Co kryje "upiorna kurtyna"?

rozmowa z Sebastianem Gonciarzem

"Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli widz nie śledzi losów bohatera na scenie, tego, co artysta opowiada choćby nawet w piosence czy w arii, to sceną zaczyna rządzić estrada. A ja jestem bardzo daleki od tego, by w teatrze prezentować występy typowo estradowe" - z Sebastianem Gonciarzem rozmawia Wiesław Kowalski

Już po raz kolejny przygotowuje Pan w Operze Nova w Bydgoszczy okolicznościowy spektakl z okazji Sylwestra i Nowego Roku.

Myślę, że słowo  „okolicznościowy” nie jest w tym przypadku najszczęśliwsze. Okres Sylwestra to taki czas, kiedy wszyscy tak naprawdę radujemy się z nadchodzącego Nowego Roku. I to  otwiera przed wszystkimi realizatorami duże możliwości jeśli chodzi o estetyczno-plastyczną jakość tego przedsięwzięcia, pozwala również na pełną dowolność w doborze piosenek, które podczas takiej Gali Sylwestrowej można usłyszeć. A zatem nie da się ukryć, że dużo -  i to różnych  rzeczy – można do takiej sylwestrowo-noworocznej walizki zapakować. W tym roku umówiliśmy się, że zabierzemy naszych widzów w podróż dookoła świata, po to by wspólnie posłuchać muzyczno-tanecznych utworów z różnych kontynentów i zabawić się estetykami, które w różnych częściach naszego globu obowiązują.

Co dla Pana jest ważniejsze w pracy nad tego typu widowiskiem – próba opowiedzenia jakiejś linearnej historii – jeśli w ogóle jest możliwa? Czy też wyłącznie sama dramaturgia koncertu?

Myślę, że równie istotne  jest i jedno i drugie. Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli widz nie śledzi losów bohatera na scenie, tego, co artysta opowiada choćby nawet w piosence czy w arii, to sceną zaczyna rządzić estrada. A ja jestem bardzo daleki od tego, by w teatrze prezentować występy typowo estradowe. Zawsze chodzi mi przede wszystkim o to, by to co oglądamy na scenie było interesujące pod względem teatralnym i dramaturgicznym.  I to jest dla mnie bardzo ważne. Wiadomo, że w przypadku koncertu sylwestrowego interpretowane piosenki, pieśni, songi czy arie są niejako wyrwane z kontekstu, ale właśnie dlatego staramy się znaleźć dla nich jeden wspólny mianownik. Zdradzę, że w tym roku poszczególne postaci z wykonywanych  utworów spotkają się na scenie w jednym określonym miejscu.

Skoro uchylamy już rąbka tajemnicy to proszę powiedzieć, co ma skrywać głośna już „upiorna kurtyna”?

„Upiorna kurtyna” jest rzeczywiście takim moim oczkiem w głowie, dlatego  przywiozłem ją na bydgoskie koncerty specjalnie z Warszawy. Ciekawostką szczególną jest to, że była ona wykorzystana podczas 600 spektakli musicalu „Upiór w operze” w Teatrze Muzycznym ROMA. Przedstawienie musiało zejść z afisza w związku z wygaśnięciem kontraktu. A kurtyna była na tyle atrakcyjna, że poprosiłem Mariusza Napierałę, który jest scenografem tego sylwestrowego wydarzenia, by ją wykorzystał na scenie Opery Nova. On też się w niej – jak mniemam – rozkochał.

Myślę, że przy reżyserii bydgoskiego koncertu przydają się  Pana doświadczenia związane z pracą przy największych musicalach przygotowywanych wspólnie z Wojciechem Kępczyńskim  w Romie – „Crazy for you”, „Miss Sajgon, „Grease”, „Cats”,  „Upiór w operze” czy  „ Les Misérables”.  Nie jest tajemnicą, że konstrukcja musicalu jest niezwykle wymagająca i rygorystyczna.

To prawda, jest ona wbrew pozorom dość skomplikowana. Pracując przy tych wielkich musicalach, o których Pan wspomniał, nauczyłem się przede wszystkim tego, jak rozkładają  się emocje widza podczas oglądania spektaklu. Czuję  kiedy widz powinien zostać poruszony jakąś sceną dramatyczną czy batalistyczną, kiedy powinien się wzruszyć albo roześmiać, a kiedy zadać sobie pytanie i poddać się refleksji. Tak jak w przypadku piosenek z Kabaretu Starszych Panów, które też w naszym koncercie wykorzystujemy. A przykładam do nich ogromną wagę, bo jestem w nich rozkochany bez pamięci i uważam, że powinno się o takiej literaturze  mówić na wykładach nie tylko w artystycznych szkołach.  Różnorodność stylistyczna użytych w koncercie piosenek pomaga w nabudowaniu pewnych zależności, które pozwolą na znalezienie klucza dla połączenia w jednym widowisku estetyki operetkowej z operową, piosenki kabaretowej z musicalem. I to jest dla mnie w tym wszystkim najbardziej pociągające. Spięcie tego wszystkiego w ramach jednego wieczoru, tak by zadowolić bydgoską publiczność, która jest szczególna w tym sensie, że bardzo dobrze – powiedziałbym – wyedukowana. Nie jest, jak to się dzieje najczęściej, ukierunkowana na jeden gatunek muzyczny. Jest otwarta, co nie znaczy, że nie potrafi wychwycić realizacyjno-wykonawczych błędów. I to jest dla realizatorów szalenie mobilizujące.

A zatem przy pracy nad tym wyjątkowym koncertem na pewno przydaje się nie tylko Pana doświadczenie reżysera, ale choreografa i aktora zdobywane w Teatrze Studio Buffo.

Tak, uczyłem się tego wszystkiego przez wiele lat. Zaczynałem jako tancerz, potem zacząłem interesować się reżyserią telewizyjną, teatralną, wreszcie reżyserią świateł. A to daje możliwość umiejętnego doboru aktorów, szybkiego kojarzenia różnych duetów, par, kwartetów w sytuacji, gdzie trzeba działać szybko. Bo najmniejsza pomyłka może nas wiele kosztować.  Całe szczęście, że w Bydgoszczy jest z czego czerpać . I zachwycające jest to, kiedy taka artystka jak Katarzyna Nowak-Stańczyk, na co dzień występująca w wielkim repertuarze operowym, potrafi zaśpiewać również piosenkę „Check to Check”. To jest dla mnie ciekawe, kiedy mogę pokazać znaną osobę w nowej sytuacji, w której ona może się przejrzeć jak w lustrze.

Jak to jest? Czy to Pan przychodzi do solisty z propozycją zaśpiewania danego utworu, czy też bywa odwrotnie?

W związku z tym, że jest to Gala Sylwestrowa, ważne jest, by aktorzy biorący w niej udział czerpali również z bycia na scenie przyjemność, a nie męczyli się. Dlatego jestem otwarty na ich propozycje, jeżeli mieszczą się w przyjętym przez realizatorów  kanonie stylistyczno-estetycznym. Widz jest mistrzem, od razu wyczuwa, kiedy artysta robi na scenie coś bez przekonania i z przymusu.

Po raz kolejny pracuje Pan z Iwoną Runowską? Co Państwa łączy artystycznie?

Powinowactwo artystyczne jest bardzo duże. Jesteśmy, że tak powiem, z jednej półki teatralnej. Obydwoje zaczynaliśmy pracę w „Metrze”, w reżyserii Janusza Józefowicza. Potem nasze drogi się rozeszły. Ale kiedy przygotowywaliśmy w Romie musical „Grease”,  zaprosiliśmy Iwonę jako choreografa, wraz Jackiem Badurkiem. Do ponownego spotkania doszło już w Bydgoszczy przy okazji „Kopciuszka”, kiedy doszło do zmiany choreografa i Iwona – przy mojej pomocy reżyserskiej - w ciągu 6 tygodni musiała doprowadzić do premiery tak dużego spektaklu. Podjęcie się tak trudnego zadania było imponujące. I tym  mnie wtedy zachwyciła.  Lubię z nią pracować, bo potrafi swobodnie operować różnymi tanecznymi estetykami. I robi to szybko, co w tego typu realizacjach jest nie bez znaczenia. Pamiętajmy, że na przygotowanie tego ogromnego przedsięwzięcia mamy dwa tygodnie.  Stąd też okres przygotowań do Gali Sylwestrowej to czas wytężonej pracy, gdzie sprawność zarówno techniczna jak i artystyczna są tak samo ważne.

Nie pozostaje mi zatem nic innego jak życzyć Wszystkim Artystom powodzenia!

Wiesław Kowalski
Teatr dla Was
30 grudnia 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...