Cisza w telefonie, nadzieja w sercu

"Pięć róż dla Jennifer" - reż. Maria Spiss - Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu

Spektakl „Pięć róż dla Jennifer" to inscenizacja dramatu autorstwa Hannibale Ruccello – włoskiego dramaturga, aktora i reżysera. Dzieło powstało w 1980 roku, gdy jego autor miał dwadzieścia cztery lata. Historia ta poświęcona została problemowi transwestytyzmu. Na próżno jednak szukać w niej stereotypowego i powszechnego podejścia do tego zjawiska.

Za sprawą głównej bohaterki Jennifer (Paweł Tchórzelski) na scenie został zaprezentowany złożony portret psychologiczny człowieka. Z jednej strony widz miał przede wszystkim do czynienia z transwestytą - portową prostytutką, a z drugiej obserwował on, jak ta sama osoba w domowym zaciszu kreuje się na damę pełną gracji, szyku, elegancji, władającą jakże niewybrednym językiem.

Życie Jennifer (Paweł Tchórzelski) to ciągłe oczekiwanie na telefon od Franca – inżyniera z Genui, z którym spędziła upojną noc. Choć tak naprawdę nie wiadomo, czy ów inżynier istnieje naprawdę, czy jest wyłącznie mirażem, fantasmagorią, czystą imaginacją... Bowiem na półce ramka do zdjęć stoi pusta, brak w niej fotografii tego, do którego tak tęskni kochająca dama, a w telefonie słychać głosy wielu ludzi, lecz żaden z tych głosów nie należy do Franco...

Ta godzinna teatralna podróż to historia ludzi, którzy próbują stać się kimś, kim tak naprawdę nie są. To nieustanne starania mające na celu przekonanie samych siebie, że wykreowana rzeczywistość nie jest fikcją. To wreszcie chęć uporania się z samotnością, która popycha człowieka w świat fantazji. Najlepszym tego dowodem jest konwersacja Jennifer z Anną (Jarosław Felczykowski), gdy rozmawiają o problemach ginekologicznych i fakt, że nawet rzekomy morderca, który czyha na życie transwestytów, okazuje się być - jedynie marną próbą zamaskowania prawdy, iż samotność i tęsknota za miłością, to powód, dla którego ludzie odbierają sobie życie.

To, co zachwyca w tym spektaklu to gra aktorska Pawła Tchórzelskiego. Wcielenie się przez mężczyznę w kobiecą rolę to wielkie wyzwanie. Z całą pewnością można stwierdzić, że Tchórzelski udźwignął ten ciężar na swych artystycznych barkach! Jennifer, którą stworzył emanuje kobiecością. Gesty, głos, ruchy ciała tego znakomitego aktora były iście kobiece – wykreował on postać, którą widz może polubić od pierwszych minut spektaklu. A co ważniejsze, w którą może „uwierzyć". Pozostali aktorzy również grali na wysokim poziomie. Jarosław Felczykowski także bardzo autentycznie ukazał tęsknotę Anny do prawdziwej miłości, którą zastępuje jej miłość do kota. Jednak to postać Pawła Tchórzelskiego zabrała widza w daleką podróż, w której mógł on odkryć tajemnice ludzkiej psychiki i emocji.

Jedyną wadą spektaklu były zbyt często powtarzające się momenty, w których główna bohaterka przechadzała się bezcelowo po swym mieszkaniu. Patrzenie na strojącą się przed lustrem Jennifer bywało nużące i monotonne. Bardzo pomocne w tym czasie okazały się audycje radiowe, których widzowie mogli wysłuchać. W rolę dziennikarki radiowej wcieliła się Małgorzata Abramowicz, która wykazała się nienaganną dykcją.

Polecam ten spektakl, ponieważ pozwala on przełamywać stereotypy i jest dobrą lekcją tolerancji. Bo przecież nie wszystko jest tylko czarne lub białe - pomiędzy tymi dwoma kolorami istnieje cała paleta innych barw! Zachęcam także do odwiedzenia toruńskiego teatru, by móc zachwycić się talentem odtwórcy głównej roli – Panie Pawle, CHAPEAU BAS!!!

Marta Pomykaj
Dziennik Teatralny Toruń
30 marca 2015
Portrety
Maria Spiss

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia