Co zrobić ze świętą?

"Joanna d\'Arc" - reż: Remigiusz Brzyk - Teatr Polski w Bydgoszczy

"Boże, który stworzyłeś tę piękną ziemię, kiedy będzie ona gotowa na przyjęcie Twoich świętych?" - pyta w ostatniej scenie sztuki Święta Joanna George\'a Bernarda Shawa jej tytułowa bohaterka, Joanna D\'Arc. Problem, jaki ma ze świętymi współczesny świat - i współczesny teatr - poruszył również Robert Bolt, który czuł, że musi się wytłumaczyć w przedmowie do swojego dramatu Oto jest głowa zdrajcy, dlaczego postanowił przenieść na scenę historię śmierci św. Tomasza More\'a.

Skoro w roku 1924 pojawienie się osoby kanonizowanej na scenie budziło lekką konsternację, a w roku 1960 wymagało już specjalnej przedmowy, co począć ze świętymi na początku wieku XXI? Proces w Rouen w reżyserii Remigiusza Brzyka, wystawiany w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, można oglądać jako próbę odpowiedzi na to pytanie.

Spektakl jest oparty na autentycznych protokołach z procesu Joanny, schwytanej w 1431 roku przez Anglików i przesłuchiwanej jako czarownica. Bo jak mogła nie być czarownicą nastoletnia wieśniaczka, której dziwne głosy kazały założyć rycerską zbroję, ruszyć na okupowany przez Anglików Orlean i wyzwolić miasto, a potem całkowicie odwrócić losy wojny stuletniej? Oczywiście z procesu w Rouen nie mogła wyjść żywa, bo był to proces polityczny w najperfidniejszym tego słowa znaczeniu. Zapisy przesłuchań – specjalnie na potrzeby bydgoskiego przedstawienia przetłumaczone przez Tomasza Śpiewaka (który również opracował tekst spektaklu) – to ponura kronika wyznań młodej kobiety, która wie, że i tak czeka ją śmierć na stosie.

Choć główna bohaterka jest jedna, w Procesie w Rouen występuje pięć aktorek, i to nie byle jakich, bo grają właściwie wszystkie asy żeńskiej części zespołu TPB: Karolina Adamczyk, Dominika Biernat, Marta Nieradkiewicz, Anita Sokołowska i Marta Ścisłowicz. Która z nich jest Joanną? Każda po trochu. Przechadzając się po scenie, pięć kobiet wymienia się rolami – zawsze jedna z nich staje się przesłuchiwaną ofiarą, a pozostałe są zadającymi pytania sędziami. Na bydgoskich deskach jest więc pięć różnych Joann, od chichoczącej przy historyjkach z dzieciństwa Karoliny Adamczyk, przez mądrze smutną Martę Ścisłowicz, do wyniosłej i opanowanej Anity Sokołowskiej, której emocje zdradza tylko jedna spływająca po policzku łza. Wszystkie wykonawczynie spisują się wspaniale. Gdyby bydgoski Teatr potrzebował kiedyś popisowego spektaklu reklamującego możliwości swoich aktorek, przedstawienie Brzyka świetnie by się do tego nadawało.

Tak jak role, przechodzące z aktorki na aktorkę, płynna w Joannie D’Arc jest też scenografia autorstwa Justyny Łagowskiej. Jej głównym elementem są ogromne ekrany z powiększonymi czarno-białymi fotografiami detali architektury gotyckiej i średniowiecznych iluminacji. W czasie trwania spektaklu są one przesuwane i ustawiane w różnych miejscach sceny i można odnieść wrażenie, że bydgoski sąd nad Joanną odbywa się w nieco surrealistycznej gotyckiej katedrze, przepływającej od kształtu do kształtu wraz z postępami procesu.

Kształt teatralny Procesu w Rouen, ze swoimi rytmicznymi powtórzeniami rytuału przesłuchania oraz zmianami ról i scenerii, jest więc ciekawy. Ale co z tego wszystkiego wynika? To, jak rola Joanny przechodzi na bydgoskiej scenie z aktorki na aktorkę, sugeruje, że Joanna jest tu ważna nie jako konkretna postać historyczna, tylko jako model pewnego wyzwania, z którym mierzą się kobiety w ogóle. Ale w jakim sensie dylematy średniowiecznej świętej i wojowniczki przylegają do tego, jak z życiem radzą sobie kobiety obecne na widowni? One przecież nie dyskutują codziennie z Bogiem, aniołami i świętymi. Nie chcą zakładać zbroi, żeby wyzwalać miasta i wioski z rąk najeźdźców. Rzadziej niż Joanna myślą o łasce uświęcającej i Eucharystii, a przez większość czasu zajmują się sprawami, które ona uznałaby za trywialne lub niegodne uwagi. A więc – po co nam dzisiaj ta święta?

W spektaklu Brzyka padają niezbyt ciekawe odpowiedzi. Wciąż podkreśla się sędziowski zarzut noszenia męskiego stroju – a więc Joanna jako kobieta walcząca o swoje miejsce w patriarchalnym świecie? Pojawia się też nacisk na fakt, że święta jest sądzona przez duchownych – Joanna uciskana przez okrutny, fanatyczny Kościół? Główna postać niespecjalnie pasuje do tych tez. Nie walczy o wyzwolenie kobiet – chodzi jej tylko o to, żeby mogła walczyć z Anglikami. Nie przeciwstawia się dążącemu do teokracji Kościołowi – bo przecież sama nie widzi różnicy między religią a polityką. Im bardziej chce się Joannę umieścić po stronie dzisiejszych postępowców, tym bardziej wydaje mi się, że tak naprawdę o wiele lepiej by się dzisiaj czuła, choćby prowadząc w swojej rycerskiej zbroi (i wbrew sugestiom episkopatu) szarżę obrońców krzyża z Krakowskiego Przedmieścia na nacierające siły porządkowe.

Co więc pozostaje dzisiaj z Joanny? Upór i niezłomność. Taką samą strategię przyjął Robert Bolt opowiadający o św. Tomaszu Morusie. Zaimponował mu człowiek gotów do zachowania swoich poglądów nawet wtedy, kiedy kosztowały go życie – a nie same poglądy, na które w ogóle nie zwraca uwagi. Z bydgoską Joanną jest podobnie – nieważne, o co walczy, tylko w jakim stylu. Jak można tu odróżnić niezależność od fanatyzmu?

Przedstawienie Brzyka ogląda się bardzo dobrze. Dużo w nim świetnych pomysłów. Bydgoskie aktorki dają z siebie wszystko. Ale jeśli ktoś idzie do teatru, żeby się dowiedzieć, kim jest dzisiaj Joanna D’Arc, wyjdzie rozczarowany. Może jest nam już dziś niepotrzebna – a może nie jesteśmy jeszcze na nią gotowi.

Paweł Schreiber
Teatr dla Was
6 września 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia