Cierpienie (podobno) uszlachetnia

"Janosik..." - 22. Gliwickie Spotkania Teatralne

"Janosik. Naprawdę prawdziwa historia" Teatru Lalka w Warszawie w reżyserii Łukasza Kosa to festiwalowa propozycja skierowana do młodszych odbiorców, choć liczne aluzje, muzyka grana na żywo, połączenie kilku form teatralnych oraz dynamiczna akcja sprawiają, że dorośli także powinni być usatysfakcjonowani

W przestrzeni Ruin Teatru Miejskiego umieszczona została scena oraz proscenium w formie wybiegu, jaki oglądać możemy podczas pokazów mody. Pozwala to aktorom na lepszy kontakt z widzem, co w przypadku adresatów tego przedstawienia jest szczególnie istotne. W spektaklu żywy plan przeplata się z lalkowym, a uroku dodaje grana na żywo muzyka oraz śpiew (problemy z ustaleniem portretu pamięciowego Janosika żartobliwie, lecz trafnie oddaje trawestacja piosenki: „Naprawdę jaki jesteś, nie wie nikt…” w wykonaniu zespołu). Do tego dochodzi funkcjonalna scenografia w całości wykonana z drewna i tektury falistej. Widzimy wymyślną maszynę tortur, przy pomocy której Murgrabia (Piotr Tworek) i Biskup (Andrzej Perzyna) zadają ból wszystkim, którzy staną im na drodze. Jest olbrzymi diabelski młyn, sporych rozmiarów szubienica, na której - by tradycji stało się zadość - zawiśnie tytułowy bohater, jest drewniane okienko parawanowego teatru (w jednej ze scen widoczne w oknie gry kukiełki – członkowie rodziny Janosika, zostaną przedstawieni publiczności), które chwilę później zamienia się w strzelnicę oraz okno śmierci – miejsce niebezpiecznej zabawy oprawców, którzy w końcu osiągają swój cel. W głębi sceny zawieszono ludową figurkę Jezusa na krzyżu, który przepowie bohaterom śmierć oraz karę za grzechy, ostatecznie prosząc ludzi o święty spokój. 

W pierwszych minutach przedstawienia poznajemy Łowcę (pseudonim „wściekły kurdupel”), wyglądem przypominającego Ramba – czarna kuloodporna kamizelka, dwa pistolety w skórzanych kaburach oraz hak wskazują na to, iż mamy do czynienia z profesjonalistą. Chwilę potem Łowca natrafia na owce, które o Janosiku (Łukasz Kos) wiedzą naprawdę sporo. Biskup z Murgrabią (którego podobieństwo do komiksowego Jokera z „Batmana” raczej nie jest przypadkowe) na scenę zostają wtoczeni - znajdują się w beczce, która za chwilę zamieni się w tułów drewnianej figury przedstawiającej Murgrabiego (postaci „czarnych charakterów” odgrywane są w planie żywym, lecz na scenie stoją także drewniane, utrzymane w estetyce sztuki ludowej postaci, których zrobione z żarówek oczy łypią na wszystkich). Rodzina Łowcy (Mariusz Laskowski) mieści się w jednej walizce – tekturowe kształty co rusz odzywają się z jej wnętrza wzywając pomocy, zostały bowiem zakładnikami w nierównej walce między dobrem i złem. Każdy z zastosowanych elementów uruchamia wyobraźnię i pozwala na przeniesienie się w nie do końca sielankowy świat. Akt autokanibalizmu, przerabianie ofiar tortur na wędliny, bohaterowie, znęcający się nad rodzinami, szantaże - to elementy niełatwej rzeczywistości, w której przyszło żyć Janosikowi i jego kompanom. Gdy do tego wszystkiego dochodzą padające z ust kobiety (Ciupagę-Marynę gra Monika Babula) pretensje (partnerka oskarża Janosika o to, że jego głównym celem jest szybkie dotarcie do finału - uwaga wywołuje uśmiech głównie na ustach starszej części publiczności), to położenie tytułowego bohatera staje się trudne. Jednak nie z takich opresji udało się wychodzić temu, który zabierał bogatym i rozdawał biednym (choć akurat na temat tego aspektu działalności Janosika twórcy spektaklu dyplomatycznie milczą).

Urok przedstawienia tkwi przede wszystkim w pomysłowej scenografii, która przenosi nas w górskie okolice, do świata, w którym rodzina jest najważniejsza – dla niej jeden z bohaterów jest w stanie wyrządzić krzywdę przyjacielowi. Spektakl z pewnością nie jest cukierkową bajeczką w stylu Disneya, bliżej mu stylistyką do ludowych podań i baśni, które od stuleci przygotowywały najmłodszych do życia w świecie dorosłych, ucząc praw rządzących tym światem. Brutalność przeplata się z humorem, lecz charakter spektaklu najtrafniej podsumowują słowa Fryderyka Nietzschego, będące jednocześnie ostatnią padającą ze sceny kwestią: „Co nas nie zabije to nas wzmocni”. Z tym przesłaniem widzowie opuszczali gliwickie Ruiny wracając do świata, który okrucieństwem dorównuje torturom, jakim na naszych oczach poddawani byli bohaterowie.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny
14 maja 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia