Ciało pozostało ciche
"Ciche ciało" - reż: Anna Haracz - Teatr Tańca i Muzyki Kino Variatino"Ciche ciało" nie wyznaczyło granicy między sacrum i profanum, by ją np. ostentacyjnie zburzyć czy zignorować. Nie zburzyło też sposobu myślenia o ciele, nie wskazało nowych dróg
Najnowszy spektakl Teatru Kino Variatino, zrealizowany przez Annę Haracz i Tomasza Antonowicza przy współudziale tancerki Anny Krysiak i Krzysztofa Topolskiego-Arszyna, przemówiło wieloma językami. Może zbyt wieloma. Jego twórcy przeprowadzili eksperyment - postanowili podzielić spektakl, a tym samym człowieka, na trzy części - "ciało" psychiczne, fizyczne i duchowe. Bardzo szybko okazało się jednak, że tak sztuczny podział jest po prostu niemożliwy.
"To chcij bardziej"
Spektakl otwiera najciekawsze wizualnie i tanecznie solo Anny Krysiak. To apoteoza ludzkiego ciała, mówi o jego pięknie, tożsamości, sile oraz o oryginalności. I wolności, która została ograniczona założonym na ciało ubraniem. Oryginalny język taneczny Krysiak wprowadzał niemal w trans. Ten wstęp rozpoczął pierwszą część, która dotyczyła emocji. Ilustrowały je raczej proste, oszczędne gesty - złość to zaciśnięte pięści i gwałtowne ruchy, spokój to ruch płynny i łagodny. Zasłanianie oczu, ust, przytrzymywanie nóg, to ograniczenia i zakazy. Radość ilustrował śmiech i ruchowa zabawa w rytm powtarzanej jak mantra kwestii: "Obudź się. Co masz na myśli? Nie wiem, ale bardzo tego chcę. To chcij bardziej. Obmyj stopy. A warkocze?", podczas której ciało jest rozluźnione, a jego ruchy niedbałe, pozbawione treści. Na tym tle oddawanie czci zdjętym przez tancerki elementom garderoby było już zbyt dosłowne i niepotrzebne.
Zabawa miała też walor fizyczny - zadyszka, zmęczenie ciała przeniosły nas do części poświęconej ciału fizycznemu, choć nie dokonałabym tego podziału z czystym sumieniem. Psychika i duchowość silnie wpływają na naszą fizyczność. Zmiana fizyczna potrafi zmienić naszą psychikę. Ciekawe solo Iwony Gilarskiej, choć może trochę nadekspresywne, pokazywało czytelnie bunt ciała, ale i psychiki, przed ograniczeniem w przestrzeni. Próbę wyswobodzenia się, ale też manifestację własnego zdania, swojej indywidualności. Jej ucieczka nie była rozpaczliwa. Ruchy obrazowały raczej chęć przesunięcia narzuconych granic, powiększenia zajmowanej, dozwolonej powierzchni.
Trzecia część zaskoczyła mnie teatralizacją, choć będąca jej tematem duchowość wyobrażona została także poprzez ciało. Scena pod "ścianą płaczu", gdzie każde z ciał trzech tancerek wykonywało różne rytualne gesty, miała spory ładunek treści i emocji. Szczególnie, że w finale spektaklu połączyła wspólną "modlitwą" obecnych cały czas w rogu sceny muzyków z tancerkami. Tylko czy ta ostatnia scena była puentą? Bo jeśli tak, to czy jest nią konstatacja cielesnego egalitaryzmu wszystkich ludzi, czy może egalitaryzmu religijnego - że wszyscy ostatecznie modlimy się do tego samego boga?
Ciało coś szeptało
Spektakl "Ciche ciało" poruszył kilka ważnych kwestii. Mówił o zatraceniu przez nasze ciało naturalności, swobody, spontaniczności. Pokazywał, że wszyscy jesteśmy równi "pod jednym ciałem". Że to, co nas odróżnia, to nasze przekonania, moda, kultura. Ale nie wyznaczył granicy między sacrum i profanum, by ją np. ostentacyjnie zburzyć czy zignorować. Nie zburzył też mojego sposobu myślenia o ciele, nie wskazał nowych dróg. Również muzyka autorstwa Antonowicza i Arszyna nie spełniła pokładanych w niej nadziei - ciekawa i oryginalna, była jednak tylko ledwo zauważalnym tłem. Choć nie takie było pewnie zamierzenie twórców "Cichego ciała", wypowiadane w jego trakcie słowa stały się najtrafniejszą recenzją tego spektaklu. Tytułowe ciało nie przemówiło pełnym głosem, a zaledwie szeptem. Pozostało wciąż ciche i nieśmiałe, nie ujawniło swojej istoty, nie wyswobodziło się z ram i schematów, a jedynie je zilustrowało. Miałam ochotę krzyknąć: "Obudź się! Co masz na myśli?". Ciało coś szeptało, ale nie dosłyszałam...
Spektakl można zobaczyć w Klubie Żak 28 marca o godz. 19 oraz podczas Gdańskiego Festiwalu Tańca (początek 14 czerwca).