Chyba zostanę już tym Żebro...

Rozmowa z Ewą Wyskoczyl, założycielką i reżyserką Teatru za Lustrem.
Dziennik Teatralny/Łukasz Karkoszka: Zacznijmy od początku – co Panią skłoniło do założenia teatru i jakie były jego początki? Ewa Wyskoczyl: Tak naprawdę na studiach polonistycznych na UŚ znalazłam pomysł na siebie. Chciałam się zajmować teatrem, ale nie pociągało mnie bycie aktorką. Wolałam być po drugiej stronie. A początki naszego, tarnogórskiego teatru są banalne. Wszystko zaczęło się od stworzenia grupy młodzieży chętnej do zabawy w teatr, a potem raptem z tej grupy wyrośli studenci i absolwenci szkół teatralnych i tak nasz teatr stał się teatrem bardziej zawodowym. D.T.: Czym jest dla Pani teatr i czego Pani w nim poszukuje? E.W.: Mój ojciec zginął w Himalajach. Było to dla mnie niezwykle ekstremalne i osobiste przeżycie Nie ukrywam, że w materii teatru odnalazłam taki rodzaj ekstremum. Być może w mojej działalności teatralnej jestem teraz w Tatrach, ale chciałabym “zginąć w teatralnych Himalajach”. D.T.: Sięga Pani z jednej strony po współczesne teksty – “Skaza”, “Piaskownica” a z drugiej strony są to spektakle na podst. tekstów awangardowych twórców – Mirona Białoszewskiego i Michaela Torniera “Wyspa RO”, czy “Ja z jednej strony, i ja z drugiej strony mojego mopsożelaznego piecyka” wg Aleksandra Wata. Co wpływa na taki a nie inny wybór repertuarowy? E.W.: Już od czasów studiów lubowałam się w awangardzie – swoją pracę magisterską pisałam o Mironie Białoszewskim. Jak ktoś raz “wejdzie w awangardowy świat”, to potem trudno mu przeskoczyć na proste i jasne formuły. Często słyszę zarzut, że nasze propozycje teatralne są trudne w odbiorze, ale zawsze wtedy powtarzam sobie maksymę Alberta Einsteina, że: “należy upraszczać jak najbardziej, ale nie bardziej”. D.T.: W “Piaskownicy” Michała Walczaka bohaterami jest Ona i On, a w Pani realizacji obie role grane są przez dwóch mężczyzn – kategoria płci staje się umowna i zmienna, dlaczego? Próba sprowokowania widzów? E.W.: Prowokacja tego rodzaju mnie w ogóle nie angażuje. W Polsce pokutuje jakiś taki dziwny sposób myślenia o sztuce teatru, że oto tekst jest święty i realizacja sceniczna powinna być jeden do jeden. Nie mówiąc już o tym, że wszystko powinno być zrobione poprawne i linearne. Mnie taki sposób myślenia o sztuce teatru nie odpowiada. Rzeczywiście “Piaskownica” była takim spektaklem, który wkurzał. Bulwersowało w szczególności to, że tacy młodzi ludzie zrobili tak odważny spektakl. Błędem jest – moim zdaniem – myślenie o człowieku w kategoriach metrykalnych. Często właśnie to młodzi ludzie są nośnikami prawd o nas samych, a także są bardziej otwarci i świeżsi – wyzbyci uprzedzeń i stereotypowego myślenia. D.T.: “Zarah” Piotra Żebro to opowieść o Zarah Leander- niemieckiej gwieździe kolaborującej z Niemcami. Co jest w tym tekście takiego, co skłoniło Panią do jego wystawienia? E.W.: Myślę, że w tej chwili mogę już to ujawnić, że ten tekst napisałam ja sama. Ale zaraz muszę dodać, że tak naprawdę mojego autorskiego tekstu jest w nim najmniej. Dziewięćdziesiąt osiem procent tekstu stanowią wypowiedzi autentyczne, zarówno Zarah, Goebbelsa jak i samego Hitlera. Jest to swoista kompilacja cytatów. Nie mam tam w zasadzie niczego poza tym, co historyczne postacie powiedziały o Zarah Leander. Moim autorskim pomysłem była postać pomocnika - opiekuna Zarah, który jednocześnie pełni rolę jakby współczesnego adwersarza. Napisałam ten tekst jako Piotr Zebro, bo w Polsce nie lubi się kobiet dramatopisarek. Przyznaję, że to moje ukrycie się pod pseudonimem było rodzajem kamuflażu – dodam - prowincjonalnego kamuflażu. D.T.: Co Panią zafascynowało w postaci Zarah Leander, że aż zdecydowała się Pani na napisanie o niej sztuki teatralnej? E.W.: Kiedyś zrobiłam etiudę na podstawie utworu Zarah, który mnie zachwycił. I tak “po nitce do kłębka” poznawałam jej biografię. Im bardziej ją poznawałam, tym bardziej mnie fascynowała. Na końcu okazało się, że jej biografia jest na tyle interesująca, niepokojąca, a wręcz przerażająca, ze warto by było pokazać choć fragmenty jej życia na scenie. Fenomenalne w tej postaci jest także to, że słyszy się mężczyznę śpiewającego jak kobieta, a potem się okazuje, ze jest to kobieta śpiewająca jak mężczyzna. D.T.: Najnowsza propozycja Teatru za Lustrem to “Silesia- Bus” wg tekstu “Lepsi” Jekatieriny Narszi. Spektakl rozgrywany był w śląskich autobusach, a potem fragmenty nagrań wykorzystano w spektaklu. Czemu wybraliście Państwo autobus jako przestrzeń do gry? E.W.: Codziennie jeżdżę autobusami i zainteresowało mnie zachowanie ludzi w komunikacji miejskiej. Zauważyłam, że jesteśmy na siebie zamknięci i brak nam wzajemnej serdeczności. My – Polacy jesteśmy ciągle na takim “wkurwie” – wystarczy, że ktoś nas przez przypadek dotknie i to już wywołuje w nas agresję. Tą naszą realizacją chcieliśmy w jakiś sposób sprowokować ludzi. Co ciekawe, rytmy autobusu bywają różne. Gdy kręciliśmy nasz film rano i popołudniu to większość ludzi było na nie, a wieczorami już każdy chciał z nami rozmawiać. Mnie osobiście jednak bardziej interesowało zachowanie aktorów, to jak oni odnajdą się w tej sytuacji. Okazało się, że dla nich to nie było wcale takie łatwe zadanie. D.T.: W projekcie teatralnym “Silesia bus” oprócz aktorów pojawia się Pani Eugenia Paluszek – portierka TCK, jaki przyświecał temu cel? E.W.: Po pierwsze, pani Genia ma nietuzinkowy sposób bycia, a po drugie, charakterystyczny jest dla niej, coraz rzadziej spotykany, rodzaj intensywnej empatii. Poza tym, chcieliśmy, by w przedstawieniu wziął udział także, ktoś “z tej drugiej strony”. Obawialiśmy się reakcji pani Geni na naszą propozycję i nie chcieliśmy, by jej udział w naszym przedsięwzięciu wyszedł instrumentalnie. Musimy pamiętać o tym, że praca z naturszczykiem jest inna niż z zawodowym aktorem. Jej rola dla przedstawienia jest niezwykle ważna , choć nie widać tego w trakcie spektaklu, ale silnie widocznie jest to na filmie. D.T.: Ile osób obecnie liczy zespół Teatru za Lustrem? E.W.: Nasz zespół nie jest stałym zespołem, co powoduje, że nie możemy grać tak jak teatry repertuarowe. Zresztą nie takie jest nasze założenie. W naszym teatrze panuje dość duża rotacja i jest to, w jakiś sposób korzystne, dla teatru. Generalnie, staram się spożytkować dla teatru osoby, które pojawiły się w różnych okresach mojego życia. Nie odmawiają mi aktorzy zawodowi. W zespole ciągle pojawia się ktoś nowy, i dobrze. D.T.: Czym Teatr za Lustrem nas zaskoczy w przyszłości? E.W.: W planach mamy realizację dość radykalnego – moim zdaniem – spektaklu, który ma być polską wersją językową “Sex Pistols” (śmiech). I bardzo się na to cieszę. Chcę tą realizacją odpowiedzieć sobie na pytanie, czy u nas – w Polsce, takie pokłady anarchii są możliwe. Premiera planowana jest na wrzesień. D.T.: I na koniec, czy zamierza Pani nadal tworzyć swoje własne, autorskie teksty dramaturgiczne? E.W.: “Sex Pistolsów” muszę napisać sama, wiec chyba zostanę już tym Żebro (śmiech). D.T.: Dziękuję za rozmowę. Ewa Wyskoczyl - założycielka i reżyserka Teatru za Lustrem w Tarnowskich Górach.
Łukasz Karkoszka
Dziennik Teatralny Katowice
5 marca 2008
Portrety
Ewa Wyskoczyl

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia