Co kryje się w mroku?
„Empuzjon" – aut. Olga Tokarczuk – reż. Robert Talarczyk – Teatr Śląski w KatowicachDo mrocznego uzdrowiska Görbersdorf widzowie wkraczają wraz z Mieczysławem Wojniczem, młodym Lwowianinem, który przybywa do pensjonatu dla mężczyzn cierpiących na gruźlicę. Świat przez niego zastany wypełniony jest tajemniczą atmosferą grozy, przeszytą perspektywą nieuniknionego, nadchodzącego końca – niekoniecznie zamaskowanego pod obliczem śmierci.
Umieranie w przedstawieniu Talarczyka jest zaledwie prologiem do przyrodoleczniczego horroru, w środku którego znajduje się Wojnicz. Samobójcza śmierć Klary Opitz, żony właściciela pensjonatu, oraz słabnące ciała umierających gruźlików stanowią jedynie tło dla spektaklu. Tym, co dla reżysera wydaje się najważniejsze w powieści Tokarczuk, jest stan „pomiędzy", bardo, kryjący się w ostatnich dniach życia słabnącego Thilo albo w duszy Klary zawieszonej bezładnie w świecie między śmiercią, a tym co ma przyjść po niej. Niby erynia, Klara nawiedza i zwodzi Wojnicza, prowadząc go przez meandry niewytłumaczalnej klątwy wiszącej nad uzdrowiskiem.
Wspomniane „pomiędzy" jest ważnym punktem odniesienia dla wstydliwego Wojnicza, interseksualnej osoby funkcjonującej w dychotomicznym świecie mężczyzn i kobiet; w przedwojennym Görbersdorfie płeć funkcjonuje jako dwa skrajne bieguny. Niewpisujące się w żadne z nich jednostki jak Wojnicz pozostają wyobcowane, niezrozumiałe, stale wpędzane w poczucie wstydu i – co najgorsze – zmuszane do wyzbycia się własnego jestestwa celem dopasowania się do świata malowanego czernią i bielą. Barwy i kompleksowość świata pozostają nieobecne w rzeczywistości Wojnicza – te może on póki co podziwiać tylko w pejzażu Herri Met De Blesa.
Twórcy spektaklu pierwszorzędnie kreują przestrzeń przedstawienia. Görbersdorf w wizji Talarczyka spowity jest mrokiem i nieracjonalnym złem czyhającym gdzieś tam, w górach, w lesie, w teoretycznie uzdrawiającym sudeckim powietrzu. Zmysłowa scenografia Katarzyny Borkowskiej uderza swoją intrygującą fakturą. Gładkie, lustrzane szyby, drobinki piasku na proscenium czy porośnięta mchem fontanna-góra w środkowej części sceny zapraszają naturę do teatru, nadają tony realizmu, ale nie odzierają go z iluzjonistycznego mistycyzmu obecnego w historii Wojnicza. Wspomniana góra stale przypomina nam, że to „Czarodziejska Góra" Manna jest centralnym punktem odniesienia w powieści Tokarczuk. Wizualną całość dopełnia oszczędna, zmysłowa gra świateł zostawiająca znaczną część sceny w mroku, utrzymując widza w niepewności, strasząc go skrytą obecnością tajemniczych empuz.
Kluczowym elementem budującym napięcie pozostaje muzyka Wojciecha Kilara (w opracowaniu Adama Wesołowskiego). Powolne, ponure, jak gdyby mgliste kompozycje nadają przedstawieniu specyficzne tempo, wzmagają w widzu poczucie niepewności i dyskomfortu. Szczególnie wyjątkowo pod tym względem wypada charakterystyczny motyw muzyczny towarzyszący Klarze-Empuzie – prosty, jednostajny, ale przy tym wyjątkowo mroczny, podkreślający przerażającą atmosferę niepokoju i terroru kryjącego się gdzieś pod ściółkami lokalnych lasów.
Skoro już o Klarze mowa, nie sposób nie wspomnieć o wybitnej roli Mateusza Znanieckiego. To jego postać wprowadza Wojnicza i widzów do Görbersdorfu i to w Klarze kulminują się tajemnice i mrok, które zdają się znaleźć ujście w jej samobójczej śmierci. Znaniecki nadaje ton przedstawieniu, po czym zgrabnie prowadzi widza przez meandry sudeckich gór w swoich kolejnych epizodach. Uderzająca jest jego szczerość i subtelność w portretowaniu kobiety. Warto także zwrócić uwagę na Michała Piotrowskiego kreującego protagonistę ostrożnie i wstrzemięźliwie. W Wojniczu, osobie stłamszonej autorytetem ojca, wiele wydarza się w środku, co Piotrowski skutecznie oddaje na scenie.
Niemniej, horror Roberta Talarczyka rzeczywiście pozostaje przyrodoleczniczy. W tej strasznej historii Wojnicz znajduje swoje ukojenie, bo sudeckie powietrze nie tylko leczy jego płuca, ale także i duszę. Wypełniony spokojem, wolny, może wyruszyć na Wielką Wojnę. Umiejętnie Talarczyk zamyka tę opowieść – paradoksalnym, mimo wszystko – świetlistym akcentem.