Co Krzysztof pisał do Basi

"Ręką i sercem pisane. Krzysztof Kamil Baczyński tak blisko, że bliżej już nie można" - materiały Wydawnictwa Świat Książki

Jest rok 1985 lub 1986. Czytamy wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego z... Nieważne. On miałby wtedy sześćdziesiąt pięć lat. Są lata osiemdziesiąte, ona ma siedemnaście lat, ja rok mniej. Gdzie granica między hormonami a uczuciem, między gotującymi się myślami i krwią? Pewnie w tym wieku jedno i drugie to to samo. Czytamy, co Krzysztof pisał do Basi. Takie było pierwsze wspomnienie po zatopieniu się w wyjątkowych wydaniach tomików poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, które przypomniał i przygotował Świat Książki.

Miał niewiele więcej lat od nas, chłonących wtedy siebie i strofy. Wiersze owe warto czytać we dwoje. W wieku lat... wielu – trudniej, bo wiek to dwudziesty pierwszy. Gdy miało się lat naście, w wieku dwudziestym – cóż, naturalne było smakować emocje kogoś, kto jest młody. Dawno? No i? Nam, licealistom, sześćdziesiąt pięć lat wydawało się liczbą matuzalemową. Dziś sam mam niewiele mniej. Hmm, i nie czuję się staro. Krzysztof Kamil Baczyński zginął po przeżyciu zaledwie dwudziestu trzech, był młodszy niż dziś moje dzieci.

Blisko

Niezwykłe, jak bardzo osobiście odbiera się strofy, kiedy pisane są ręką poety. I kiedy widzi się, jak były pisane. Kiedy można śledzić, jak była prowadzona stalówka pióra, kredka, ołówek. Szukać tropów emocjonalnych, nie stylistycznych.

„W takich nocach się lęgną same mary tylko i skrzydła nawałnic"... Dlatego czytam te wiersze i piszę o nich – nocą. Kto wie, co mary niosą w zanadrzu.

Krzysztof Kamil Baczyński – urodził się sto trzy lata temu. Osiemdziesiąt lat temu umarł. Dwadzieścia sześć dni później umarła Barbara z Drapczyńskich Baczyńska. Byli nieco ponad dwa lata po ślubie. Ona w ciąży.

Wydanie wierszy, ręcznie spisanych, wykaligrafowanych wręcz i zilustrowanych przez poetę, sprawia, że jest się bliżej niego. A jeśli to złudzenie podpowiadane przez pychę?

Co tam! Weźcie w rękę jeden z tomików, czytajcie głośno lub szeptem, wargami uchwyćcie odręcznie napisane słowa, sercem oddajcie rytm kaligrafowanych strof, poszukajcie emocji w rysunkach i akwarelach, pozwólcie naukowym recenzjom utonąć w powodzi uczuć i emocji. Że patetycznie? Że naiwnie? No i co z tego. Kiedy ma się tyle lat, ile on mógł mieć, a mieć nie będzie – żaden to wstyd. A teraz, kiedy to piszę? No, może trochę. Ale mam to w nosie.

„Pierwsza przyczyna naszego poznania"
Czyli „Serce jak obłok", poemat, który sprawił, że dziewiętnastolatka zakochała się w dwudziestolatku. W zimny wieczór, tuż przed godziną policyjną, na początku grudnia. Po czterech dniach oświadczyny, nie minęło pół roku, a w czerwcowy ranek byli już małżeństwem. „Wyszła wtedy Światłołuna na brzeg światła, pół się śmiejąc, pół po wietrze ręką wodząc...".

Kiedy pisał, w czerwcu 1941, to nie było o Basi i do Basi. Nieważne. Wtedy w grudniowy wieczór, pół roku później – to było już do niej. Potem, w czerwcowy ranek, rok po ślubie, to było dla niej. Wręczył jej wykaligrafowany szkolnym i kolorowym pismem tomik „Serce jak obłok".

Kiedyś czytałem ten poemat. Chyba samemu, napompowany nastoletnim patosem, nie odróżniając lirycznego podmiotu od grającego na lirze poety. Tytana, który miał „ramion, jak dwoje gałęzi, jak mosiądz, co się w słońcu wygina", od chorego na astmę, serce i zagrożonego gruźlicą – ledwie dwudziestolatka.

Poemat dedykowany matce; rok po ślubie przepisany, jak reszta życia, specjalnie dla młodej żony. Matka poety nigdy jej nie zaakceptowała. Ta druga zabrała jej Tytana? Zabrała „serce jak obłok", które miało być dedykowane wyłącznie jej – Stefanii? W czerwcowy ranek, kiedy młodzi brali ślub – a ona zasłabła? W grudniowy wieczór, kiedy szukali swoich dłoni i ust? W inną noc, kiedy znaleźli swoje ciała w ciemnościach? Nikt już się tego nie dowie. I dobrze.

„Mojej ukochanej Basieńce..."

Tomik „W żalu najczystszym", a w nim osiemnaście wierszy. Każdy z inicjałem, niektóre ilustrowane własnoręcznie. Raptem czterdzieści stron. Emocje i uczucia, które Cypriana Kamila pchnęły ku szaleństwu, słowami tegoż Cypriana Kamila opatrzone, Krzysztofa Kamila powiodły do wielkiej miłości.

Piękna, romantyczna legenda, stara jak poezja. On i ona – uskrzydleni. Niech więc i tak będzie. To piękny widok jest, a widoki warto chłonąć, bez zastanowienia. Zresztą jak niewielka jest różnica między szaleństwem a miłością, gdy ma się lat dwadzieścia, gdy się jest poetą, gdy nie wiadomo, czy dożyje się jutra; bo choroby, bo okupacja, bo nikt nie wie, co będzie następnego dnia i czy dzień ten w ogóle nadejdzie. Po co roztrząsać, czy to legenda. Prościej – i lepiej – uwierzyć. I chłonąć.

Tomik dedykowany i wręczony Barbarze Drapczyńskiej w dniu ślubu. Jak blisko nas, czytelników, dopuszczono. To, co czytacie, było dla niej. Wyłącznie. Ileż więcej jest w tych kartkach dzięki pięknym, wycyzelowanym literom, kolorom. Jest poezja, jest też miłość, są emocje, nie zawsze łatwe.

Weźcie tomik w ręce, zamknijcie oczy. Głęboki oddech, oczy zamknięte.

Jest czerwiec tysiąc dziewięćset czterdziestego drugiego roku. Głęboki oddech... Za nieco ponad dwa lata ich dwojga już nie będzie. Matce Basi, Feliksie Drapczyńskiej, został tylko ten tomik. Głęboki oddech... Ciało córki odzyskała, płacąc okup – już po wojnie, przy rozkopanym grobie córki. Jeszcze raz: wdech i wydech.

To, że wiersze, w takiej właśnie formie trafiły do Biblioteki Narodowej, to dar dla nas. Któryż z poetów zaprosił czytelników, odbiorców swoich wierszy tak bardzo? Może gdyby żył, nie zgodziłby się. Z drugiej strony nie pisał przecież do szuflady.

Poloniści, odrzućcie podmioty liryczne, frazę, rytm i analizę. Pozwólcie uczniom, im przede wszystkim, dotknąć ręką szarawych stron, każcie zamknąć oczy i nabrać w płuca powietrza. Znów: głęboki oddech, oczy zamknięte. Wargi nadają kształt słowom z wierszy i pocałunkom. Szczególnie gdy wiersze czyta się we dwoje. I jest się młodym. I wystarczy. Po co więcej?

„Jak miękkie gruszki brzmieje lato..."
Lato „brzmieje" na początku sierpnia. Wieczory zapadają wcześniej. Owoce pod drzewami, gdzieś w trawie, pachną dojrzałością i fermentacją. Czy w latach czterdziestych gruszki dojrzewały w sierpniu? Chyba nie. Czy czwartego sierpnia przez zapach dymu przebijał się zapach dojrzałych owoców?

Wiersz „Piosenka", reprint jego odręcznej wersji z roku tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego, rozpoczyna trzeci z tomików – „Wiersze wybrane". Tam właśnie: „znów wędrujemy ciepłą ziemią/znów wędrujemy ciepłym krajem". Krzysztof Kamil Baczyński ma wtedy siedemnaście lat.

Tyle mieliśmy z czytania tych wierszy w czasach, gdy Baczyński miałby – gdyby nie kula snajpera – lat sześćdziesiąt pięć. My, wtedy: nastolatkowie zachłystujący się poezją, patrzący na siebie, ale nie w oczy. Nie mieliśmy śmiałości, by powiedzieć do siebie: „jesteś grzechem i Bogiem, bo jesteś/ ciałem giętkim, deszczem i powietrzem" („Piękno", marzec 1942). Więc czytaliśmy – jej, jemu, sobie nawzajem.

W „Wierszach zebranych" jest też „Elegia o...". Żelazny element czytanek, szkolnej śpiewogry „ku czci". Tak, Krzysztof Kamil Baczyński pisał i takie wiersze. Myślę, że wtedy prawdziwe. Teraz też bliższe prawdzie, kiedy złączone okładką w jedno: z rękopisami, maszynopisami, odręcznymi rysunkami i akwarelami w chłodnych barwach.

Wolę jednak czytać: „Madonno moja, grzechu pełna,/ w sen, jak w zwierciadło pęknięte wprawiona" („Noc", marzec 1942, napisane w Stawisku, u Iwaszkiewiczów). Może dlatego, że chcę, by dwudziestolatkowie tulili policzek do policzka innej lub innego, a nie do karabinowej kolby. Może dlatego, że niedaleko, całkiem niedaleko, na wschodzie, muszą wybierać to drugie i że znam imiona wielu z nich. Pamiętam twarze, o ironio, ślę im emotikony za pośrednictwem social mediów, gdy – byli studenci, koleżanki z pracy – publikują zdjęcia w mundurach i z bronią.

Może też dlatego, że pamiętam siebie i... Nieważne. Jeszcze raz zamykam oczy. Znów czytamy wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Jesteśmy blisko... Czasu cofnąć nie można, ale nastrój przywołać? Dlaczego nie.

Nowe wydanai poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego są już dostępne w sprzedaży online.

(-)
Materiał Wydawnictwa
31 lipca 2024

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia

(Prawie) ostatnie święta
Grzegorz Eckert
Sztuka jest adaptacją powieści norwes...