Cud nad Bałtykiem

Tym razem nie będzie o Operze Bałtyckiej

Ze względu na remont Opery Bałtyckiej i konieczność spędzenia większości czasu tego lata w Gdańsku, skusiłem się i w upalny dzień pojechałem do Jelitkowa. A tam cud! Ani jednej budy! Goła, "nudna" plaża bez kolorowych jarmarków! Upadłem na kolana, na czysty jak za dawnych lat piasek, i złożyłem w myślach podziękowania skromnemu urzędnikowi, który gdzieś tam w labiryntach magistratu zdecydował, że nie udzieli koncesji mordercom piękna - pisze na swoim blogu Marek Weiss, dyrektor Opery Bałtyckiej.

Tym razem nie będzie o Operze Bałtyckiej, chociaż tak właśnie nazywają nasz teatr w Stolicy. Tym razem chodzi mi o nieznanego mi bliżej urzędnika magistratu, któremu tę laudację pragnę poświęcić. Od dziecka spędzam wakacje nad morzem.

Pierwsza moja praca to była dyrekcja teatru w Słupsku, pierwsze radości dojrzewania, pierwsze przyjaźnie i miłości, poczucie wolności i fundament piękna - wszystko to kojarzy mi się z piaszczystą plażą, szumem fal i krzykiem mew. Możecie sobie gadać, że to kicz i banał. Nie ma na świecie piękniejszego miejsca, niż brzeg Bałtyku.

Dlatego propozycja objęcia Opery Bałtyckiej była dla mnie, prócz innych zalet, wspaniałym zaproszeniem do spędzenia reszty życia właśnie tutaj. Od pięciu lat jednak z przerażeniem obserwowałem jak postępuje degradacja tego piękna, które tak pokochałem. Z coraz większą rozpaczą spędzałem czas na piaskach zatoki obserwując jak brzeg Bałtyku porastają straszliwe budy, kramy, dmuchane potwory nabijające kabzę mordercom spokoju i natury działających rzekomo dla dobra dzieci.

Pisałem nawet o tym jakiś czas temu bez żadnej nadziei, że mój głos wołający na puszczy odniesie skutek. Pisałem też o rujnowaniu plaży między Brzeźnem i Jelitkowem w celu usypania tam gigantycznych rzeźb, które same w sobie może i miały pewien urok, gdyby nie fakt, że roje ciężarówek zwoziły tam piach nadający się lepiej do budowania, ale nie mający nic wspólnego z boską bielą piasku bałtyckiego. Wyrastały tam momentalnie kramy z lemoniadą i truciznami dla dzieci oraz niezliczone pijalnie piwska jakże niebezpiecznego dla amatorów kąpieli i ohydnego dla większości plażowiczów ze względu na zalewanie okolicznych wydm moczem.

Ta Apokalipsa trwała mimo apeli nie tylko moich, bo i w prasie od czasu do czasu ukazywały się alarmujące opisy tej komercjalizacji natury. W ostatnich dwóch latach doszło do tego uprawianie chałtur plażowych. Budowano w tym celu widownie i estrady, a wieczorami ryk głośników nasuwał wielu wczasowiczom refleksję, że wydane na kwaterunek nadmorski pieniądze zostały wyrzucone w błoto. Jakby ludzi odpowiedzialnych za stan nabrzeża ogarnęło jakieś szaleństwo, że morskie fale i nagrzany słońcem piasek są nudne i trzeba je ożywić tandetnym jarmarkiem.

Zdecydowałem, że jednak się poddam i zdradzę ojczyste pejzaże dla greckich skał i śródziemnomorskiej kuchni. Ale ze względu na remont Opery Bałtyckiej i konieczność spędzenia większości czasu tego lata w Gdańsku, skusiłem się i w upalny dzień pojechałem do Jelitkowa.

A tam cud! Ani jednej budy! Goła, "nudna" plaża bez kolorowych jarmarków! Tłumy szczęśliwych, opalających się rodaków i ich gości ze świata, kąpiących się bezpiecznie miłośników piwa, którzy odłożyli rozkosze wlewania w siebie beczek browaru na później. Upadłem na kolana, na czysty jak za dawnych lat piasek, i złożyłem w myślach podziękowania skromnemu urzędnikowi, który gdzieś tam w labiryntach magistratu zdecydował, że nie udzieli koncesji mordercom piękna. Kimkolwiek jest, oby utrzymał się na swojej arcyważnej posadzie jak najdłużej. Być może ma z tego tytułu wiele kłopotów, bo chciwi zysków nie znają litości i nie dają za wygraną. Trzymam kciuki za jego misję i jutro znów wyruszam na najpiękniejszą na świecie jelitkowską plażę.

 

Marek Weiss
Opera Bałtycka
20 lipca 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia