Cieszę się z tego co mam
Rozmowa z Moniką SzomkoPiosenki zostały te same, ale systematycznie dodaję coś nowego, czasem też z czegoś rezygnuję – to zależy głównie od tego co mam ochotę śpiewać, co mnie aktutalnie kręci. Czasem lepiej zostawić utwór na jakiś czas, żeby potem do niego wrócić ze świeżą energią, nastawieniem, myślą w ogóle.
Z Moniką Szomko, aktorką i piosenkarką, wykonawczynią recitalu „Dobry we mnie diabeł", rozmawia Ryszard Klimczak.
Ryszard Klimczak: Ostatni raz rozmawialiśmy przed premierą prasową Twojego recitalu „Dobry we mnie diabeł", gdzieś w pierwszej połowie maja 2016 r. Minęło półtora roku. Co się wydarzyło w międzyczasie?
Monika Szomko: W międzyczasie wiele rzeczy się wydarzyło, prowadziłam warsztaty teatralne, trochę grałam, ale przede wszystkim dążyłam do tego, żeby ruszyć ze sprzedażą recitalu i tak właśnie teraz, nareszcie, doczekałam się owoców tej pracy – nowy sezon – „Dobry Diabeł" przynosi nowe, dobre wieści. Już w tej chwili mogę potwierdzić cztery terminy w czterech różnych miastach w Polsce. Najbliższy termin – 5 listopada o godzinie 17:00 w Gminnym Ośrodku Kultury w Żołyni, a dwa tygodnie później zaśpiewam w Nowym Targu na Salonie Poezji i Muzyki – 19 listopada o godzinie 11:00 w Miejskim Ośrodku Kultury. Po Nowym Roku, w styczniu, zapraszam ponownie do Rudy Śląskiej (grałam tam „Diabła" w marcu bieżącego roku), a w lutym, z okazji Dnia Świętego Walentego wystąpię w Centrum Promocji Kultury w Warszawie. Prawdopodobnie w Warszawie uda mi się też zaprezentować w styczniu, ale w tym wypadku wciąż czekam na potwierdzenie – proszę trzymać kciuki.
Grałaś w jakichś spektaklach, brałaś udział w castingach?
- Od sierpnia mieszkam w Warszawie i tam szukam swojego szczęścia zawodowego, rzeczywiście chodzę na castingi, miałam nawet dwa re-calle, ale jeszcze się nie udało nic wygrać. Usłyszałam jednak od moich kolegów aktorów, że na castingi nie chodzi się po to żeby je wygrać, tylko żeby się pokazywać i przypominać... więc nie zrażam się i mocno wierzę. Wcześniej, w okresie maja i czerwca pracowałam po raz pierwszy w życiu jako aktorka dubbingowa – przygotowywaliśmy dubbing do bajki „Dziki Świat Braci Kratt" dla Polsat Jim Jam – fantastyczna sprawa, jestem zachwycona.
Jaką postać tam grałaś?
- Dwie nawet! Jedna to była Murzynka Koki, a druga Donita Donata – czarny charakter. Koki była moją postacią wiodąca, pojawiała się w każdym odcinku, a Donita w co drugim, czasem co trzecim, ale paradoksalnie była mi bliższa – może dlatego że była bardziej „charakterna".
Ile było tych odcinków?
- Czterdzieści.
To duża produkcja. Kto jeszcze był w zespole?
- Krzysiu Korzeniowski – aktor Teatru Zagłębia w Sosnowcu, Kamil Baron – aktor Teatru Rozrywki w Chorzowie, Ewelina Sobczyk – absolwentka Akademii Muzycznej w Katowicach, związana m.in. z Teatrem Muzycznym Arte Creatura. Reżyserował Ireneusz Załóg, a za dźwięk i montaż odpowiadał Iwo Dowsilas.
Co jeszcze oprócz dubbingu?
- Ostatnio wzięłam udział w „Weselu" Radosława Rychcika – bardzo cieszę się, że mogłam dołączyć do zespołu tanecznego.
Z kim tańczysz?
- Głównie z tancerzami z Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu oraz studentami i absolwentami Szkoły Aktorskiej przy Teatrze Śląskim.
A skąd te umiejętności taneczne, masz jakieś przygotowania?
- Wiele lat temu chodziłam na kurs towarzyskiego, ale przede wszystkim w okresie swojej edukacji brałam udział w różnych warsztatach tanecznych, ruchowych, teatru fizycznego. W ogóle zawsze dużo się ruszałam – to moja pasja poboczna.
O tym, że dużo się ruszasz świadczy też twoja figura. Wspominałaś o tym, że prowadziłaś warsztaty teatralne?
- Tak, cały ubiegły sezon prowadziłam warsztaty w ramach projektu Fundacji Inicjatywa z Bytomia p.t. „By-pas Bytomska Pracownia Aktywności Społecznej" – były dwie tury, obie zakończyły się spektaklami, do których sama napisałam scenariusze i je wyreżyserowałam. Uczestnikami warsztatów były osoby bezrobotne, a sam projekt miał na celu ich aktywizację – pokazanie jak mogą twórczo spędzić czas, jak mogą się rozwijać, myślę że sporo się ode mnie nauczyli – a ja od nich. Najbardziej cieszy mnie to, że przełamali wiele swoich barier dotyczących szeroko pojętej autoprezentacji, otwartości, co może przydać im się w zdobywaniu pracy. Swoje doświadczenie w pracy pedagogicznej zdobywałam jeszcze podczas współpracy profesorem Jerzym Głybinem - reżyserem mojego recitalu, aktorem Teatru Śląskiego w Katowicach – byłam Jego asystentką przy przedmiocie „Mówienie wierszem" w Szkole Aktorskiej przy Teatrze Śląskim. Podczas wakacji, pracowałam z dziećmi w wieku od 7 do 13 lat na koloniach w Żołyni. Na scenie, na której wystąpię w najbliższą niedzielę, zaprezentowaliśmy spektakl – pokaz naszej pracy powarsztatowej, pt. „Miś i Tygrysek", do którego napisałam scenariusz na podstawie bajek Janoscha. Nad oprawą plastyczną pracowała z dziećmi Iga Słupska – autorka scenografi m.in. do „Słowa o Jakóbie Szeli" w Teatrze Śląskim w reż. Michała Kmiecika.
Wracając do „Diabła" – kto ci będzie akompaniował podczas najbliższych wystąpień?
- Wojtek Sanocki, nic się w tej kwestii nie zmieniło od samego początku i dobrze, bo coraz lepiej się wyczuwamy, a to powinno wpłynąć pozytywnie na odbiór przez publiczność.
Czyli rozumiem, że wzięłaś w swoje ręce dystrybucję recitalu?
- Tak, ponieważ przez ten czas spotykałam różnych ludzi, mających doświadczenie w sprzedaży i proponowałam aby zajęli się moim „Diabłem", nawet dwie osoby wyraziły taką chęć, jednak nic za tym nie poszło. Nie udało się sprzedać. Zdaję sobi s eprawę z tego, że jest to trudny materiał...
Sprzedaż jest najtrudniejszym elementem produkcji artystycznych.
- Owszem... W pewnym momencie poczułam, że jeśli ja sama się tym nie zajmę, to nikt inny tego nie zrobi, bo nikomu innemu nie będzie na tym tak zależało jak mnie.
Czy recital w miedzyczasie się jakoś zmienił?
- Tak, on się cały czas zmienia i mam nadzieję, że się będzie zmieniał. Nigdy nie chciałam żeby to była forma zamknięta, tylko wręcz przeciwnie – otwarta, żywa. Często przy sprzedaży wspominam, że jestem elastyczna, że jeśli potrzebują programu skoncentrowanego na jakimś szczególnym autorze, to pomiędzy piosenkami, jestem w stanie zaprezentować twórczość tej osoby, czy opowiedzieć jakieś anegdoty z jego życia. Piosenki zostały te same, ale systematycznie dodaję coś nowego, czasem też z czegoś rezygnuję – to zależy głównie od tego co mam ochotę śpiewać, co mnie aktutalnie kręci. Czasem lepiej zostawić utwór na jakiś czas, żeby potem do niego wrócić ze świeżą energią, nastawieniem, myślą w ogóle. Niemniej podczas tych różnych wariantów, które obieram, tematyka i klimat pozostają bez zmian.
Czyli to samo tylko innymi słowami...
- Tak, właśnie.
Wiem, że też czynisz próby zorganizowania nowego recitalu w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim.
- Jest taki pomysł, jest wspaniały tekst napisany przez Wojciecha Śmigielskiego, jest bardzo ciekawa muzyka Andrzeja Szymalskiego, byliśmy z Wojtkiem na rozmowie w tej sprawie u Dyrektora Jana Tomaszewicza i czekamy na decyzję.
Trzymam kciuki. Gdzie jeszcze są potencjalne możliwości wystąpienia z recitalem „Dobry we mnie diabeł"?
- Cały czas próbuję, dzwonię do różnych domów kultury, myślę, że wszystko trzeba wziąć na spokojnie, małymi kroczkami. Na razie cieszę się z tego co mam, czyli z tych czterech pewnych terminów, a co będzie dalej – czas pokaże. Potrzeba też dużo szczęścia...
Mając nadzieję, a właściwie wierząc w to, że te najbliższe terminy dadzą dobry start na przyszły rok, to życzę żeby był on bardzo owocny, życzę dobrych miejsc recitalowych i dobrego odbioru słuchaczy.
- Dziękuję bardzo.