Cybernetyczna podróż z Lemem
"Bajki robotów" - reż. Romuald Wicza-Pokojski - Teatr Miniatura w GdańskuWraz z Trurlem i Klapaucjuszem wyruszamy w podróż po cybernetycznych krainach, podziwiając wymyśle efektowne lalki i dowcipną, zrozumiale przedstawioną w "Bajkach robotów" Teatru Miniatury prozę Stanisława Lema. Spektakl nieoczekiwanie traci swój impet w drugim akcie i pozbawiony jest jakiejkolwiek puenty, przez co sprawia wrażenie niedokończonego. Jednak dzieci od początku do końca żywiołowo reagują na przygody bohaterów.
Romuald Wicza-Pokojski, reżyser spektaklu Teatru Miniatura, wybrał sześć bajek Lema - po trzy z cyklu opowiadań "Cyberiada" i ze zbioru "Bajki robotów" Stanisława Lema. Z tego pierwszego wziął m.in. roboty Trurla i Klapaucjusza - głównych bohaterów opowieści, przedstawianej za pomocą rozmaitych lalek przez czwórkę aktorów: Wioletę Karpowicz, Anną Makowską-Kowalczyk, Krystiana Wieczyńskiego oraz Piotra Srebrowskiego. Trurl i Klapaucjusz inaczej niż u Lema (są tam przede wszystkim rywalizującymi ze sobą genialnymi konstruktorami i przyjaciółmi), stają się narratorami, bohaterami podróży i uczestnikami zdarzeń. Z "Cyberiady" zaczerpnięto m.in. motyw wyprawy obu robotów w nieznane krainy.
Wśród przygód, jakie mają po drodze, przyjdzie im więc pogodzić usposobione wojowniczo wojska króla Megieryka i króla Potworyka (zwłaszcza lalka tego pierwszego, stworzona przy wykorzystaniu dłoni Piotra Srebrowskiego robi wielkie wrażenie) z "Wyprawy pierwszej, czyli pułapki Gragancjana", uratować świat, omal nie zniszczony przez maszynę, która tworzyła wszystko na literę "n", gdy w końcu zaczęła robić "nic" (opowiadanie "Jak ocalał świat"), czy też przybliżyć genialnego cyberpoetę Elektrobałta ("Wyprawa pierwsza A, czyli Elektrobałt Turla"), który wiersze klasyczne łączył z poezją awangardową.
Zarówno Trurl jak i Klapaucjusz to efektowne, zdalnie sterowane przez aktorów roboty, które "animowane są" przez Wioletę Karpowicz (Trurl) i Annę Makowską-Kowalczyk (Klapaucjusz), użyczających im przy tym głosu. Z kolei Krystian Wieczyński i Piotr Srebrowski (wraz z aktorkami, gdy sytuacja tego wymaga) wcielają się w liczne role epizodyczne. Obaj są bohaterami najlepszego z epizodów - bajki "Trzej elektrycerze" - kreują wspólnie przezabawną postać mędrca w krainie Kryonidów, strzegących swoich klejnotów przed nieproszonymi kosmicznymi zdobywcami, pragnącymi wykraść Kryonidom ich skarby.
Jednak najmłodszych widzów najbardziej interesowały momenty interakcji i współpraca z aktorami. Miały ich najwięcej podczas wspólnego tworzenia wiersza razem z Elektrobałtem. Żywy i aktywny odbiór spektaklu przez małych widzów związany jest głównie z formą spektaklu, wieloma różnorodnymi, działającymi na wyobraźnię widzów lalkami oraz działaniami aktorów (np. bardzo dobrym pomysłem jest produkcja słów przez Elektrobałta, gdzie wykorzystano maszynę do robienia waty cukrowej i kreatywność dzieci). Mimo wszystko tekst Lema dla kilkulatka wydaje się zdecydowanie zbyt trudny (spektakl kierowany jest do dzieci od lat sześciu, ale efektowne lalki i część pomysłów reżyserskich może zaciekawić także młodsze dzieci).
"Bajki robotów" rozpoczynają się bardzo efektownie, a ich szybkie tempo i ciekawe, wykorzystujące mechatronikę lalki, przyciągają uwagę widza przez cały pierwszy akt przedstawienia. Po przerwie tempo spada, momenty interakcji z widownią trwają zbyt długo, przez co ulatnia się niemal cała dramaturgia przedstawienia, a temperatura spektaklu staje się letnia. Wszyscy aktorzy z wdziękiem przekazują losy bohaterów, koncentrując się na możliwie jasnym i zrozumiałym przekazie (najlepiej wypadają najbardziej naturalny Piotr Srebrowski i tryskająca energią Anna Makowska-Kowalczyk). Jednak każdy z nich drażni przy tym irytującą manierą grania "dla dzieci", przesadnie cedząc słowa i modulując głosy, niepotrzebnie czyniąc przez to przekaz bajek infantylnym.
Nieoczekiwanie reżyser kończy przedstawienie bez puenty, przez co spektakl sprawia wrażenie niedorobionego, urwanego w trakcie. Mimo tego, jest to propozycja ciekawa, kreatywnie (na wzór m.in. "Fahrenheita") wykorzystująca techniki lalkowe, wspomagane łagodną, przyjemną dla ucha muzyką Andrzeja Smolika oraz nietypowym instrumentem thereminem, na którym gra się praktycznie go nie dotykając.