Co z tymi elitami?

Przeczytane... zasłyszane... obejrzane...

Elitarna szkoła, elitarny klub, elitarna formacja wojskowa ... Skupiająca i kształcąca najlepszych z najlepszych, tych przeznaczonych do zadań wyjątkowych, obdarzanych podziwem i społecznym uznaniem. Elity. Czym dzisiaj są? Jaką pełnią rolę? W ujęciu socjologicznym nie jest to takie proste, ponieważ definicji mamy bardzo dużo, a niektóre są ze sobą sprzeczne.

Klasyczna socjologia (m.in. Gaetano Mosca i Vilfredo Pareto) utrzymuje, że elity są homogeniczne, samoświadome, same się utrwalają i nie odpowiadają przed nikim. Później elity zaczynają być kojarzone przede wszystkim z polityką, a Charles Wright Mills twierdzi wręcz, że elity to niesprawiedliwość i nierówność. Karl Mannheim zwraca uwagę na różne typy elit i wymienia m.in. artystyczną i intelektualną. Pisze też, że rozrost elit powoduje ich rozproszenie i zmniejsza ich potencjał. Reiner Keller przywołuje gwiazdy filmowe i ich rolę w tworzeniu wzorców społecznych. Bardzo ciekawe są, pochodzące z okresu międzywojennego, rozważania polskiego filozofa i prawnika Czesława Znamierowskiego, który wyróżnia (obok rycerskich) elity pasożytnicze, dbające tylko o siebie.

A tu i teraz? Prof. Zygmunt Bauman - podobnie jak Znamierowski – przestrzega przed elitami w sensie pejoratywnym, określając je jako zespół jednostek odgradzających się od ogółu w poczuciu faktycznej lub domniemanej wyższości. Gdzieś przeczytałem, że o krok dalej poszedł Władysław Bartoszewski, jr., głosząc bezwzględną potrzebę wymiany elit. Twierdzi on, że jest to niezbędne dla rozwoju cywilizacyjnego, w przeciwnym razie elity kostnieją i stają się po prostu establishmentem. Trudno przypisywać mu pobudki polityczne, a już na pewno nie jest zwolennikiem ostatniej „dobrej zmiany", która dokonywać się ma również w obszarze ludzkim. Tak czy owak, rozwijając myśl Baumana, Bartoszewski, jr. daje konkretną receptę: wymieniać. Ale jak? Zniszczyć jest bardzo łatwo, wykreować znacznie trudniej. Elektroniczna wersja Dziennika Gazety Prawnej jakiś czas temu (21.08.2016) zamieściła artykuł Miry Suchodolskiej pod znamiennym tytułem: „W Polsce nie ma elit. Są tylko intelektualni celebryci", z którego przytaczam trzy zdania: „... aby dostosować się do zmieniającego świata, potrzeba elit. A tych nie mamy. Pełno za to na każdym kroku intelektualnych celebrytów suflujących maluczkim swoją narrację."

Gorzka przestroga Baumana, raczej utopijny pragmatyzm Bartoszewskiego, jr., bolesna diagnoza Suchodolskiej ... W tych trzech opiniach zamyka się prawda o współczesnych polskich elitach lub o przyczynach ich braku.

Interesują mnie przede wszystkim elity artystyczne i ich związek z pojęciem autorytetu. Myślę, że może to być tożsame, ale nie musi. Są tzw. ciche autorytety, które trudno zaliczyć do elit. Takim był, nieżyjący już, prof. Bohdan Korzeniewski, który stroniąc od poklasku jeszcze w stanie wojennym był niezaprzeczalnym autorytetem dla tych największych z naszego środowiska. A po stanie wojennym? Przekreślono dawne autorytety (zmienił się kanon sztuki, wkroczył postmodernizm i popkultura) i zakwestionowano dawne elity (zmienił się ustrój). Powstał problem tworzenia nowych. Czy to się udało? Nie sądzę.

Czym dzisiaj mogłyby być elity? Większość socjologów zajmujących się tym problemem zwraca uwagę na trzy aspekty wyróżniające prawdziwie sprawczą elitę zawodową: akceptację swojego środowiska, uznanie i oddziaływanie społeczne oraz powiązanie z władzą, co powoduje, że elity „dużo mogą". Wyróżnia się elity polityczne, wojskowe, regionalne, intelektualne, zawodowe, w tym artystyczne.

W czasach mojej młodości w polskim teatrze były dwa niepodważalne autorytety: Gustaw Holoubek i Tadeusz Łomnicki. Czy ci wybitni, ale jakże różni artyści należeli do elity? W jakimś sensie, ale nikt wówczas tego tak nie definiował. Już prędzej Hanuszkiewicz, może Łapicki lub Olbrychski? Czyli ci, którzy oprócz osiągnięć artystycznych kojarzyli się jeszcze z czymś innym, trudno uchwytnym. Zastanawiam się jak to nazwać... Może z nieco artystowską aurą, która otaczała ich w życiu i w sztuce. Podobnie było w okresie międzywojennym. Wówczas elity artystyczne kojarzono z barwnością życia i pewnego typu ekscentryzmem, niedostępnym dla zwykłych obywateli. A dzisiaj? Po stokroć rację ma Mira Suchodolska! W odbiorze społecznym elity artystyczne utożsamiane są z celebrytami. Ale celebryci zajmują się przede wszystkim celebrowaniem własnej wielkości. Co to ma wspólnego z elitą? Już słyszę głosy, że jestem niesprawiedliwy, bo przecież tylu mamy wspaniałych reżyserów i świetnych aktorów. To nie jest to samo! Nawet jeśli towarzyszy im szum medialny. Bo media mogą artystę wylansować, ale brakuje im mocy sprawczej w kreowaniu elity.

Zarzut? Nie. Raczej signum temporis. Ponowocześni i późno ponowocześni badacze, odnosząc się do problemu elit we współczesnym społeczeństwie zwracają uwagę na upadek kultur elitarnych, co wiąże się z rozpadem wspólnoty, wielością kryteriów i opinii. Nasz postindustrialny i pluralistyczny świat społeczny postrzegają jako rzeczywistość hiperrealną, ukształtowaną przez media, przez sztucznie narzucane modele i schematy, powielającą tzw. symulakry, czyli obrazy bez realnych pierwowzorów. Rozpad podmiotowości, czasowości i historii powoduje zmiany statusu i funkcji współczesnych elit. Widać z tego wyraźnie, że pojęcie „elita" należy do poprzedniej epoki, sprzed wszystkich „postów". I dzisiaj stało się kulturowym anachronizmem.

Gdy przeniesiemy te teoretyczne rozważania na grunt naszych codziennych doświadczeń, wszystko zgadza się co do joty. Drastyczne podziały środowiska, zerwanie więzi z publicznością, nieokiełznana wielość twórczych wypowiedzi, kryzys autorytetów i tradycji, przecięcie ciągłości kulturowej powodują, że żadna dominująca grupa nie jest w stanie powstać, a co dopiero przetrwać, zarówno w kontekście odbioru społecznego jak i akceptacji środowiskowej. Elit nie ma, bo być nie może! Mimo wielu głosów, że w demokratycznym państwie takie reprezentatywne grupy są niezwykle ważne i potrzebne. Że determinują postęp.

Nie wierzę w elity, ale wierzę, że niezbędne są nam autorytety. Zwłaszcza dla tych najmłodszych, wchodzących w twórcze, zawodowe życie. Oni zaczynają tęsknić za jakimkolwiek porządkiem wartości. Jako stary belfer zaręczam, że tak jest!

Krzysztof Orzechowski
dla Dzienika Teatralnego
15 października 2016
Wątki
KO

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...