Cmentarzysko po komunie
Rozmowa z Zytą Rudzką, pisarką, psychologiem, autorką wielu scenariuszy telewizyjnych i dramatu "Seks, chemia i latanie".Pani proza, znana szerzej niż dramat, zawsze zanurzona była w pewnej tajemniczości, intrygujących światach wewnętrznych i zewnętrznych bohaterów. W sztuce Cukier Stanik postacie są nakreślone zdecydowanie grubszą kreską. Wynika to z ich specyfiki. To ludzie zdegradowani, niechciani, osobni. „Nierozwalcowani” korporacjami, „nieprzycięci” trendami, glamourem czy szablonami poprawności. Bieda jest głośna, ale nie każdy ma na nią nastrojone ucho. Poza tym, dramat to partytura i czasami po prostu trzeba podpowiedzieć muzykowi, żeby mocno walnął w klawisze. Już w pierwszym Pani dramacie, "Seks, chemia i latanie", otrzymaliśmy pewien obrazek kapitalistycznej drapieżności. Jego bohaterka Miśka pracuje w agencji reklamowej, która stała się symbolem kariery i jednocześnie wyzysku. Czy palące problemy „kapitalizmu po polsku” znalazły się w centrum Pani zainteresowania? Sztuka "Seks, chemia i latanie" to była właściwie bardzo swobodna adaptacja fragmentu mojej powieści i nosiła pierwotnie tytuł Fruwanie dla ornitologów. Prywatny producent nadał nowy tytuł, według niego – bardziej nośny, przyciągający widza. To, co widz otrzymał na scenie, to właśnie obrazek współczesności, ale bez cudzysłowu, w jaki był obudowany ten obrazek w powieści. W prozie cynicznie naśmiewałam się z pop kultury kobiecej, a na scenie wyszło, że sama ją tworzę. "Cukier Stanik" jest właściwie moją pierwszą sztuką. Potem była jeszcze Fastryga, rzecz o Marcu ’68 nagrodzona przez Teatr Polski we Wrocławiu. Piszę więc nie tyle o problemach kapitalizmu po polsku, ile o życiu na cmentarzysku po komunie, które to cmentarzysko przypomina czasami pole ekshumacji. Z czasem nostalgia ujawnia okrucieństwo tamtych czasów. Ale zawsze piszę o prywatnej, intymnej historii, a potem może udaje się mi dojść do czegoś więcej. Szerokiemu gronu czytelników pisarstwo Zyty Rudzkiej kojarzy się przede wszystkich ze specyficznym, odrębnym językiem, tematyką cielesności, ale również życiem polskich Żydów. Mam wrażenie, że – mimo kilku wspólnych wątków – "Cukier Stanik" to jednak poszukiwanie nowego stylu. Pracownia gorseciarska Dawida Cukiera, o której wszyscy zapomnieli – to bardzo moje tematy. Interesuje mnie to, co po Zagładzie. Ale bez pisania o tym wielkimi literami. Powieść i dramat to zupełnie inne medium. Teatr to dialog. Wierzę, że w małym gadaniu może ujawniać się coś wielkiego. Głos teatru jarmarcznego i groteski może się przebić, jest zabawny i utrzymuje uwagę widza. Przecież gadanie to również rozdrapywanie. Gdyńska Nagroda Dramaturgiczna to nowa inicjatywa. Jak Pani ocenia jako autorka tego typu przedsięwzięcia? O randze Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej świadczy skład jury. To ludzie wybitni. Usłyszenie kąśliwej uwagi będzie oczywiście bolało, ale to taki potrzebny ból. Dopiero próbuję pisać dla teatru, dlatego głośne czytanie i dyskusje na pewno będą dla mnie rodzajem lekcji. III Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych "R@PORT".