Coraz lepsza marka

5. Brave Festival - Wrocław

Andreas Vollenweider, światowej sławy harfista, i La Kaita, wielka estremadurska pieśniarka flamenco, zakończyli w sobotę piątą edycję Brave Festivalu.

W piątek świetny koncert dał Toumani Diabaté, rewelacyjny artysta z Mali. Okazało się, że szlachetna komercja z najwyższej światowej półki imprezie niestraszna, może nawet jej pomóc bez szkody dla charakteru wydarzenia.  

Przez cały tydzień mnisi z klasztoru Sherab Ling w Indiach usypywali piaskową mandalę. W sobotę - gdy kończył się Brabe Festival - rytualnie ją zniszczyli, a piasek wysypali do Odry
Konsekwencja Grzegorza Brala i jego współpracowników w budowaniu wizerunku festiwalu zaprocentowała. Dziś już wszyscy wiedzą, że Brave to impreza, na której najważniejsze są dawne tradycje i obrzędy prezentowane w sposób niezmienny od wieków, bez przysłowiowej cepeliady. Organizatorom udawało się przez te wszystkie lata unikać romansu z komercją, nie zapraszali tworów folkloropodobnych, a autentycznych twórców ludowych. 

I udało im się - w tym roku nazwa festiwalu okrzepła - na koncertach są komplety publiczności, bilety są wyprzedane, a festiwalowi coraz bliżej do marki znanej w całej Polsce. A zbudować ją w oparciu o ludowość w dzisiejszych, rozpędzonych czasach to nie lada sztuka.

Tymczasem dziełem przypadku stał się tegoroczny przyjazd Toumaniego Diabaté, wirtuoza gry na korze, afrykańskiej harfie. W ostatniej chwili mistrz zastąpił dwa zespoły z Algierii, które nie dostały zgody na wyjazd od swoich rządów. Zgodził się w biegu, bo miał akurat kilkudniową przerwę między zaplanowanymi już koncertami. Artysta z Mali to światowej sławy gwiazda world music, muzyk zapraszany na największe festiwale, postać, wydawałoby się, nie pasująca do formuły Brave nastawionego na rdzenne, czasem prawie kompletnie zapomniane tradycje. 

Jednak Diabaté pokazał, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu - piątkowy koncert Malijczyka był jednym z najlepszych wydarzeń wszystkich dotychczasowych edycji. Energetyczny, świetny muzycznie, pełen humoru, a co najważniejsze - połączony z potężną dawką informacji na temat gry na korze i Afryki w ogóle. Muzyk idealnie łączy tradycję z wymogami współczesnej rozrywki, dźwięki grane od wieków w swojej ojczyźnie przybliża ludziom na całym świecie w sposób przystępny, ale niemający nic wspólnego z folklorem przetworzonym na pop. U Diabaté najważniejsza jest tradycja, to ona jest punktem wyjścia jego twórczości, to wokół niej obraca się cała muzyka Malijczyka i jego zespołu. Nadto jego koncerty wyzwalają w publiczności potrzebę interakcji z artystami, podobną do tej, jaka zachodzi w tradycyjnych kulturach między społecznością a mistrzem ceremonii. 

I właśnie takie osobistości powinny znaleźć się w programach kolejnych edycji Brave. Nikt temu festiwalowi nie może zarzucić komercyjnego charakteru, braku profilu czy nieprzemyślanego programu, za to obecność Diabaté i twórców podobnego formatu może przysporzyć imprezie jeszcze więcej publiczności. 

Artystów z misją, takich jak Diabaté, pokazujących swoją tradycję trochę inaczej, za to w wersji mogącej zaciekawić, nawet porwać odbiorców z innych kultur i narodów, z pewnością jest wielu. Mieliśmy okazję posłuchać niektórych z nich. Słuchaliśmy transowych, skomplikowanych melodycznie sufickich pieśni miłosnych wykonywanych przez Alima Quasimova oraz jego córkę. Pełne pasji były cerkiewne pieśni liturgiczne, których brzmienie dzięki niezrównanemu głosowi Divny rozsadzało podczas koncertu mury gotyckiej świątyni Marii Magdaleny. Albo pełen bólu i grozy kaukaski rytuał Zikr, przeznaczony wyłącznie dla kobiet, który odtworzyły we Wrocławiu śpiewaczki z wąwozu Pankisi, przedstawicielki doświadczonego przez dziesiątki lat wojen ludu czeczeńskich Gruzinów. Czy wywodzący się z Korei szamański rytuał kut, każący uwierzyć, że w mocy wybitnej szamanki, narodowego skarbu tego kraju, jest zatrzymać burzę i wywołać wiatr. 

Jeśli za rok organizatorom uda się znaleźć i zaprosić na wrocławski festiwal więcej takich artystów, wszyscy na tym skorzystamy. Nadal jednak trzeba pamiętać, aby z szacunkiem dla widza wymagającego i posiadającego dużą wiedzę tematyczną konstruować repertuar, w którym najwięcej miejsca musi się - jak zawsze - znaleźć dla ludzi prezentujących rytuały często bardzo trudne w odbiorze dla ludzi z zachodniej kultury. Nie jest to łatwe przede wszystkim ze względu na problemy finansowe Brave - festiwalu niepowtarzalnego w skali kraju. To impreza mająca za cel edukację, wywołanie społecznej empatii i altruizmu wobec związanych głęboko z tradycją, ginących obrazów naszego wciąż jeszcze wielobarwnego świata.

Rafał Zieliński,Magda Podsiadły,Agata Saraczyńska
Gazeta Wyborcza Wrocław
13 lipca 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...