Coraz więcej teatru
rośnie liczba widzów odwiedzających polskie teatryW 2008 roku w Polsce działało 187 teatrów, o trzy więcej niż rok wcześniej; swoją działalność zainaugurował wtedy m.in. warszawski Teatr Capitol, założony przez aktorkę Annę Gornostaj i jej męża Stanisława Mączyńskiego. W 2009 roku powstały kolejne nowe teatry - m.in. warszawski Teatr Kamienica Emiliana Kamińskiego. W 2010 roku - OCH-Teatr, kolejna - po Teatrze Polonia, otwartym w 2005 roku - scena stworzona przez Fundację Krystyny Jandy na rzecz Kultury. Rozpoczął też działalność założony przez Michała Żebrowskiego i Eugeniusza Korina Teatr 6. Piętro, usytuowany w Pałacu Kultury i Nauki.
Od pięciu lat rośnie liczba widzów odwiedzających polskie teatry. Według statystyk GUS w 2005 roku polskie teatry odwiedziło 5 mln 972 tys. Polaków. W 2006 roku było to już 6 mln 151 tys., rok później - 6 mln 392 tys. W roku 2008 do teatrów przyszło 7 mln 124 tys. osób. Zestawienie to pochodzi z dokumentu "Raport o teatrze - Przemiany organizacyjne teatru w Polsce w latach 1989-2009", autorstwa Pawła Płoskiego, przygotowanego na Kongres Kultury Polskiej w 2009 roku.
O odrodzeniu zainteresowania teatrem opowiada w rozmowie z PAP Krystyna Janda. - My w teatrze obserwujemy również nie tylko wzrost liczby widzów i ludzi dopytujących o nowe premiery, o nowe plany teatralne, o przyszłość, ale także wzrost emocji związanych z teatrem i wieczorami w teatrze - podkreśla artystka. - Moim zdaniem to, co się dzieje w telewizji od kilku lat, skutecznie zniechęca ludzi do przyjaźnienia się z tym medium. Ludzie, którzy mają jakiekolwiek wyższe aspiracje, oglądają tylko programy informacyjne, w dawce koniecznej i szukają swoich światów poza domem: w kinie, teatrze, na koncertach czy wystawach - ocenia Krystyna Janda.
Jak mówi Janda, "czar oglądania aktorów na żywo, na nowo jest sobie ceniony, o czym świadczy to, że wielu widzów ogląda spektakle wielokrotnie". - Wybierają sobie ulubione tytuły i spotykają się z nimi jak z przyjaciółmi. Przyprowadzają znajomych, najbliższych, jakby dzielili się jakąś intymną radością. Poza tym wzmógł się pozytywny snobizm na temat teatrów, a człowiek liczący się w towarzystwie powinien znać sztandarowe tytuły teatralne - dodaje artystka.
Z Jandą zgadza się aktor, dyrektor artystyczny Teatru Narodowego w Warszawie Jan Englert. - Im bardziej świat będzie się wirtualizował, im więcej będziemy korzystać z techniki, z internetu, tym większa będzie tęsknota ludzi za uczestnictwem w żywym spektaklu. Teatr zaspokaja właśnie tę potrzebę, daje kontakt ze sztuką na żywo, twarzą w twarz z człowiekiem - aktorem, kontakt autentyczny i spersonalizowany - powiedział PAP Englert.
Zdaniem Marii Seweryn, prywatnie córki Krystyny Jandy, kierującej utworzonym niedawno OCH-Teatrem, coraz większe zainteresowanie polskiej publiczności teatrem to naturalne zjawisko, któremu nie przeszkodzi kryzys finansowy ani nowe technologie multimedialne. - Bardzo wierzę w teatr. Wierzę w to, że teatr przetrwa wszystko, dlatego, że człowiek interesuje drugiego człowieka na żywo. "Tu i teraz" zawsze będzie wartością. Przy obecnym nadmiarze możliwości technicznych ludzie potrzebują i pragną tej prostoty - powiedziała.
Jej zdaniem, powstanie miejsc takich jak teatr Polonia i inne prywatne przedsięwzięcia pomogło przełamać wizerunek teatru, jako sztuki marginalnej. - Był taki okres, że teatr kojarzył się z ramotą. Powstanie nowych inicjatyw spowodowało pewien ruch w tej dziedzinie, pewną kontrowersję. Nagle teatr pojawił się w nowej odsłonie, stał się gorącym tematem - oceniła.
Jak dodała, początkowo utworzenie teatru Polonia wymagało przełamania stereotypów i wyobrażeń tkwiących w mentalności środowiska związanego z teatrem i części publiczności. - Ludzie sądzili - mówi Maria Seweryn - że Krystyna Janda otwiera teatr dla siebie, żeby mogła sama w nim grać. Po czterech latach działalności teatru Polonia wszyscy widzą, że jest to bardzo poważna instytucja, która ma duże ambicje artystyczne i która nie bazuje tylko na Krystynie Jandzie, choć największą jej siła jest to, że Krystyna Janda stoi na jej czele - zaznaczyła.
OCH-Teatr korzysta teraz z marki wypracowanej przez teatr Polonia i praktycznych doświadczeń zdobytych w czasie tych czterech lat. - Uczyliśmy się tam wszystkiego od początku: prowadzenia teatru, sprzedaży biletów, rozmawiania z ludźmi, organizacji - mówi Maria Seweryn. - Natomiast OCH-Teatr ma inny start. Jesteśmy pewną marką - uznaną i cenioną. Mamy swoją publiczność, która przechodzi do OCH-Teatru, wielu ludzi przeszło z teatru Polonia do OCH-Teatru, żeby w nim pracować - dodaje aktorka.
Maria Seweryn podkreśliła, że większa liczba nowych scen nie oznacza konkurencji zagrażającej istnieniu innych teatrów. - Wiele osób pyta czy nie boję się konkurencji. A ja się nie boję. Pamiętam jak 10 lat temu z mamą zrobiłyśmy przedstawienie prywatne i jeździłyśmy z tym spektaklem po całej Polsce. W jednym z dużych miast długo trwały negocjacje z dyrektorem teatru, który nie chciał nas wpuścić, żebyśmy w tym teatrze zagrały. Ten dyrektor powiedział nam, że "drenujemy rynek". A ja uważam, że jest wręcz odwrotnie. Jeżeli gdzieś do jakiegoś teatru ktoś pójdzie i mu się spodoba, to pójdzie do następnego teatru, bo będzie miał ochotę obejrzeć kolejne przedstawienia. Im więcej dobrych teatrów, tym lepiej dla wszystkich - powiedziała.
- Apetyt na teatr ciągle rośnie - podkreśla Marcin Kwaśny, aktor i dyrektor artystyczny Teatru Praskiego, dodając, że widzów nie zrażają nawet wysokie ceny biletów. - W Teatrze Kwadrat, w którym gram, bilety kosztują od 80 do 150 zł. Mimo to mamy zawsze pełną salę - zwrócił uwagę Kwaśny.
Kryzys nie dotknął, jego zdaniem, teatru nie tylko w wymiarze finansowym, ale też merytorycznym. - Powstaje wiele nowych scen. Teatry muszą ze sobą konkurować, zabiegać o widza. Chodzę do różnych teatrów, na różne spektakle i widzę, że propozycje są bardzo ciekawe i różnorodne. Widz ma olbrzymi wybór. Taki, że nawet niekiedy ciężko się w tym wyborze odnaleźć - ocenił Kwaśny. Dodał, że widzowie, co prawda nadal najchętniej oglądają sztuki lekkie, łatwe i przyjemne, ale nie tylko.
- Ciekawe jest to, że im bardziej konsumpcyjny tryb życia prowadzą ludzie, tym większa w nich narasta potrzeba, żeby w teatrze nie tylko się pośmiać, ale też przeżyć coś głębszego, znaleźć jakąś autentyczną wartość - powiedział Kwaśny.
Zdaniem dyrektora Instytutu Teatralnego Macieja Nowaka, teatr dla Polaków był i jest ważnym miejscem publicznym i ważnym miejscem wyrażania opinii. - Obserwatorzy z zagranicy zwracają ponadto uwagę na to, że w Polsce teatr jest częścią głównego nurtu kultury. Premiery teatralne omawiane są przez mainstreamowe media - telewizję, na pierwszych stronach gazet. W wielu innych krajach teatr jest zjawiskiem niszowym - podkreślił.
- Cieszy mnie, że powstają nowe, prywatne teatry - podkreślił Nowak. - Dzięki temu zwiększa się oferta, co zachęca nowych widzów. Można oceniać to tak, jak w gastronomii - im więcej restauracji, tym więcej klientów, im więcej teatrów - tym więcej widzów - powiedział. Według niego prywatne teatry, powstające głównie w Warszawie, nie są alternatywą dla teatrów publicznych, a raczej "wzbogacają pejzaż kulturalny" stolicy. - Dzięki temu prezentowany jest także repertuar bardziej rozrywkowy. Można powiedzieć, że mamy do czynienia z odrodzeniem się teatru bulwarowego w Polsce - ocenił Nowak.
Emilian Kamiński, który założył w stolicy Teatr Kamienica, podkreśla jednak, że tak do końca nie jest, że ludzie nie chcą chodzić wyłącznie na farsy. W jego opinii sposobem na to, by publiczność szanowała dany teatr i stale przychodziła do niego, jest układanie repertuaru w taki sposób, by znalazły się w nim "sztuki z tezą". - W moim teatrze szukam sztuk, które byłyby dla ludzi, które by nie odstraszały widowni, ale miały pewną tezę. To jest repertuar, w którym ludzie znajdują wątek liryczny, romantyczny, dzięki któremu ludzie mogą się pośmiać, ale i zastanowić, a na dodatek wszystko jest podane bardzo estetycznie. W naszym przypadku to działa - podkreślił Kamiński.