Cliffhanger, czyli zawieszenie akcji

"Klątwa, odcinki z czasu beznadziei. E01: Don't mess with Jesus " - reż. Monika Strzępka - Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie

Już dawno żaden spektakl w Krakowie nie narzucał się swoją obecnością na plakatach jak „Klątwa". Billboardy z hydrowatą dłonią rzucają cień na ulice stolicy Małopolski. Może nawet na spacerujących posłów, którzy spokojnie kroczą chodnikami, nieświadomi losu, jaki zgotował im duet Demirski-Strzępka.

Punkt wyjścia spektaklu jest już chyba tak dobrze znany, że streszczenie przyczyni się jedynie do spotęgowania szumu informacyjnego – zresztą medialna gorączka została zabawnie przedstawiona na scenie. Można sobie wyobrazić tylko, jak zareagowałyby TVP, „Gazeta Wyborcza" czy „Fakt", gdyby okazało się, że w ciągu jednego dnia z powierzchni ziemi zniknęli prawie wszyscy polscy politycy. Niektóre śmierci wydają się przypadkowe, jednak część przypomina egzekucje, często zresztą dość niewybredne. Na przykład poseł Hoffman ginie z powodu przebicia jelita grubego – bakłażanem włożonym tam, gdzie prawdopodobnie najbardziej bolałoby wojującego prawicowca. Jednak w „Klątwie" istotniejsze staje się inne pytanie – jak zachowałoby się społeczeństwo? Początkowy festiwal radości zastępuje niepewność, bo choć nikt nie płacze po posłance Pawłowicz, to zamach na polski grajdoł wprowadza chaos jeszcze większy niż wcześniej panował w Polsce. W końcu pojawia się lęk – a jak trwoga to do Boga.

Jest apokalipsa, jest i paruzja – pojawia się Jezus w roli sędziego, choć bliższe byłoby określenie: egzekutora. Własnych praw i ludzkich żyć. Nie bez przyczyny bowiem pierwszy odcinek ma tytuł „Don't mess with Jesus" – Jezus jest mściwy, okrutny i powtarza, że karą za grzechy jest śmierć. Zamiast raju jest piekło, zamiast dobrego Boga – postać co najmniej ambiwalentna. Podkreślane jest to dodatkowo przez chwyt przypominający wątek z „Mistrza i Małgorzaty" – pod wpływem diabelskich mocy bohaterowie książki zaczynają śpiewać, w spektaklu każda postać prawie ma swój własny recital. Wyświetlane na ekranie „Mane, tekel, fares" zwiastuje niechybne zniszczenie Warszawy – polskiego Babilonu. W typowej dla duetu formie, posługującej się cytatem, ironią i dowcipem – w błyskotliwie napisanym tekście – ukryte są jednak poważniejsze refleksje. Czasami są to tylko docinki wymierzone w polską scenę polityczną, czasami prosta, ale celna, diagnoza mechanizmów sakralizacji przestrzeni publicznej, ale przede wszystkim wątek historiozoficzny. Głównymi bohaterami spektaklu stają się bowiem elity. Autorzy sugerują, że są one nieśmiertelne – mimo przeskoków akcji z okresu powojennego do współczesności, niewiele się zmienia w ich sposobie ubierania się, mówienia, życia, ale przede wszystkim myślenia. Trzymają z kościołem i zachowują religijne rytuały, gdyż warto stać po stronie silniejszego. Problem polega na tym, że moce boskie przypominają czarną magię. Cały czas padają uwagi o tajemniczym sabacie i kamienicach układających się w znak. Na odpowiedzi trzeba jednak poczekać do następnego odcinka.

„Klątwa" jest to pierwszy serial teatralny – jak informuje się w kampanii promocyjnej. Wypływa na fali ogromnej popularności seriali, które oglądają również Strzępka i Demirski. Serialowość staje się jednak mieczem obosiecznym – jeśli już pozostać przy nomenklaturze narzuconej przez spektakl. Z jednej strony dostaje zgrabnie, a momentami wręcz błyskotliwie przeniesiona na deski teatru. Nakręcono czołówkę, stworzono typową ekspozycję, wprowadzono strukturę wielowątkową, w której czasami pobrzmiewa sentymentalno-telenowelowy ton (zwłaszcza w scenie romansu prezydenta i żony redaktora), w całości wyczuwalny jest ciężar gatunkowy horroru – wątki okultystyczne, opętania (duch posłanki Pawłowicz nie charakteryzuje się ogładą, więc poza ogromem komizmu, przerażać może sam fakt, że nie do końca jest to political fiction). Z drugiej strony jednak większość wątków zostaje zawieszona, urwana – to również typowy zabieg serialowy, jednak nie do końca musi funkcjonować w teatrze. Przez to spektakl wydaje się nieco płaski – to może być również ograne przez konwencje gatunkowe, jednak takie tłumaczenie brzmi asekurancko.

Świetnie napisany tekst, doskonale poprowadzeni aktorzy, którzy regularnie współpracują z duetem, a tutaj dają prawdziwy popis różnych aktorskich rejestrów, efektowna inscenizacja z połową sceny zamienioną na płytki basen – walor rozrywkowy przyćmiewa refleksję zawartą w spektaklu i uniemożliwia ją widzowi. Żarty dominują nad jakąkolwiek głębszą treścią, jednak można złożyć to na karb rozwlekłości serialowych ekspozycji. Spektakl kończy się bowiem zachęcającą zapowiedzią – wiadomością o zabijaniu księży i rzuconym przez Jezusa „Zaczyna się" – jednak sam pozostaje takim efektownym cliffhangerem. Na razie udaje mu się utrzymać zainteresowanie i napięcie, choć zawieszony jest nad przepaścią. Szum medialny został podtrzymany, ale mam nadzieję, że nie był to jedyny cel Demirskiego i Strzępki.

Marta Stańczyk
Dziennik Teatralny Kraków
21 maja 2014

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...