..."Ciężko mi w tej koronie [...] na chwilę ją złożę"...
"Maria Stuart" konc. i reż. Martyna Łyko - Teatr im. Wandy Siemaszkowej w RzeszowiePrzed zaciągniętą kurtyną widoczna jest instalacja, surowa i industrialna w swej formie, złożona z metalowej platformy na kołach, nic szczególnego, konstrukcja jakby z marketu budowlanego, kupa żelastwa... Można dostrzec na jej szczycie złotawy kielich...Wtem słychać łomot, dzikie okrzyki, śmiech wydarty z gardła...
Na scenę, wprost z widowni, wtargnęła grupa opryszków, a jeden z nich wspina się na metalową instalację i unosi kielich, spluwa do niego pogardliwie i wiwatuje zbezczeszczenie ołtarza. Teraz wiadomo, że kielich to monstrancja. Tak rozpoczyna się adaptacja " Marii Stuart" Juliusza Słowackiego w rzeszowskiej Siemaszce.
Kurtyna odsłania fenomenalną scenografię Agaty Widomskiej, kipiący czerwienią obiekt unosi się nad sceną. Przykuwa uwagę i przywołuje skojarzenia z dziełami Magdaleny Abakanowicz, skonstruowany z tkaniny jest jednocześnie miękki i cielesny, trójwymiarowy. Skąpany w zmysłowym świetle przypomina serce.
Wspaniałe plastyczne otwarcie spektaklu, centrum wydarzeń spowite w karminową przędzę jak wyplatane przez Mojry losy człowiecze. Wśród tych losów, los królowej Marii, centralnej postaci sztuki. W tej roli Małgorzata Pruchnik - Chołka, wiedzie prym na scenie swoją wyrazistą i naturalną grą. W doskonałej sukni, gorsecie i gładko spiętych włosach, z intensywnie czerwoną szminką na ustach daje obraz postaci targanej wątpliwością, miłością i pragnieniem władzy.
W męskim świecie zostaje zmanipulowana i atakowana, uwikłana w szereg dramatycznych wydarzeń i knowań. Pomiędzy prawowitym mężem a kochankiem, stając przed niemożliwym wyborem, brnie poprzez plątaninę zdarzeń, szukając usprawiedliwienia dla zbrodni i pragnąc miłości. Symbolicznie scenerię wypełnia krwawy ocean, kiedy zmaterializowane w zwoje materiału jądro opada na scenę jak rozłupane serce. Nie można pominąć doznań płynących przez cały spektakl z pięknej gry świateł, w koncepcji Katarzyny Łuszczyk, która znakomicie komentuje akcję.
Domknięciem strony wizualnej jest warstwa digital art płynąca z projektorów na ekrany, autorstwa Anety Sieniawskiej. Obrazy z projektorów są wymowne i znaczące w koncepcji całości. Choreografia Tobiasza Berga nadaje barwności i autentyczności, nie tracąc jednocześnie charakteru epoki. Ruch sceniczny jest żywiołowy, miejscami bardzo intensywny, wymagający od aktorów sprawności i wszechstronności. Praca ciała jest widoczna i obudowuje postaci mową gestów, oddechów i ekspresją. Doskonałe kostiumy, inspirowane szatami epokowymi, są też feerią kontekstów modern niczym futurystyczne projekcje.
Jednocześnie uniwersalizm scenografii i kostiumów Agaty Widomskiej przywołuje potężne koło historii, przetaczające się od tysiącleci w ludzkim dążeniu do miłości i władzy. Muzyka, której autorem jest David Kollar domyka widowisko w kompletną całość, a solo na trąbkę otula niczym kołysanka Krzysztofa Komedy. W mrocznej, karminowej wizji Martyny Łyko, królowa Maria jest samotna i wielowymiarowa.
Ta otwartość interpretacji jest wielką zaletą i pozwala intymnie snuć własne doświadczenie spektaklu. Dziękuję za tę możliwość.