Cygański temperament

Carmen, teatr: Opera Krakowska w Krakowie, reż: Laco Adamik

Inscenizacja "Carmen" w Operze Krakowskiej w reżyserii Laco Adamika to udana próba zmierzenia się z legendarną operą Bizeta. Realizatorom spektaklu na szczęście udało się umknąć pokusie zaskakiwania widza za wszelką cenę. Efektem jest przedstawienie zrealizowane poprawnie, dostarczające wrażeń zarówno muzycznych, jak i wizualnych.

Krakowska „Carmen” nie stara się na siłę zaszokować i to niewątpliwie wychodzi jej na plus. Tradycyjnie, ale za to starannie i z dobrym smakiem przygotowane przedstawienie nie powinno rozczarować wielbicieli historii cygańskiej femme fatale. Jedynie w ostatniej scenie reżyser puścił wodze fantazji i wypuścił na scenę chór w krótkich spodenkach i z aparatami fotograficznymi, mający prawdopodobnie prezentować bezdusznych turystów, bezrefleksyjnie mijających tragedię Carmen. Pomysł sam w sobie całkiem niezły, ale tak zupełnie odbiegający stylem i duchem od reszty spektaklu, że sprawiał wrażenie jakby wyciętego z innego przedstawienia i doklejonego nieco na siłę.

Przez cały czas znakomita jest za to scenografia autorstwa Barbary Kędzierskiej. Industrialne tło, a przede wszystkim umiejętne manipulowanie światłem i barwą dodatkowo wzmagają dramatyzm utworu. Całości świetnie dopełniają kostiumy, podkreślające erotyczną atmosferę i cygańską ekspresję bohaterki.

W roli tytułowej w spektaklu Adamika krakowska publiczność może zobaczyć kilka artystek, między innymi słynną Małgorzatę Walewską. Jako Carmen świetnie sprawdza się także Ewa Vesin, łącząca możliwości głosowe z prawdziwie ognistym temperamentem scenicznym. Jeśli komuś nie mieści się w wyobraźni, jak można wydobywać z siebie całą gamę dźwięków i jednocześnie tańczyć,  wyginać się i poruszać biodrami, Vesin jest żywym dowodem na to, że da się. I to jeszcze jak!

Dla kontrastu, niestety, Vasyl Grokholskyi w roli Don Jose pozostaje zupełnie \'drewniany\', co rzuca się w oczy nawet jeśli weźmie się poprawkę na to, że opera rządzi się swoimi prawami i że wypada w niej wybaczyć pewne ustępstwa ze strony sztuki aktorskiej na rzecz wykonywania arii. 

Głównym jednak bohaterem wieczoru pozostaje bezsprzecznie orkiestra pod batutą Tadeusza Kozłowskiego. Muzyka Bizeta, choć słyszana setki razy i znana niemal na pamięć, nie przestaje porywać i zachwycać.

Podsumowując, krakowska „Carmen” to przedsięwzięcie udane, pokazujące, że Opera Krakowska nie boi się porównań ze światowymi scenami i nie waha się sięgać po znane tytuły. Również cała grupa wspaniałych artystów współpracujących przy tym projekcie napawa optymizmem na przyszłość. Kto wie, co nam jeszcze pokażą w najbliższych sezonach?

Aleksandra Kamińska
Dziennik Teatralny Kraków
25 czerwca 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...