Co jeśli to my jesteśmy tymi złymi?

,,Czerwone i czarne'' – reż. Bartosz Szydłowski – Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie

Czy powieść napisana prawie dwieście lat temu jest w stanie odwołać się do aktualnej sytuacji społecznej, politycznej? – podobne pytanie zadaje sobie wielu współczesnych autorów i reżyserów, adaptując klasyczne dzieła literatury. Zdaje się to być pewną formą testu ponadczasowości dzieła. Podobny test zostaje przeprowadzony na powieści Stendhala, ,,Czerwone i czarne'', przez Bartosza Szydłowskiego – reżysera, dyrektora Teatru Nowa Łaźnia, oraz przez Krzysztofa Szekalskiego, który zaadaptował powieść. Sztuka została wyprodukowana wspólnie przez Teatr Łaźnia Nowa oraz Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.

Dramaturgia spektaklu utrzymana jest w konwencji gatunku thriller, momentami wręcz horroru – jest mroczna, ciężka, utrzymuje pewien rodzaj suspensu. Widz zostaje wciągnięty w zagadkę kryminalną, jest świadkiem przesłuchań w sprawie śmierci Juliana Sorela. Przesłuchiwana jest reszta postaci występujących w powieści. Następuje zamieszanie akcji trwania spektaklu – postaci są w kostiumach referujących do dziewiętnastowiecznej Francji, jednak przesłuchiwane są w sposób aktualny, w czasie całkiem przypominający nasz. Akcja tkwi więc gdzieś pomiędzy, jest częścią zagadki, którą widz musi rozwikłać. Sfery wyższe pałają nienawiścią do młodego Sorela. Czy świadomy widz stanie jednak po ich stronie, czy też w opozycji?

Postać Juliana Sorela, odgrywa Vitalik Havryla. Pojawia się on bardziej między scenami, obserwuje przebieg sprawy. W formie podpowiedzi do trwającej sprawy widz otrzymuje rozmowy Juliana z innymi postaciami, podgląd na zdarzenia, które doprowadziły do tragedii. Jest on pełen emocji, które aktor przekazuje nawet wtedy, gdy znajduje się gdzieś na drugim planie, obserwując i słuchając rozmów. Przesłuchanie przeprowadzone zostało przez dwójkę śledczych odegranych przez Barbarę Jonak i Tomasza Talerzaka. To oni najbardziej zaginają czasoprzestrzeń akcji trwania spektaklu – są łącznikami między dziewiętnastowieczną Francją, a teraźniejszością. Podczas przesłuchania widz spotka się między z innymi z państwem De Renal (Marta Zięba, Maciej Jackowski) – od nich wszystko się zaczęło, na nich również wszystko się skończyło.

Sceny romansu Juliana z Panią de Renal są bardzo ciekawe – w powieści wydawały mi się być niewinne, delikatne. W spektaklu uczucia były o wiele głębsze i intensywniejsze. Warto przypomnieć, że Stendhal uznawał się za ,,speca od miłości'', samemu rozróżniając i opisując (w ,,O miłości'') cztery jej typy: miłość sercem (namiętną), miłostkę, miłość fizyczną oraz miłość z próżności. Miłość z Panią de Renal, w książce tak niewinna, tu staje się być przedstawieniem miłości namiętnej. Bardzo zainteresowała mnie również adaptacja postaci Matyldy, pokazana przez Olgę Wojtkowiak. Postać Matyldy nie jest niewinna, ma w sobie odrobinę szaleństwa oraz mnóstwo pragnienia mimetycznego. W powieści ich romans był przedstawiony jako miłość z próżności ze strony Juliana – tu następuje odwrócenie roli, ponieważ dowiadujemy się jak uczucie wygląda ze strony dziewczyny, a nie protagonisty.

W spektaklu bardzo podkreślone jest to, w jaki sposób sfery wyższe wykorzystują chłopaka – nie zatrzymuje się to tylko na polityce, wchodzi głębiej, w sferę miłosną i romantyczną. To kobiety wykorzystują go ze względu na swoją pozycję, nie na odwrót. W spektaklu widz może zobaczyć mnóstwo ciekawych ról, świetnych aktorów, dających nam jednak nie do końca postaci prawdziwe, z którymi możemy się utożsamiać – odnoszę wrażenie, że chodzi bardziej o pokazanie archetypów, pokazanie zepsucia samego w sobie.

Spektakl wyróżnia estetycznie zaprojektowana sfera wizualna, która pozostaje utrzymana w konwencji mrocznego kryminału. Na scenie znajduje się sala przesłuchań, którą odgradza od widza (oraz Juliana) szklana szyba. Sala ta kojarzy się z teraźniejszością, podczas gdy reszta scenografii, ta ,,bliższa'' osobie oglądającej, utrzymana jest w dziewiętnastowiecznej stylistyce. W tej samej stylistyce utrzymane są również kostiumy. Obie te części strefy wizualnej zostały zaprojektowane przez Małgorzatę Szydłowską. Wykorzystana jest również technika mixed media, połączenie sztuki z innymi elementami artystycznymi – tu towarzyszy wyświetlany film, obrazy oraz praca kamer, stworzone przez Petera Ficka, Dawida Kozłowskiego, Pawła Labe i Jacka Martini-Kielana. Spektaklowi towarzyszy ciężka i mroczna muzyka, która dodaje wiele do utrzymania suspensu – za nią odpowiedzialni są Dominik Strycharski i Antoni Kulka-Sobkowicz.

W podsumowaniu nie może również zabraknąć wzmianki o scenie końcowej, która jest częścią kluczową w interpretacji spektaklu – skłania widza do rachunku sumienia, komentuje bardzo aktualne zdarzenia, jednak nie chcę w swojej recenzji uchylać rąbka tej tajemnicy – w końcu jest to poniekąd rozwiązanie zagadki, którą ma rozwikłać widz. To bardzo rozważna i mądra metafora – właśnie taka, która zweryfikowała ponadczasowość powieści Stendhala. Sztuka wywarła na mnie pozytywne wrażenie, zachwyciła mnie oprawą wizualną oraz profesjonalną grą aktorską. Jedną z niewielu ujemnych stron była jednak długość scen przesłuchań – przeciągnięcie ich było momentami odrobinę męczące, co zabijało suspens. To jednak drobny mankament, który został wynagrodzony za pomocą mocnego przesłania i intensywnych emocji na końcu.

,,Czerwone i czarne'' jest więc sztuką godną uwagi, która zaprasza do ponownej refleksji dotyczącej losów Juliana Sorela.

Jesper Nowakowski
Dziennik Teatralny Małopolska
11 kwietnia 2025

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia