Co kraj to obyczaj

27. Festiwal Szekspirowski od 27 lipca do 5 sierpnia w Gdańsku

"Sen nocy letniej" po raz trzeci. Ten zakręcony dramat i komedia w jednym ma tyle możliwości interpretacyjnych, że w ciągu dwóch ostatnich dni widzowie Festiwalu Szekspirowskiego mogli zobaczyć aż trzy z nich.

Wczoraj obejrzeliśmy "Sen nocy letniej" Teatru Współczesnego w Szczecinie. Wielopoziomowe przedstawienie, w którym współczesność wkracza do świata ateńskiego, a bohaterowie obu tych światów przekraczają granice czasu i przestrzeni, poruszyło także wielkie tabu - seksualność osób z niepełnosprawnościami.

Dzisiejszy dzień rozpoczął się od "Snu nocy letniej" zupełnie innego w wymowie i realizacji. Kijowski Narodowy Teatr Akademicki Mołodyj z Ukrainy pokazał "Sen Nocy Letniej" w reżyserii Andrija Bilousa. Artyści tworzą w spektaklu analogie do rodzimych mitów historycznych, a głównych bohaterów zmieniają z Greków w Ukraińców. Głównym celem jest tu nie tylko szekspirowska analiza ludzkich uczuć i ich komiczna transformacja, lecz także nałożenie ukraińskiej kultury narodowej na wielki dramat renesansowy. Odnajdujemy tu ducha Nocy Kupały – ludowego ukraińskiego święta. Spektakl dosyć wiernie i zabawnie pokazuje tę komedię romantyczną pełną zaskakujących pomyłek, podlewając to wszystko elementami ukraińskiej kultury. Mimo że mamy tu wyraziście zarysowane postaci głównych bohaterów, jest to przedstawienie, które jest wzorem gry zespołowej. Szczególnie w partiach wokalnych i tanecznych, w których mamy najwięcej nawiązań do Ukrainy. Pięknie poprowadzony wokalnie, z charakterystycznym słowiańskim zaśpiewem i białym głosem pań, i tanecznie zespół prezentuje spójny spektakl, w którym nie ginie główna fabuła, a wręcz jest uwypuklona przez znakomitą choreografię wzbogaconą nawet o elementy walki i dużą dozę humoru. Zamiast lasu ateńskiego mamy las ukraiński, w którym odbywają się tajemnicze rytuały miłosne. A wszystko się dobrze kończy. Oczywiście.

Wrocławski Teatr Lalek pokazał "Sen Nocy Letniej" w reżyserii Jakuba Krofty i Marii Wojtyszko jeszcze inaczej, można by rzec - klasycznie. Zgodnie z zapowiedzią twórców przedstawienie ma być świętem teatru, radosnym wydarzeniem niosącym widzom nadzieję. W związku z tym twórcy bardziej postawili na formę niż na treść. Fabułę pokazali tradycyjnie, bez skrótów, bez udziwnień. Z założenia jest to spektakl dla całych rodzin, więc musi być zrozumiały dla każdego. Do tak poprowadzonej fabuły dostajemy za to piękne kolorowe kostiumy i scenografię niczym z rewii, są nawet schody charakterystyczne dla tej formy teatralnej. Bohaterowie przechadzają się po tych schodach śpiewając i tańcząc niczym w prawdziwym musicalu. Dopracowana w szczegółach choreografia bawi i zachwyca. Sceny bójki między Hermią i Heleną czy próby spektaklu o Piramie i Tyzbie to małe cudeńka. Nie ma tu wariacji na temat Szekspira, jest za to Szekspir w czystej postaci. Prosty i dosadny.

I po tak wesołej imprezie trafiamy na "Tragedię Makbeta" Teatru Flabbergast z Wielkiej Brytanii w reżyserii Henry Maynarda. Jako klasyczna opowieść o zachłanności i poczuciu winy „Makbet" w wykonaniu Teatru Flabbergast łączy rygorystyczne i pełne szacunku podejście do tekstu i narracji z pełną magii interpretacją krwawej tragedii Szekspira. Całość wspiera porywająca muzyka na żywo. I tu nasuwa się podobieństwo do spektaklu z Ukrainy. Znowu dominuje gra zespołowa oraz śpiew i taniec nawiązujący do narodowych tradycji Wielkiej Brytanii. Surowa scenografia jest tłem dla ruchu, czasem rytualnego, czasem onirycznego, a czasem stylizowanego na wschodnie sztuki walki. Wypada to przekonująco.

I gdyby tylko Simon Gleave, grający Makbeta, nie mówił (bardziej wykrzykiwał) cały czas na jednym tonie, tylko bardziej niuansował sposób wypowiedzi, trudno byłoby dopatrzeć się tutaj czegos negatywnego.

 

Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Szczecin
1 sierpnia 2023

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia