Co z tym rogiem?

"Wesele" - reż. Jan Klata - Narodowy Stary Teatr w Krakowie

Krakowskie "Wesele" Jana Klaty jest opowieścią o małostkowości, wiecznym rozmijaniu się, o kłótniach zastępujących rozmowę, o lenistwie i lęku tych, którzy mieli stać się przewodnikami.

W rozgrywającym się na terenie upadającej Stoczni Gdańskiej spektaklu "H." Jan Klata umieścił scenę, w której zepsuty dwór Klaudiusza uczy się wymawiać nazwy szczepów najlepszych win francuskich. Po dziś dzień trudno o zjadliwszy sceniczny komentarz dla ciągle w gruncie rzeczy aktualnej, ponurej narracji o nieuchronnych kosztach społeczno-ekonomicznej transformacji, ponoszonych przez wielu ku uciesze nielicznych. IV RP - ufundowanej na groteskowej quasi-religijnej mitologii smoleńskiej - i jej kapłanów były już dyrektor Narodowego Starego Teatru w Krakowie także nie oszczędzał. Dlatego rozsierdzeni bohaterowie wystawionego w Teatrze Polskim we Wrocławiu "Kazimierza i Karoliny" według tekstu Odona von Horvata tańczą w rytm dobywającego się z głośników zremiksowanego "przeboju" z YouTube'a "Gdzie jest krzyż". Bohaterowie inspirowanej Sienkiewiczem "Trylogii", wystawionej w

W rozgrywającym się na terenie upadającej Stoczni Gdańskiej spektaklu "H." Jan Klata umieścił scenę, w której zepsuty dwór Klaudiusza uczy się wymawiać nazwy szczepów najlepszych win francuskich. Po dziś dzień trudno o zjadliwszy sceniczny komentarz dla ciągle w gruncie rzeczy aktualnej, ponurej narracji o nieuchronnych kosztach społeczno-ekonomicznej transformacji, ponoszonych przez wielu ku uciesze nielicznych. IV RP - ufundowanej na groteskowej quasi-religijnej mitologii smoleńskiej - i jej kapłanów były już dyrektor Narodowego Starego Teatru w Krakowie także nie oszczędzał. Dlatego rozsierdzeni bohaterowie wystawionego w Teatrze Polskim we Wrocławiu "Kazimierza i Karoliny" według tekstu Odona von Horvata tańczą w rytm dobywającego się z głośników zremiksowanego "przeboju" z YouTube'a "Gdzie jest krzyż". Bohaterowie inspirowanej Sienkiewiczem "Trylogii", wystawionej w Starym przed kilku laty, przeżywali rycerskie przygody na oddziale zamkniętym szpitala dla obłąkanych. Postawa raczej kontestująca, "mentalne skrecze", żonglerka muzycznymi cytatami, brutalna i pozbawiona (re)sentymentów wiwisekcja polskiej współczesności, zawadiacka poetyka punkowego wideoklipu - te rozpoznawalne emblematy teatralnych strategii Klaty zawsze wiązały się z twórczym przepracowywaniem wciąż najsilniej kształtującej nie tylko życie społeczne i polityczne, lecz także zbiorową wyobraźnię Polaków spuścizny romantycznej oraz narodowej i europejskiej klasyki.

Ci, którzy spodziewali się, zwłaszcza w kontekście aktualnych wydarzeń, bezlitosnej aluzyjności oraz politycznych gestów, mogą się krakowskim "Weselem" rozczarować. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Tym przedstawieniem Klata reżyser zdaje się wadzić nie tylko z Polską, jak to ma zwyczaju, ale i z własną metodą twórczą.

Przypominająca niedokończoną tandetną wiejską budę scenografia Justyny Łagowskiej jest tylko tłem. Chochołów zastąpili groteskowo umalowani muzycy blackmetalowej kapeli Furia, grający - co raczej rzadkie u Klaty - na żywo. Przez większość spektaklu tkwiąc nieruchomo niczym posągi na postumentach, w czterech kątach sceny wyśpiewują czy raczej wykrzykują co mocniejsze fragmenty Wyspiańskiego. Cel tej inscenizacji jest dość jasny: wydobyć poetycką głębie tekstu i wyeksponować niewątpliwą wirtuozerię zespołu aktorskiego Teatru Starego. I to się Klacie udaje.

Zachwyca przede wszystkim Juliusz Chrząstowski jako Gospodarz, trochę rozczarowany, trochę przygasły buntownik. Wspaniała jest Monika Frajczyk w roli nieco głupiutkiej i słodziutkiej, acz doskonale świadomej swych wdzięków Panny Młodej, której konsekwentnie osobny, wręcz neurotyczny Poeta Zbigniewa Kalety w poruszającej scenie z czułością tłumaczy, czym jest, a może raczej czym powinna być Polska. Dziennikarz w wykonaniu Romana Gancarczyka przypomina zapijaczonego amanta, mimo goryczy hojnie obdarzającego afektami okoliczne dziewczęta. Pan Młody Radosława Krzyżowskiego to kabotyn rozpaczliwe poszukujący ucieczki od skrzeczącej pospolitości. Jest jeszcze Mieczysław Grąbka - Żyd z urzekającą mieszaniną mistycznej fascynacji oraz ironii, wpatrujący się w pustą kapliczkę zawieszoną na ściętym drzewie stojącym pośrodku sceny. No i Ksiądz w wykonaniu Bartosza Bieleni - prowincjonalny karierowicz, pielęgnujący jarmarczną religijność skołowanych wieśniaków.

A jednak od pierwszych chwil pojawiają się w spektaklu pęknięcia, zdradzające dawny styl i błyskotliwą zjadliwość Klaty. "Co tam panie w polityce" - pyta na wstępie Czepiec, a Redaktor dużego dziennika eksploduje perlistym śmiechem. Awanturę o karczemne długi w ostatniej chwili infantylną zaśpiewką o tańczących chrześcijanach gasi ksiądz. Panów z miasta Justyna Łagowska ubiera współcześnie, dość nawet elegancko. Kostiumy mieszkańców Bronowic przypominają za to jakąś patriotyczną dresiarsko-ziemiańską fantazję rodem z "Wojny polsko-ruskiej" Doroty Masłowskiej. Z tego samego radykalnego obozu narodowo-sportowego zdaje się pochodzić nawiedzający Poetę Rycerz Czarny w brawurowej interpretacji Małgorzaty Gorol. Zaś Stańczyk w wykonaniu Edwarda Linde-Lubaszenki, pojawiający się w surrealistycznej scenie jak z Monty Pythona, nagi i niezgrabny, rachityczny starzec - przypomina trochę Boga Ojca.

Chocholi taniec trwa od samego początku przy ciężkim metalowym akompaniamencie. Złoty Róg mieści się w jakiejś podejrzanie wytarmoszonej plastikowej reklamówce. Czy na te byle jaką rzeczywistość naprawdę istnieje jakieś uniwersalne, magiczne panaceum?

Krakowskie "Wesele" jest opowieścią o małostkowości, wiecznym rozmijaniu się, o kłótniach zastępujących rozmowę, o lenistwie i lęku tych, którzy mieli stać się przewodnikami, oraz zajadłości i pysze tych, którzy na nieskończenie złożone pytania stawiają przeraźliwie proste odpowiedzi.

Michał Centkowski
www.dwutygodnik.com
22 maja 2017

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia