Ciepło i umiar

"Jesteśmy strukturami włóknistymi" - aut. Magdalena Abakanowicz - Muzeum Narodowe w Poznaniu - kuratorka Anna Borowiec

Jakie czasy takie wernisaże. Niestety pandemiczne obostrzenia wciąż ciężko dyszą nam na karkach. Dyszenie to można było odczuć na wernisażu wystawy Magdalena Abakanowicz Jesteśmy strukturami włóknistymi który odbył się 8.08.2021 roku w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Oczywiście od wejścia na twarzach wielu z przybyłych tłumnie gości widoczne były maseczki, których obecność zdawać by się mogło zastąpiła przed pandemiczne zwyczaje rozmów przy winie na tego typu wydarzeniach. Na szczęście było to co najważniejsze, czyli możliwość doświadczenia sztuki na żywo, a nie przez ekran komputera.

Od organizatorów, którzy skierowali do zebranych gości kilka słów wstępu przed zaproszeniem w przestrzenie wystawowe wyczuć można było pasję i ekscytację, oraz żywe zainteresowanie tematem. Organizatorami wystawy są dwie instytucje – Muzeum Narodowe i Uniwersytet Artystyczny im. Magdaleny Abakanowicz. Właśnie nadanie patronatu tej uczelni, co miało miejsce na początku bieżącego roku stoi u genezy powstania pomysłu na tę wystawę i w konsekwencji samej wystawy. Zatem wystawa ma bardzo lokalne podłoże powstania. Artystka była bowiem przez wiele lat związana z tą poznańską uczelnią jak i samym miastem, prowadziła tu działalność oczywiście artystyczną oraz pedagogiczną. Oba obszary działania są równoważnymi płaszczyznami narracji prowadzonej na wystawie. Zespół jej twórców postarał się aby przekrojowo sportretować spuściznę artystyczna Abakanowicz, oraz aby przybliżyć jej pracę na uczelni.

Ekspozycja widocznie jest bardzo starannie skomponowana, za jej formę odpowiadają w głównej mierze Anna Borowiec i Rafał Górczyński. Zarówno dobór eksponatów, jak i ich rozmieszczenie w przestrzeniach muzealnych wyraźnie nie są przypadkowe. Prezentowane kolejno eksponaty są w pewnym stopniu uporządkowane chronologicznie, a także ze względu na technikę, w której zostały wykonane. Wystawę otwiera przestrzeń, której potencjał został znakomicie wykorzystany, bowiem jest to sala z wysokim sufitem, w której oprócz wiszącej tuż przy wejściu przełomowej dla kariery artystki Kompozycji białych form prezentowane są znamienne abakany. Dziełom tym będącym formami tkackimi, ale jednocześnie przestrzennymi, wręcz na swój sposób monumentalnymi, można dzięki sposobowi prezentacji w pełni się przyjrzeć, gdyż przestrzeń daje możliwość oglądania ich z bliska, jak i z dystansu, a także z każdej strony, dzięki możliwości obejścia ich dookoła i stanięcia ich naprawdę blisko. Można rzec, że oko w oko z dorobkiem ikony. Szczególnie korzystna okazała się ta przestrzeń dla Kompozycji monumentalnej mierzącej sobie ponad 10m, zaprojektowanej pierwotnie do przestrzeni pewnej gnieźnieńskiej klatki schodowej. Po opuszczeniu pierwotnej lokalizacji w 2009 roku praca ta nie była prezentowana będąc w pełni podwieszoną i nie dotykając przy tym podłogi. Wystawa ta daje zatem możliwość podziwiania tego dzieła w formie bliskiej docelowej i wymyślonej przez artystkę.

Niemniej architektura muzeum oprócz dużych możliwości daje tez pewne ograniczenia, o których przekonać się możemy wchodząc do kolejnej sali, gdzie umieszczone zostały grupy form przestrzennych z utwardzanego sizalu. Grupy te niestety nieco „dusiły się" w sali w której je usytuowano. Sala ta posiadała niski sufit i była w porównywalnie niewielka, a rzeźby ustawione były ciasno. W tej sytuacji zbawienne okazało się okno, stanowiące całą płaszczyznę jednej ze ścian tej sali, dzięki któremu nie dość, że do przestrzeni wpada naturalne światło, to też niewielka przestrzeń tej w percepcji wydaje się jednak większa i mniej „duszna". Wiele pokrewnych do tych dzieł tej artystki prezentowanych jest zwykle w plenerze, więc ten za oknem jest zdecydowanie doskonale dopełnia prezentację. Mimo ograniczenia przestrzeni organizatorzy wystawy doskonale wybrnęli z tej sytuacji.

W następnych pomieszczeniach natomiast było bardziej kameralnie. W żadnej innej przestrzeni nie ma okna, przez które można wyjrzeć na ulicę miasta, ale przez które ktoś z zewnątrz może zajrzeć do środka. Postawiono raczej na światło miękko oświetlające dzieła, jednocześnie pozostawiające resztę sal w lekkim zacienieniu. W pozostałych salach, już raczej nie skupiano się na konkretnej grupie dzieł, tam zdecydowano się na powieszenie bądź postawienie obok siebie dzieł często z nieco odmiennych technik. Tym sposobem obok Embriologii wisiały np. abakany bądź liny. Niemniej doceniam dbanie o spójność i pewną harmonię każdej z sal wystawowych, o który zadbał zespół twórców wystawy, ponieważ o ile w pierwsza sala jest pełna kolorowych eksponatów, o tyle w późniejszych paleta barwna składa się z barw organicznych (ziemistych i piaskowych) oraz czerni. W salach tych znajdziemy też dzieła stworzone już w XXI wieku np. cykl Anatomia, czy Mutanty. Tu również pragnę podkreślić kunszt kuratorski i świadomość przestrzeni twórców wystawy, ponieważ właśnie mutanty – zgromadzone stado zoomorficznych form ustawione zostały tak, aby – w zależności z której strony gość wystawy będzie ją przemierzał - albo będzie musiał jakoby ryzykując czołowe zderzenie z nimi wejść pomiędzy nie aby przejść do drzwi, którymi jakby właśnie wyszły, bądź wejść wśród nich i pójść w stronę, w którą i oni być może zmierzają.

W każdym razie którędy by nie pójść to wystawa została zaprojektowana tak, aby jej finał był w miejscu najbardziej nostalgicznym, bowiem w sali wypełnionej wspomnieniami pracy pedagogicznej Magdaleny Abakanowicz. Przestrzeń ta nie jest duża, jednak zgromadzone tu często archiwalne obiekty dają spojrzenie na ogrom szacunku i uznania, którym została obdarzona artystka w progach uczelni, z którą była związana, ale także poza nią. Świadczą o tym listy z prośbami o możliwość studiowania w jej pracowni studentów w zasadzie z całego świata. Oprócz tych listów obraz pracy Abakanowicz jako pedagoga dokumentują zebrane fotografie i nagranie wideo z wystaw studenckich czy z pracowni, gdzie kobieta widoczna jest ze studentami podczas pracy. Właśnie ta część wystawy wydaje mi się najbardziej wyjątkowa, ponieważ prezentowane tu elementy często pochodzą z prywatnych archiwum byłych studentów artystki. Jest to więc jedyna jak dotąd okazja, żeby moznac te materiały. Byli studenci i współpracownicy Abakanowicz dopełniali grono gości wernisażu, śmiem twierdzić, że z uwagi na specyfikę tej wystawy byli właściwie najważniejszymi gośćmi. Dzięki ich obecności czuć było na wydarzeniu szczyptę nostalgii i czułości, co bez wątpienia było nadzwyczajnym elementem dla tego typu wydarzenia. Przemierzając sale muzeum można było wyłapać z pojedynczych wymian zdań strzępki wspomnień o artystce i o pracy z nią.

Wystawa jest na tyle staranna, że to co również rzuciło mi się w oczy to umiar. Umiar zgromadzonych dzieł (dających pogląd na mnogość działań twórczych artystki, ale nieskupiający się nadmiernie nad którąś z dziedzin jej twórczości, dzięki czemu można przyjrzeć się spokojnie każdemu dziełu i nie rozpraszać się zbyt dużą ich ilością), umiar ilości treści archiwalnych (dających pogląd na działalność pedagogiczną kobiety, ale jednak pozostawiających dozę tajemnicy dla wydarzeń zza murów uczelni), a także umiar treści kuratorskich – przez przestrzenie wystawy prowadzą nas jak przewodnik opisy dzieł, czy nakreślenie kontekstu historycznego, pozwalające lepiej zrozumieć zbiory, lecz nie dość, że nie jest ich bardzo dużo, są zwykle bardzo zwięzłe, a także, co bardzo doceniam – są napisane przejrzystym językiem. Nie grają pierwszych skrzypiec wystawy, są jednak jej dobrym dopełnianiem, dlatego również osoba pierwszy raz spotykająca się z postacią artystki może czuć się swobodnie na tej wystawie, jak i moim zdaniem dla osoby, dla której twórczość ta nie jest obca może okazać się ciekawa ze względu na wybór dzieł, a także ich skomponowanie w przestrzeniach muzealnych oraz oczywiście zestawianie ich z niepowtarzalnymi elementami będącymi dokumentacją wspomnień podkreślające kontekst lokalny wystawy.

Aleksandra Puk
Dziennik Teatralny Poznań
13 sierpnia 2021
Wątki
WYSTAWY

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia