Cudo i jego Twórca

"Cudotwórca" - reż. Wawrzyniec Kostrzewski - Teatr Dramatyczny w Warszawie

Trzy osoby. Kobieta i dwóch mężczyzn. Kim dla siebie są? Co ich ze sobą połączyło i co chce rozdzielić? A może już rozdzieliło…

Już sama scenografia wywołuje u nas obawę przed tym, co nastąpi, albo przed tym, co dopiero będzie się rozgrywać. Dziwne, bo jeszcze nikt nic nie powiedział. Jakieś osoby co prawda są na scenie, zasiadły na swoich miejscach (niechlujnie i szybko składanych miejscach widowni – istny magazyn teatralny.), ale nadal nic nie mówią. Do tego ten półmrok i muzyka, dająca równie dużo do myślenia, co słowa postaci.

Pierwsze wrażenie jest takie: nie znajdujemy się w teatrze, nie oglądamy aktorów, to rzeczywiste postaci opowiadające nam o problemach, które mamy również my sami. Na tę sztukę nie został zaproszony przypadek, aktorzy kontrolowali swoje role , dając jednocześnie wrażenie lekkości i czegoś na znak spontaniczności. Bardzo dobrze dobrana obsada aktorów była jednym z atutów spektaklu. Charyzma Adama Ferencego (Frank), tajemniczość Andrzeja Blumenfelda (Teddy) i liryczność Marty Król (Grace) stanowiły fundament postaci i ukazały świetny warsztat aktorów.

Jako odbiorcy tego spektaklu nie wiemy do końca, kim są bohaterowie. I co tak naprawdę ich łączyło. Wiąże ich tylko jedna wspólna, choć cienka nitka, są to role, w jakie wchodzili, jeżdżąc razem w trasy. Frank był cudotwórcą, Grace jego towarzyszką, a Teddy – impresario Franka. Poza tym otrzymujemy trzy wersje wydarzeń. Każdą z innej perspektywy, o kim innym, opowiedzianą przez kogoś innego. Jednak cały czas dotyczącą tego samego. Tym bardziej trudno odpowiedzieć na pytanie: kim oni są?

Ich relacje mówią o ich życiu. O śmierci, egzystencji, nadziei, ale i beznadziei. Nie jest to lekki tekst, ale warty usłyszenia. Poza tym gra aktorów to mistrzostwo sztuki - ich zawodu. Doprowadzenie do łez, aby później wywołać uśmiech to żadna z rzeczy, którą robi się od niechcenia . W tym spektaklu symbioza skrajnych uczuć sprawia, że widz czuje się jak żywa sinusoida. A co to w ogóle za cudotwórca, który sam siebie wyleczyć nie umie?! Może dusza raz pogrążona w ciemności nie chce już światła? To właśnie paradoks Franka. Umie uleczać, ale nie siebie. Umie pomóc, ale nie bliskim. A jeśli już kocha, to tylko whisky.

Gdybym, chcąc spędzić ciekawy wieczór, miała do wyboru komedię lub ten dramat psychologiczny bez wahania zdecydowałabym się na „Cudotwórcę". Jeśli ktoś zapyta, co mogę polecić, odpowiem jednym słowem: „Cudotwórcę". Przewrotny to tytuł, ale może to ten uzdrowiciel, co magię teatru rodzimego wskrzesi.

Katarzyna Prędotka
Dziennik Teatralny Warszawa
25 lipca 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia