Co prawda nam da, że ja to nie ja

"Balkon", Teatr im S. Jaracza w Łodzi

W usytuowanym w głębi sceny pokoju zebrał się cały personel niezwykłego domu uciech - oglądając telewizję każdy z nich drży od śmiechu. Zaraz rozlegnie się dzwonek, który zawezwie wszystkich do pracy. Zajęcie to niełatwe, tu nie ma bowiem raz na zawsze ustalonego zakresu obowiązków - wyobraźnia każdego klienta otwiera pole do nieograniczonych możliwości. Role, w które wcielają się pracownicy burdelu nie są jednak wcale trudniejsze od tych, z którymi musimy mierzyć się każdego dnia.

Spektakl zaczął się nim widzowie zdążyli zająć miejsca - Naczelnik policji (Robert Latusek), stróż prawa i porządku, wykonuje mechaniczne ruchy robota. Został zaprogramowany, żeby pamiętać i przypominać, recytuje więc najbardziej znane fragmenty dzieł Baczyńskiego, Mickiewicza, Słowackiego, a nawet Jana Pawła II. To nasz mentalny pakiet podstawowy, coś, co łączy wszystkich Polaków. Zadbała o to szkoła i społeczeństwo, które wie jak najskuteczniej wtłacza się w rolę patrioty i “prawdziwego Polaka”.

Irma (Milena Lisiecka), czyli właścicielka domu publicznego dla wymagających, to kobieta dająca przykład swoim pracownikom - matkując pracującemu dla niej Arturowi (Radosław Osypiuk), będąc kochanką Naczelnika policji i starając się utrzymać w ryzach krnąbrną Carmen (świetny Mariusz Witkowski) z łatwością łączy te role i doskonale daje sobie radę z prowadzeniem własnego interesu. Wszystko bowiem jest grą - każde nasze zachowanie opieramy na umownych i jakże nieostrych zasadach, które są nam wpajane od pierwszych dni życia. Klienci madame Irmy przez dwie godziny mogą pozostawić za drzwiami codzienność i wcielić się w dowolną rolę - cena złudzeń często okazuje się jednak bardzo wysoka.

A złudzenia są przecież podstawą naszej egzystencji. Klient, który zapragnął zostać Biskupem (Mariusz Ostrowski) po upływie wyznaczonego czasu jest rozbierany przez prostytutki - warstwa za warstwą ukazują się naszym oczom kolejne stroje, od purpury biskupiej przez czarną sutannę aż po nagość zwykłego, szarego obywatela, który przez chwilę chciał być kimś ważnym, dzierżyć władzę. Dokonująca się na naszych oczach degradacja to żegnanie się z ułudą, wszystko w naszym życiu jest przecież zmyśleniem, tworem umysłu, jak odwieczna tęsknota jednej z prostytutek (Matylda Paszczenko) do córeczki, której nigdy nie miała. Jej chęć zobaczenia dziecka jest niezwykle silna, wręcz namacalna, jednak kiedy z ust Irmy pada - mimochodem, jakby od niechcenia - stwierdzenie, że przecież jej pracownica nigdy nie była matką, wiemy już na pewno, że mieszkańcy Wielkiego Balkonu grają także w życiu prywatnym, prowadzą ze sobą rozgrywki, nieustannie zakładają maski.

Płeć jest nie tylko faktem biologicznym, ale także społeczno-kulturowym, bowiem proces konstruowania norm męskości i kobiecości jest uzależniony od świata, w którym żyjemy. Dlatego ciekawym i znaczącym zabiegiem jest obsadzenie w roli Carmen mężczyzny. Pomiędzy nią, a Naczelnikiem policji obserwujemy nieustanną rywalizację, zazdrość o burdelmamę. Utwór Geneta stawia pytania o genezę relacji tych postaci, w oglądanym spektaklu mamy okazję oglądać jedną z hipotez - walka mężczyzn o kobietę, o wpływy w domu ułudy trwa. Irma staje się postacią, wokół której ogniskują się przepychanki zazdrosnych osobników. Toczą ze sobą boje, by chwilę potem wyjść z roli i prowadzić kurtuazyjne dyskusje, by nie było wiadomo, co jest prawdą, a co zmyśleniem.

Plastyczność charakteryzująca spektakle tej reżyserki przejawiała się w “Balkonie” na kilku płaszczyznach - jednym z elementów scenografii były zmieniające się w kolejnych scenach kolorowe wykładziny przytwierdzone do podłogi za pomocą rzepów, a zwisające z sufitu elementy takie jak maszyna do pisania czy pasy, za które powieszona zostaje jedna z dziewcząt sprawiają, że pogłębia się w nas przekonanie o umowności i złudności wszystkich oglądanych obrazów oraz panujących pomiędzy postaciami relacji. Kiedy Naczelnik policji z Posłem (Ksawery Szlenkier) tańczą obłąkańcze tango, w ich ruchach widać wszystko - szaleństwo, zmęczenie schematami, w które wszyscy jesteśmy wtłaczani oraz połączenie ich losów, które przecięły się w tym niezwykłym miejscu, w którym - paradoksalnie - możemy być naprawę sobą, uciec od swojej codziennej maski, jaką sami stworzyliśmy, a która po pewnym czasie zaczyna ciążyć i staje się naszym więzieniem.

Owa plastyczność obrazów była skutecznym sposobem na skondensowanie treści zawartych w dramacie Geneta, dialogi zostały bowiem w łódzkim spektaklu okrojone i zastąpione rozwiązaniami plastycznymi, jak wspomniany taniec, co zaowocowało dobrym zaadaptowaniem utworu na potrzeby sceny. Świetne wyczucie materii teatralnej i umiejętne zastosowanie rozwiązań wizualnych, a także wierność genetowskiej wizji świata to największe atuty tego spektaklu. Jest to przedstawienie, którym można się delektować na wielu płaszczyznach.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Opole
16 grudnia 2008

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia