Comedia amandi

"Kamasutra. Nauka rozkoszy" - reż. Aldona Figura - Teatr Na Woli im. Tadeusza Łomnickiego w Warszawie

O ,,Kamasutrze" słyszał każdy, lecz nie każdy ją przeczytał. Indyjską księgę zwykło się traktować jako wschodnią wersję owidiuszowej ,,Sztuki kochania". Dopiero ostatnimi czasy zaczęto się doszukiwać w niej konkretnych kontekstów społecznych i obyczajowych. Zawarte wskazówki dotyczyły nie tylko samych igraszek miłosnych, ale i sposobu życia. Aldona Figura zmierzyła się z legendą orientalnego arcydzieła na swój sposób.

Jan Kozikowski zaprojektował przestrzeń, która przypomina scenerię rajskiej wyspy na Pacyfiku. Na środek półkolistego proscenium wystawiono okrągłe łóżko. Wyjście za kulisy zasłania z kolei prześwitująca kotara. Na scenie pojawiają się elegancko ubrane postaci. Kostiumy i miejsce akcji wyraźnie wskazują na to, że widz ma do czynienia z wyższymi sferami. Mogą to być współcześni yuppies, snobujący się nowobogaccy w czasie wypoczynku. Znudzeni nadmiarem wolnego czasu prowadzą rozmowy na temat miłosnych zabaw.

Reżyser rozkłada frazy traktatu na sześciu aktorów: trzy kobiety i trzech mężczyzn. Tekst zostaje podzielony na kilkanaście części. ,,Nauki ogólne" stanowią wprowadzenie do samej sztuki kochania. Są one zbiorem wytycznych na temat sposobu życia, jaki prowadzić mogą de facto tylko najbogatsi. Wystarczy przyjrzeć się Mieszczaninowi (Kamil Siegmund), który przypomina do złudzenia Johnny'ego Deppa Taka egzystencja wymaga właściwego prowadzenia się i spotykania z określoną grupą ludzi. Figura znajduje więc współczesny odpowiednik dla zachowań, jakimi charakteryzowali się kiedyś reprezentanci hinduskich elit. Tylko że nic więcej z tego nie wynika. Twórcy osadzają po prostu tekst w pewnej sytuacji scenicznej. Na próżno doszukiwać się w tym przedstawieniu jakiejkolwiek intrygi. Po ,,naukach ogólnych" przedstawione zostają inne pouczenia i uwagi, jak ,,badanie uczuć niewiast", ,,rodzaje obłapiania", ,,rodzaje pocałunków" i tak dalej. Formuła widowiska nie wykracza jednak prawie wcale poza dialogi ,,gadających głów".

Lekcje zawarte w ,,Kamasutrze" zostają wyjaśniane z przymrużeniem oka. Aż nadto czytelne są gesty Nauczyciela (Zdzisław Wardejn) przy opowiadaniu o łóżkowych ,,gadżetach". Nonszalancja Przyjaciela (Marcin Sitek) sięga granic przerysowania, gdy ten nakręca się przy pokazywaniu odruchów wykonywanych podczas stosunku. Zawiodą się jednak srodze ci, którzy oczekują po widowisku Figury śmiałych scen. Nie zostają bowiem przekroczone żadne granice pruderii. Stołeczna ,,Kamasutra" jest po prostu niewysmakowaną farsą, w której oryginalny tekst zostaje przetłumaczony na język świńskich aluzji. Tyle tylko zostaje z mitu indyjskiego traktatu. Ale w tym szaleństwie jest metoda. Figura obnaża ostatecznie zbiór miłosnych reguł jako nieważnych wobec mocy Przypadku. Bo czy to spontaniczność nie jest najważniejszym warunkiem niezbędnym do prawdziwego przeżycia uczucia?

Jeśli chodzi o aktorstwo, to trudno mówić o rolach. Nie ma tutaj wyraźnie określonych charakterów. Aktorzy muszą się chyba dobrze bawić, a atmosfera tej beztroski udziela się także widowni. Nie polecam tego widowiska osobom, które szukają w teatrze czegoś więcej, niż tylko paru chwil rozrywki. ,,Kamasutra" Figury jest zaledwie bezpretensjonalną komedyjką, którą jednak ogląda się wyjątkowo dobrze. Takie spektakle też są potrzebne.

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
30 stycznia 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia