Chyba o coś tutaj chodzi...

"Kartoteka" - reż. Andrzej Majczak - Teatr im. S. Jaracza w Olsztynie

W pewnym momencie spektaklu „główny bohater" stwierdza, że widzowie zapomną o nim zaraz po wyjściu z teatru. Myli się. Trudno zapomnieć poetyczne, gorzko-zabawne, abstrakcyjne widowisko, które odbyło się na Kameralnej scenie olsztyńskiego teatru. Jubileuszowa, udana odsłona pierwszego dramatu Różewicza.

Kartoteka prezentuje nową formę w teatrze, w której poezja miesza się z dramatem, a literalne streszczenie nie oddaje prawdziwej treści sztuki. Główny bohater przerzuca kartotekę swojego życia, przenosząc się do coraz to innych postaci, obrazów, wydarzeń. Akcja zmierzająca linearnie z punktu A do punktu B nie ma tutaj racji bytu. Chaotyczne zdarzenia następują po sobie bez żadnego logicznego sensu, różni ludzie wchodzą i wychodzą. Na scenie wiecznie panuje ruch i bezład, jednak generalnie nic się nie zmienia. W tym wszystkim główny bohater traci swój właściwy sens, zachowuje całkowitą bierność, która jednak w obliczu ogromnego nawału działań, pretensji, słów jest jakimś wyborem. Nie ma nawet imienia czy wieku. Określa go tylko to, co dzieje się wokół niego. W tej roli znakomicie odnajduje się Artur Steranko, wszakże granie „nikogo" nie jest rzeczą łatwą.

Korowód barwnych postaci: Rodzice (Milena Gauer, Radosław Hebal) - typowa nadopiekuńcza matka i przeciętny urzędnik ojciec, oraz była żona (Ewa Pałuska) zasypują głównego bohatera oczekiwaniami, których on nie ma ochoty spełniać. Zwraca uwagę kontrast między jego powściągliwością, a nadmierną ekspresją innych postaci. Z jaskrawym ładunkiem młodzieńczej werwy Dziewczyna (Agnieszka Giza) filmuje wszystko komórką. Tłusta Kobieta(Alicja Kochańska), mimo, że nie jest już młoda nadal usilnie próbuje uwodzić. Charakterystyczne, przejaskrawione role wzmagają poczucie surrealizmu i chaosu, mimo, że stanowią syntezę postaci z życia szarego człowieka.

Absolutnym hitem sztuki jest trójgłosowy, męski chór, na który składają się Wujek (Cezary Ilczyna), Wrona (Marian Czarykowski) i Profesor (Maciej Mydlak). Panowie, w szarych płaszczach, stanowią główną siłę napędową akcji. Tłumaczą widzowi, co dzieje się na scenie, by następnie stworzyć niezwykły chaos, a potem niczym grecki chór ustawić się w szeregu i wyśpiewywać barwne melodie, które naprawdę robią wrażenie. Każdy z nich wyraziście gra swoją postać, by następnie stopić się z pozostałymi w jeden potrójny głos. Za każdym razem, gdy akcja zdaje się stawać w martwym punkcie, lub przekracza pewien próg absurdu, wkracza groteskowe trio i ratuje sytuację.

Na uwagę zasługuje scenografia trafnie wpasowana w klimat spektaklu- bardzo teatralna, jak ze snu. Składa się głównie, wedle wskazówek z didaskaliów, głownie z drzwi, w tym jednych na podłodze, oraz dużego łóżka stanowiącego centrum wydarzeń. Dużo daje umiejętna gra świateł. Z całością doskonale współgra również muzyka, składająca się z delikatnego, transowego śpiewu Marii Rumińkiej, oraz gry na skrzypcach.

W sztuce dramatyczne treści niepostrzeżenie przeradzają się w komedię. Niejednokrotnie na widowni rozlegały się śmiechy. Jednak cały czas w powietrzu wisiało pytanie, czy przedstawiane obrazy są śmieszne, czy obezwładniająco smutne. Chaos natomiast przeradza się w konsekwentną całość. Trafność niektórych tekstów zapiera dech w piersiach. Trudno opisać, co właściwie wydarzyło się w Teatrze Jaracza. To trzeba zobaczyć i poczuć.

Joanna Dreczka
Dziennik Teatralny
17 maja 2016
Portrety
Andrzej Majczak

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...