Coś się skończyło, coś się zaczyna

Coś się skończyło, coś się zaczyna - mówi Grzegorz Jarzyna. We wtorek 11 grudnia w naszej redakcyjnej klubokawiarni już po raz czwarty odbyło się spotkanie z cyklu "Teatr w Gazeta Cafe". Tym razem gościem był Grzegorz Jarzyna, dyrektor TR Warszawa. Rozmowę prowadził Łukasz Drewniak.
Łukasz Drewniak: Masz prawie 40 lat, zbliżasz się do smugi cienia. Czy jest właściwie taki moment, kiedy artysta może powiedzieć o sobie - jestem dojrzałym reżyserem, osiągnąłem mistrzostwo, mogę spojrzeć w tył i dokonać pewnego bilansu? Grzegorz Jarzyna: Dobry wieczór. Bardzo miło, że państwo tak licznie przybyli. Dużo ludzi się uśmiecha, także bardzo miło. Co do dojrzałości. Nie wiem. Zaskoczyłeś mnie tym pytaniem. Owszem czuję tę czterdziestkę. Szanuję ten wiek. Nie mam jeszcze tak, że chciałbym wrócić do młodości. Wielu artystów jakby programowo mówi, że są niedojrzali, albo programowo czerpią z dzieciństwa. Co znaczy dla mnie ta dojrzałość? Czy przedkłada się na wybory repertuarowe? - "Bzika tropikalnego" ani "Magnetyzmu serca" dziś bym już nie zrobił. Na pewno. W 1998 roku zostałeś dyrektorem Teatru Rozmaitości. Pamiętasz siebie z tamtego okresu? Co chciałeś jako dyrektor? Zmienić polski teatr? - Nie myślałem o reformie polskiego teatru, raczej o stworzeniu zespołu. Myślałem o grupie, która odbywa wspólną podróż. Strukturę teatralnego zespołu opisywałem jako konstelację, gdzie są stałe planety, księżyce i słońce, ale też komety, które tylko przelatują. Umiałbyś zdefiniować waszą ówczesną postawę wobec życia? Dekadentyzm? Fascynacja nową rzeczywistością? - Byliśmy młodzi i chcieliśmy wyrazić to, co czujemy. Pamiętam, że przyjazd do Warszawy był dla mnie bardzo znaczący. To miasto wpłynęło na moje wybory repertuarowe. Tylko dlatego zrobiłem "Niezidentyfikowane szczątki ludzkie...", bo zobaczyłem jak tu jest w Warszawie. To był czas, kiedy pojawiały się kluby gejowskie, a jednocześnie widziałem, jaka jest tu nietolerancja. Sam kiedyś usłyszałem wchodząc do knajpy koło Rotundy, że jestem gejem i muszę stąd uciekać. Wtedy sięgnąłem po "Szczątki" Frasera. Pomyślałem, że to świetny tekst na Warszawę. Czy kiedy zostałeś dyrektorem Teatru Rozmaitości nie kusiła cię idea teatru autorskiego? - Nie byłem na tyle siebie pewny, na tyle pazerny i bezczelny, żeby powiedzieć ludziom: "Obejmuję ten teatr i teraz to jest mój teatr autorski". Wiedziałem, że będę zapraszać do współpracy młodych reżyserów, którzy mają podobną wrażliwość i chcą coś istotnego powiedzieć. Są szczerzy. I zaprosiłeś Krzysztofa Warlikowskiego. Przez wiele lat wspólnie nadawaliście ton temu teatrowi. Kiedy zaczęła się w Rozmaitościach walka o rząd dusz, o to kto jest liderem? Kiedy podzielił się zespół? - Zespół podzielił się tak naprawdę ze trzy lata temu, po sezonie "Terenu Warszawa". To gdzieś kiełkowało wcześniej, ale wtedy poczułem to wyraźne. Pamiętam, że zrozumiałem to na festiwalu w Awinionie. Tam odbyła się taka przełomowa rozmowa między nami. Krzysiek powiedział, że widziałby ten teatr jako taki, który w Polsce produkuje spektakle i jeździ z nimi po świecie. Ja odpowiedziałem, że interesuje mnie Warszawa. To miasto daje mi więcej energii niż zagraniczne podróże. Uznaliśmy, że to są dwie różne drogi. Wtedy dokonał się taki podział zespołu na moich aktorów i jego. Moi byli ci, którzy nie skończyli szkoły teatralnej. Tamci byli już nie moi. Czy jest coś takiego, czego Warlikowskiemu zazdrościsz? - Nie wiem, czy to mam nazwać zazdrością. Jest coś takiego, że oglądasz przedstawienia Warlikowskiego czy Lupy i to cię interesuje. Widzę, że tam jest potężna praca i potężna prawda. To są spektakle, na które chętnie chodzę do teatru. Bo mogę coś przeżyć. Bo kiedy jest się zawodowym reżyserem to tak naprawdę bardzo trudno się wzruszyć w teatrze. Reżyser widzi, jak to było zrobione, trudno mu ulec iluzji. A z drugiej strony lubię, kiedy ktoś mnie zabiera w tę podróż i mogę dać się ponieść przedstawieniu. Takie momenty zdarzają mi się na spektaklach Lupy i Warlikowskiego. Co dalej z Rozmaitościami? Czy po okresie Jarzyna-Warlikowski w TR nadchodzi czas Jarzyna-Klata? Czy będziecie mieć jakieś etykietki....np lewicowy teatr? - Nie interesuje mnie jakie reżyserzy mają poglądy polityczne. My z Jankiem [Klatą] bardzo różnimy się w myśleniu o teatrze. Jego spektakle mnie interesują jako widza, podziwiam je, ale nie jest to teatr, przy którym dostaję ciarek na plecach. Nie mam zamiaru robić żadnych nowych dwugłosów reżyserskich. Tak jak napisała prasa "Coś się skończyło", ale też "coś się zaczyna". Przeczytałem w jednej z gazet: "Skończył się mit Rozmaitości", a więc był jakiś MIT - to nie jest tak źle. Dla mnie jako dyrektora istotna jest teraz konsolidacja zespołu. Miałem ostatnio takie banalne teatralne odkrycie. Że istotą TR Warszawa jest zespół, a nie pracujący tu reżyserzy. Wszystko przed nami. Na szczęście mogę zapewnić, że fundamenty naszego teatru są bardzo dobre, solidne. Może teraz przychodzi moment na powrót do marzeń. Pytania z sali Jest Pan teraz na fali... - ...my przez ostatnie dwa lata ciągle jesteśmy pod falą. Teraz Krzysiek [Warlikowski] jest na fali. Co też mi daje pewną satysfakcję, bo mam takie poczucie, że to nasz teatr stworzył teatr Warlikowskiego. To nie jest nowy teatr, jak go się nazywa, ale to dalej są Rozmaitości. Rozrastamy się, powiększamy rodzinę. Zostaje Pan na Marszałkowskiej, w teatrze który przypomina bunkier, jak sam Pan to określił. Od kilku lat mówi się, że ta scena ma być remontowana... - Już się nie mówi... Oczywiście to jest nasz podstawowy problem - brak miejsca. Nie mamy gdzie grać. Są momenty, że nasz teatr występuje w trzech miejscach na raz. Na scenie przy Marszałkowskiej, w "terenie" czyli gdzieś na mieście i za granicą. Czy teatr Warlikowskiego będzie dla Was konkurencją? - Jak znam siebie to będzie dla mnie sytuacja mobilizująca, stymulująca. Tym bardziej, że będziemy nie tak daleko od siebie, niemalże w tej samej dzielnicy. Czy się będziemy różnić? Na pewno. Ja w każdym razie będę robił wszystko, żeby państwo chodzili do mojego teatru i byli zaskakiwani. Myślę, że to zdrowa sytuacja. Dla Krzyśka, dla mnie, dla zespołu, dla Warszawy, dla pobudzenia życia teatralnego w Polsce. To jest bardzo dobre rozwiązanie.
Łukasz Drewniak
Gazeta Wyborcza Stołeczna
13 grudnia 2007
Portrety
Grzegorz Jarzyna

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia