Cierpienia młodego widza

"Ayrton Senna da Silva" - reż. Łukasz Kos - Teatr IMKA w Warszawie

"Jesteśmy zbudowani z emocji... Generalnie wszyscy szukamy emocji." – to słowa Ayrtona Senny, w Polsce znanego właściwe tylko fanom Formuły 1, w Brazylii – bohatera narodowego, którego kult równy jest kultowi świętych. Robert Bolesto napisał tzw. „misterium motoryzacyjne", które Łukasz Kos przeniósł na deski teatru Imka. Senna niewątpliwe był „zbudowany" z emocji, ale czy szaloną intensywność jego życia oraz tragiczną śmierć można przedstawić na scenie, jakby była ona torem wyścgowym?

Niewątpliwie temat jest fascynujący i to nie tylko dla miłośników Formuły 1. Interesująca jest przede wszystkim sylwetka Senny – bezwzględny na torze, głęboko wierzący w życiu codziennym. Reżyser spektaklu przyznał, że punktem inspirującym dla niego stał się moment zbiegnięcia w czasie śmierci dwóch bohaterów lat dziewięćdziesiątych. Czasów, kiedy wszystko było naprawdę, na śmierć i życie. Pierwszym z bohaterów jest oczywiście Senna, drugim – Kurt Cobain, który popełnił samobójstwo na miesiąc przed tragicznym wypadkiem Ayrtona. Kluczowym jest sformułowanie: „wszystko było naprawdę". To „naprawdę" na torze wyścigowym chciał zapewne pokazać Łukasz Kos w swoim spektaklu.

Oczywiście teatr to nie tor wyścigowy, dlatego w przedstawieniu nie zobaczymy bolidów, kasków i tym podobnych rekwizytów, które stanowiły by marną namiastkę Formuły 1. Reżyser postawił na inne bodźce – zapraszając do swojego projektu performatywnego muzyka i kompozytora Dominika Strycharskiego chciał, by publiczność nie tyle poczuła, co usłyszała moc ścigających się bolidów. I to aż do bólu fizycznego. Ryk silników, odgłosy bolidów pędzących 300 km/h i tym podobne dźwięki wypuszczane z głośników z mocą tak dużą, że obudziłyby zmarłego. Momentami trzeba było zatykać sobie uszy w obawie przed pęknięciem bębenka. Na początku było to nawet do zniesienia, jednak już po piętnastu minutach stawało się zwyczajnie męczące, a nawet rozpraszające.

Oto trójka aktorów stoi na 3-4 metrowej platformie. Każdy ma przed sobą statyw z mikrofonem, ubrani w dresy z paskami, które przypominać mają kurtki rajdowców, wyrzucający z siebie słowa układające się w zdania, ale bez zwięzłej fabuły. „Gdzie bije serce świata?", „czy słyszysz płacz silników?" – pytania tego typu rzucane w stronę publiczności nie pobudzały do najmniejszej nawet refleksji. Godzina feeria czerwonych, białych i zielonych świateł (oczywiście równie mocnych i rażących co „muzyka") okraszonych próbami przybliżenia publiczności wielkości trzykrotnego mistrza świata Formuły 1 nie przekonuje. Spektakl niestety jest mocno przekombinowany, a szkoda, bo z tak ciekawego i mało eksploatowanego tematu można było wydobyć dużo więcej emocji i wrażeń, niekoniecznie działających tylko na zmysły słuchu i wzroku.

Trudno też cokolwiek powiedzieć o grze aktorów. Stoją sobie grzecznie jeden obok drugiego, obserwowani przez widzów zmuszonych zadzierać głowę (przecież aktorzy przez cały spektakl nie schodzą z kilkumetrowej platformy), by ujrzeć cokolwiek. Ruch sceniczny równie ekstatyczny, co muzyka – Joanna Niemirska w konwulsjach opowiadająca tragiczne chwile sprzed wypadku Senny, jej towarzysze (Michał Bieliński i Marek Kossakowski), którym kolana uginają się bynajmniej nie z rozpaczy – to tylko prędkość wyimaginowanego bolidu sprawia, że muszą się dostosować i odpowiednio ułożyć do „mijanych" zakrętów i przeszkód. I tyle.

„Ayrton Senna da Silva" jest spektaklem, z którego mogłoby powstać świetne słuchowisko radiowe – przynajmniej słuchacz mógłby do woli regulować głośność. W teatrze pomysł ten nie sprawdził się do końca. Odnosi się wrażenie, że forma przerosła treść, której i tak nie było za wiele, na dodatek owa treść, zniszczona i zepchnięta na dalszy plan przez wyniszczającą bębenki muzykę, daleka jest od nazwania jej „misterium motoryzacyjnym".

W spektaklu Łukasza Kosa niewątpliwe można znaleźć emocje. Jednak w tym wypadku szukać ich powinniśmy w osobie Senny, nie w teatralnym bolidzie, na jazdę którym nie każdy widz jest przygotowany.

 

Paulina Aleksandra Grubek
Dziennik Teatralny Warszawa
31 grudnia 2013
Portrety
Łukasz Kos

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia