Co za dużo...

"Ostatni gasi światło" - reż. Norbert Rakowski - Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu

W minionym tygodniu widzowie opolskiego teatru im. Jana Kochanowskiego mieli okazję uczestniczyć w I Maratonie Teatralnym. W ramach wydarzenia, podczas dwóch dni zaprezentowano cztery spektakle. Trzy z nich to tegoroczne premiery. Wydarzenie zgromadziło szeroką publiczność. Nowy pomysł włodarzy „Kochanowskiego" wyraźnie przypadł do gustu miłośnikom teatru, którzy w krótkim czasie mogli nadrobić zaległości.

Zestawienie czterech, jakże różnych przedstawień, domknęła polsko - czeska koprodukcja „Ostatni gasi światło". Spektakl, a raczej jak sami twórcy wskazują - zdarzenie teatralne, stanowi dość nietypowy wytwór.

W krótkim czasie (widowisko trwa niewiele ponad godzinę) obserwujemy trzy główne wątki. Trudną relację pracownika teatru i jego przełożonego. Małżeństwo z licznymi problemami, których źródłem jest brak komunikacji oraz trauma po nieudanej adopcji. Porzuconego, głuchoniemego chłopaka, który nieświadomie próbuje zatrudnić się w firmie swojego ojca.

Obok publiczności historię śledzi trzech inspicjentów, usadowionych za konsolą. W odróżnieniu od widowni, panowie mają realny wpływ na to, w jaki sposób dalej potoczą się losy bohaterów. Kolejne sceny przełączają zielonym przyciskiem. Zazwyczaj w momentach krytycznych, w celu przerywania dalszego ciągu zdarzeń.

W trakcie przedstawienia między inspicjentami dochodzi do licznych konfliktów. Panowie sprzeczają się między sobą, o to czy warto wtrącać się w życie bohaterów. Wskazują na istotny problem społeczny - bierne obserwowanie. W scenie finałowej zwracają się bezpośrednio do publiczności. Chcąc zbadać gotowość każdego z nas do wzięcia odpowiedzialności za obecność w życiu innych ludzi, zadają pytania, na które odpowiedzieć każdy musi sobie samodzielnie.

Zamysł spektaklu ma duży potencjał. Jednak skrócona forma sprawia, że mamy do czynienia raczej ze zwiastunem, niż z gotowym, czytelnym obrazem. Twórcy jedynie muskają postawione problemy. Sceny przełączane są szybko, zanim widz zdąży się zagłębić w konkretną historię. Fabuła przedstawionych wątków zostaje spłaszczona. Wycinki z życia bohaterów oczekują na rozwinięcie. Dzieje się zbyt dużo, przez co przekaz staje się mętny.

Dodatkowo, wielowątkowy spektakl zostaje wzbogacony o bardzo rozbudowaną formę. Koprodukcja grana jest przez aktorów z dwóch krajów. Na scenie obserwujemy dyskusje w trzech językach: migowym, polskim i czeskim. Tłumaczenia wyświetlane są w szybkim tempie, na załamaniach ściany. Owe rozwiązanie wpływa na komfort oglądania spektaklu. Przez większość czasu należy bacznie skupić się na próbie odczytania tekstu. Osoby starsze mogą mieć z tym problem.

W przedstawieniu zabrakło dopracowania formy. Może zasadnicze skrócenie tekstu, o którym wspominali twórcy podczas rozmów, nie było najlepszym rozwiązaniem?

Trzy języki, dwa kraje, trzy niedopowiedziane wątki plus konstrukcja ex post, z prostym przekazem - tak w skrócie można ująć to, co zostało podane widzom. Brakuje jakiejkolwiek puenty. Z obejrzanego eksperymentu nie można wyciągnąć nic, oprócz bardzo złożonej konstrukcji.

Katarzyna Majewska
Dziennik Teatralny Opole
22 listopada 2017
Portrety
Norbert Rakowski

Książka tygodnia

Bioteatr Agnieszki Przepiórskiej
Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Katarzyna Flader-Rzeszowska

Trailer tygodnia