), zahaczamy o historię w niespodziewanie jaskrawym świetle. Opisuje ona losy rodziny dziadka, wymordowanej w bestialski sposób 70 lat temu, ale czyni to z tak bystrym oglądem rzeczy, jakby stawała się medium między tamtym konkretnym czasem a nasłuchującym jej współczesnym odbiorcą. „ Chwilę tu pobyć, chwilę tu pobyć” – słyszymy w pewnym momencie. To znaczące słowa. Bohaterka nie może zapomnieć. Cały czas gra w niej „tamten 11 lipca, kiedy to rodzina dziadka spędzała niedzielę, smażąc jajka”. Słyszymy tu o zalanej krwią podłodze, zaszytych kotach w ciałach pomordowanych, pogrzebanej „w gnoju” rodzinie dziadka narratorki. Każdy z nas, będąc dzieckiem, odczuwał nadciągającą grozę inaczej niż „skonwencjonalizowany” umysł dorosłego. Tutaj groza wraca od czasu do czasu w podobnym natężeniu, jak ta dziecięcia. Migotliwe wspomnienia przepływają przez współczesność, gdzie losy polsko – ukraińskie (siostra narratorki wychodzi za mąż za „zamerykanizowanego Ukraińca) wciąż się łączą. Mam wrażenie, że równorzędnie przepływają w tym nagraniu - ucieczka autorki od swojego dzieła, jak i narratorki od siebie samej. Poczucie wielkiej empatii z losami dziadka, który przeżył tamto zdarzenie odkrywa przed bohaterką korowód zdarzeń łączących przeszłość i teraźniejszość w niewytłumaczalną jedność. 

Bardzo wymowną sceną słuchowiska jest odtworzenie nagrania, w którym dziadek śpiewa pieść ukraińską. Po tej scenie – najlepszym komentarzem pozostanie cisza.  W ostatniej scenie fabularnej, wywiązuje się niewinna z pozoru rozmowa babci narratorki z sąsiadką, w której ta zapytana o to „co w serialu” – mówi: „wszystko dobrze im się układa, na szczęście”…

Wspomniałem o zakończeniu fabularnym, ale właściwe zakończenie znów (podobnie jak wstęp) ma charakter reportażu. Słyszymy ponowną wypowiedź Justyny Białowąs, a także aktorów występujących w słuchowisku – Mirelli Biel, Hanki Brulińskiej, Jolanty Deszcz – Pudzianowskiej, Hanny Pater, Anny Świetlickiej, Jana Wojciecha Krzyszczaka. Opowiadają o swoich kontaktach z ziemiami ukraińskimi. Rzadko spotykałem się w słuchowiskach z takim zabiegiem. To zawsze podkreśla, że opowieść w radiu przepływa przez żywe, wrażliwe głosy, nie obojętne na wymiar tego, co kreują. Muzyka w słuchowisku, którą wybrała reżyserka koresponduje dobrze z osobowością narratorki. Nie jest przygnębiająca, patetyczna. W końcu historię opowiada młoda dziewczyna, próbująca tylko dotknąć tej traumy, bez pociągania za tony martyrologiczne. 

Dodam, że temat zbrodni wołyńskiej w Teatrze Polskiego Radia, pojawiał się już wcześniej. Przypominam sobie realizację opowiadań Stanisława Srokowskiego „Anioły”. Adaptacji podjął się zmarły rok temu Andrzej Piszczatowski. Polskie Radio w ubiegłym roku wydało obszerny zestaw audycji dotykających tamtych wydarzeń w wydawnictwie „Wołyń 1943”. Słuchowisko Marii Brzezińskiej mogłoby być idealnym uzupełnieniem tamtych nagrań.

Słuchowisko zostało nagrodzone na tegorocznym festiwalu „Dwa Teatry” w Sopocie nagrodą im. Krzysztofa Zaleskiego za „twórczość odrzucającą stereotypy i łatwe nowinki, umocowaną w historii i pamięci, dotyczącą problemów współczesności”. Brzezińska z tym właśnie spektaklem będzie reprezentowała polską radiofonię na tegorocznej edycji Prix Italia. To najbardziej prestiżowy przegląd form radiowych, który co roku odbywa się we Włoszech. Temat poruszony w tym spektaklu jest wciąż bolesny, nieodczarowany przez niby „uzdrawiającą moc czasu”. Słuchowisko trwa zaledwie 24 minuty, ale pozostawia niezliczoną toń ciszy. Ukłony dla Marii Brzezińskiej która kontynuuje w Radiu Lublin wielką tradycję radia artystycznego, mówiącego o człowieka do człowieka. Radio w tym rozumieniu to wymagające medium, nie wkraczające w uproszczenia i współtworzące wspólnotę słuchaczy, dla których słowo jeszcze nie wymarło.

Janusz Łastowiecki
Dziennik Teatralny
25 maja 2012

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...