Czapki z głów

"Wroniec" - reż. Jan Peszek - Wrocławski Teatr Lalek

Zdaje się, że nagradzana powieść Jacka Dukaja będzie miała całkiem pokaźny żywot sceniczny. W ciągu trzech ostatnich miesięcy pojawiły się na polskich scenach dwie jej inscenizacje. Pierwszą wystawił stołeczny, prywatny Teatr Kamienica (adaptacja i reżyseria Jerzego Bielunasa), najnowszą Wrocławski Teatr Lalek w wersji Mateusza Pakuły (brawa za tekst) i Jana Peszka (reżyseria). "Wroniec" stawia wyobraźni twórców teatru poważne wyzwanie, ale też daje wielkie możliwości.

Oto sześcioletni Adaś opowiada burzliwą historię wędrówki w poszukiwaniu rodziny, porwanej 13 grudnia 1981 roku przez tajemniczego Wrońca. Spotyka na swojej drodze ludzi dobrych i złych, dowiadując się przy okazji, jak wygląda świat dorosłych, zbyt wcześnie dojrzewając do bycia jednym z nich. "To wcale tak nie jest, nic a nic", ale "mogłoby tak być, gdyby było" - przekonywali się w książce Lewisa Carolla Tweedledum i Tweedledee, co Dukaj uczynił mottem własnego dzieła wraz z cytatem z "Drogi" Cormaca McCarthy\'ego. Zatem z jednej strony metaforyczna baśń o życiu, z drugiej poapokaliptyczna relacja z podróży ojca i syna ku jakiemuś smutnemu nowemu początkowi. A pomiędzy niesamowity świat do wypełnienia postaciami, dźwiękami, obrazami.

Peszek, który czytał świetny audiobook powieści, zdecydował się obsadzić w roli Adasia nie dziecko, nie lalkę (jak Bielunas), lecz dorosłego, młodego mężczyznę (solidna rola Grzegorza Mazonia). Razem z Robertem Rumasem, autorem doskonałej, samoanimującej się scenografii, wstawił Adama w peerelowskie M, by powspominał, przeniósł się w przeszłość i dokonał rachunku sumienia. Mógł być artystą, tworzyć podobnie przedziwne światy, co rzeczywistość Bubeków, Opornych, Milipantów, Pangłowców, został kolejnym szarym człowiekiem w garniturze, zdolnym do snów (wiszący przez chwilę nad sceną szyld Społem z ogonkiem przy o), bezwolnym na jawie. Bohater przenosi więc nas i siebie w lata osiemdziesiąte, przedstawia charaktery tamtych czasów. Widzimy w pigułce skondensowaną historię Polski, również tę sprzed stanu wojennego, kiedy omamieni przez system zwykli ludzie wyrabiali 1000, 20 000, 250 000 procent normy. A potem przejrzeli na oczy, jak pan Beton, nieoceniony pomocnik i opiekun Adasiowej drogi (przewspaniały Tomasz Maśląkowski). Kołacze się też po głowie refleksja dotycząca naszego wieku telefonów komórkowych już nie na podsłuchu (choć są ciągle tacy, co w to nie wierzą). Że wolność to pojęciowa abstrakcja, być może z drugiej strony lustra.

90-minutowe przedstawienie Peszka ogląda się z nadteatralnym zaciekawieniem i zadziwieniem. Mija szybciej niż finałowy odcinek najlepiej zrobionego amerykańskiego serialu. W każdej sekundzie dzieje się coś, czy to na pierwszym, czy w drugim planie, otwierają się ściany, na scenę wpadają kolejne postaci, brzmią rozmaite dźwięki. Reżyser i jego współpracownicy wypełnili przestrzeń pomysłami prostymi, ułożonymi jednak na wysokim poziomie skomplikowania, wykonanymi w niezwykłym tempie i z absolutną perfekcją (uznanie dla choreografa Cezarego Tomaszewskiego). Unosi się nad wrocławskim "Wrońcem" duch dawnych awangardowych doświadczeń Jana Peszka, przypomina się jego popisowy "Scenariusz na nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego", są też bardzo sugestywne elementy nowoczesne, multimedialne (wielki ekran, który śnieży-szarzy-wroni), jest nawet konwencja farsowa (rodzinne otwarcie). Mogłoby być więcej piosenek (muzyka Dominika Strycharskiego), bo te, które są, działają fantastycznie, nie przerywając, tylko rytmizując akcję. Dwie najważniejsze role (Maśląkowskiego i Mazonia) pojawią się w zestawieniach podsumowujących artystyczny rok we Wrocławiu, warto zauważyć pyszny epizod Członka (Marek Tatko, przekonujący także jako mroczny, vaderowski Wroniec), ale chwałę należy oddać całemu zespołowi aktorów. Widać, że mają świadomość występowania w spektaklu znakomitym, choć pewnie tym razem niekoniecznie dla młodszych widzów przeznaczonym.

Jak to się mówi: czapki z głów! Milion procent normy!

PS
Premierze towarzyszy książka pt. "Wrocław walczy o wolność", dokumentująca lata 1980-1989 (tekst Beaty Maciejewskiej, fotoedycja Mieczysława Michalaka, opracowanie graficzne Elżbiety Lukierskiej).

Grzegorz Chojnowski
chojnowski.blog
12 marca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia