Co bardziej warte Lauru Konrada: pijaństwo czy pogrzeb?

XII Festiwal Interpretacje

Najpierw pogrzeb ojca-tyrana a potem wielkie i jakże polskie pijaństwo. "Ostatni taki ojciec" w reżyserii Łukasza Witt-Michałowskiego i "Pijacy" Barbary Wysockiej liczą się w walce o Laur Konrada Interpretacji

Witt-Michałowski zaproponował widzom udział w specyficznym pogrzebie. Więcej - w osobistym rytuale zabicia w sobie ojca. Choć na początku tego nie wiedzieliśmy, siedzieliśmy dokładnie nad jego trumną. Dopiero po chwili platformy z widzami rozsunęły się i rozpoczęło się właściwe rozgrzebywanie rodzinnej historii. Poznajemy ją oczami Frania, który przyszedł na świat w rodzinie wojskowego. Rządy twardej ręki ojca zostawiają blizny i niezagojone rany w duszy syna. Artur Pałyga, mieszkający w Bielsku-Białej autor sztuki nie jest pierwszym, który poddał w ostatnim czasie analizie relację syna z ojcem sprowadzoną do opozycji ofiara-tyran. Wystarczy wspomnieć "Gnój" Wojciecha Kuczoka. Lubelski spektakl jest niczym niekończącą się scena zjadania żuru pod przymusem u Kuczoka. Ten sam ładunek emocji, ta sama zdławiona chęć buntu. W końcu ta sama, potworna zależność między nienawiścią a nakazaną społecznie miłością wobec rodzica - stworzyciela, Boga.

Witt-Michałowski nie zaproponował scenicznego realizmu. Przeciwnie, uciekł się do metaforycznych obrazów, karykaturalnych figur i zaledwie kilku rekwizytów (doskonała, wymowna trumno-kołyska). W "Ostatnim takim ojcu" reżyser nie pozwala nam myśleć o tym, że jesteśmy w teatrze. Na dwie godziny zamknął nas szczelnie w stworzonym przez siebie świecie. To nie Franio pogrzebał własnego ojca, to zamknięta społeczność wzięła udział w teatralnym zabójstwie i pogrzebie. Właśnie za stworzenie tej teatralnej wspólnoty i konsekwentną plastyczną wizję Witt-Michałowski powinien otrzymać choć jeden woreczek z 10 tys. zł od któregoś jurorów.

Czwarty z sześciu konkursowych spektakli przygotowała Barbara Wysocka - aktorka, która co jakiś czas mierzy się z reżyserską materią. W Katowicach pokazała interpretację XVIII-wiecznej sztuki "Pijacy" ks. Franciszka Bohomolca. Z papierowej niestrawności tej dydaktycznej komedii wydobyła tyle, ile trzeba, by powstał sceniczny delikates. "Pijacy" wg jej pomysłu to nie kostiumowa komedia przy salonowym stole, ale sentymentalna, gorzka ballada o mieszkańcach blokowiska z końca lat 70. Przyczynek do portretu, jaki później będziemy oglądać np.: w "Weselu" Smarzowskiego.

Spektakl Wysockiej miał doskonałe tempo, podporządkowane rytmom kolejnych pijackich stanów - od zwolnienia i odrętwienia, przez skacowane wyciszenie po narastające upojenie, euforię, dynamizm, wzrost napięcia i agresji. Całość błyskotliwie skomponowana do muzycznych fraz, rozbita na sceniczne zwrotki i refreny (świetna praca zespołowa aktorów z Teatru Starego w Krakowie).

Obawiam się jednak, że, chcąc nie chcąc, Wysocka wpadła w pułapkę Bohomolca. Publiczność zapewne będzie ochoczo głosować na ten doskonale przygotowany spektakl. Jednak w ogólnym rozrachunku "Pijacy" mogą stać się tylko ozdobnikiem Interpretacji, tak jak kiedyś był nim debiutancki "Rewizor" Jana Klaty osadzony w czasach PRL-u. Wysocka udowodniła, że z partytury tekstu potrafi zagrać teatralny koncert. Tym razem jednak sam tekst ograniczył jej możliwości, nie pozwolił w pełni rozwinąć reżyserskich skrzydeł. Czego nie sposób powiedzieć o "Kasparze" Petera Handke czy jej najnowszej realizacji "Zagłada domu Usherów" - przedstawieniach zrealizowanych także w 2009 roku.

Aleksandra Czapla-Oslislo
Gazeta Wyborcza Katowice
22 marca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...