Czar dobra i ducha Dickensa
"Scrooge. Opowieść wigilijna" - reż. Henryk Adamek - Teatr Norwida w Jeleniej G.- Kto nie wyjdzie na scenę, nie dostanie przelewu - powiedział wśród burzy oklasków Ebenezer Scrooge, a raczej Jacek Grondowy, odtwórca tytułowej roli w premierowym przedstawieniu "Scrooge. Opowieść wigilijna" wg Charlesa Dickensa
Żartował, bo twórcy sztuki z początku nie chcieli pokazać się publiczności. Nie mieli powodów, bo pierwsze od ośmiu lat familijne widowisko zostało przyjęte przez publiczność bardzo ciepło.W klimat dobrego przesłania sztuki wprowadzali już przy wejściu do Teatru im. Norwida uczestnicy warsztatów "Teatr i szkoła" przebrani w strój świętego Mikołaja i kostiumy z epoki wiktoriańskiej. Częstowali gości cukierkami. Podobną akcję przeprowadziły w foyer na piętrze radne: Bożena Wachowicz-Makieła i Anna Ragiel z wnuczką przebraną za aniołka.
Na familijne przedstawienie Teatr im. Norwida wyczekał się osiem lat. Ostatnim pomysłem dla widza od lat kilku do kilkudziesięciu była zrealizowana w 2001 roku przez Jana Szurmieja musicalowa adaptacja klasycznej powieści Marka Twaina "Przygody Tomka Sawyera". Później jeleniogórzanie musieli zadawalać się albo przedstawieniami Sceny Animacji w Teatrze Zdrojowym (to przecież zupełnie inna forma przekazu sztuki), lub wątpliwymi pod względem jakości objazdowymi inscenizacjami edukacyjnymi z zewnętrz, ewentualnie okazjonalnymi widowiskami z Niemiec podczas Jeleniogórskich Spotkań Teatralnych.
Pomysł przeniesienia na scenę powstałego w XIX wieku znanego opowiadania angielskiego powieściopisarza Charlesa Dickensa w uwspółcześnionym przekładzie Andrzeja Polkowskiego "Scrooge. Opowieść wigilijna" w okresie przedświątecznym stanowi wartość samą w sobie. Wyzwanie spektaklu słynnego dzieła podjął się i nadał mu ostateczny kształt reżyser Henryk Adamek (poprzednią realizacją na jeleniogórskiej scenie był spektakl Jana Potockiego "Cyganie z Andaluzji" -1993).
Do wzruszającej opowieści o magicznych Świętach Bożego Narodzenia przekonywać nie jest trudno, choć nieprzetłumaczalny ze względów idiomatycznych dickensowski humor ma tu nieco inny wymiar. Jednak nie literacka oryginalność jest tu ważna, lecz narracyjna sprawność, klarowność, zainteresowanie widza. A wszystko to widać doskonale w urokliwej pozbawionej zbędnego nudnego moralizatorstwa inscenizacji, która uniknęła nadmiernego patosu, a jednocześnie nie otarła się o banał czy uproszczenie. Oto wysmakowany plastycznie komediodramat fantasy z łezką. A jego wyjątkowość zjednywać mu może nie tylko widzów przyzwyczajonych do teatru zrozumiałego.
Wydarzenia przebiegają w ubogim Londynie, w okresie wiktoriańskim. Po śmierci swojego partnera biznesowegoJakuba Marleya, pozostały przy życiu wspólnik firmy Scrooge i Marley - cyniczny bankier Ebenezer Scrooge (Jacek Grodnowy) okazuje się także egocentrycznym samotnikiem skąpiradłem.
Odwraca się od własnej rodziny, a jego największą troską są pieniądze i praca. Nie przejmuje się osobistym urzędnikiem kancelaryjnym, ubogim a pogodnym Bobem Cratchitem (Jarosław Góral), mężem i ojcem, któremu płaci głodową pensję 15 szylingów tygodniowo. I taki właśnie zimny jak głaz Scrooge podczas świąt Bożego Narodzenia siedzi sam w swoim ascetycznym domu, gdzie odwiedzają go niecodzienni goście z zaświatów.
Pierwszy z nich to skuty łańcuchami duch zmarłego siedem lat wcześniej jego wspólnika Marleya (Kazimierz Krzaczkowski), który za swoje skąpstwo zostaje skazany na wieczną tułaczkę wlokąc za sobą ciężki łańcuch zła. To widmo usiłując pokazać błędy w drodze życiowej Scrooge\'a, przestrzega go, że jeśli się nie poprawi, to podobnie zakończy swój żywot. Duch Marleya zapowiada przybycie trzech duchów Świąt Bożego Narodzenia - minionych, tegorocznych i przyszłych.
Duch Dawnych Świąt Bożego Narodzenia (Jacek Paruszyński) ukazuje sprawy z przeszłości, począwszy od dzieciństwa, a skończywszy na ostatnich świętach, gdzie Scrooge zobaczył m.in. jak spędzał wigilię u pana Alberta Fezziwiga (Bogusław Siwko), dobrotliwego, starego kupca oraz bolesne wspomnienie - zakochaną w nim narzeczoną Bellę (Magdalena Kępińska), która nie mogła strawić jego egoizmu.
Kolejny gość, Duch Tegorocznych Świąt Bożego Narodzenia, duch dobrego, szczodrego i serdecznego usposobienia (Bogusław Siwko) doprowadza Scrooge\'a do domu kochającej się biednej rodziny Cratchitów podczas ich bardzo skromnej kolacji wigilijnej, gdzie ujawnia się kaleki i śmiertelnie chory najmłodszy syn Tim (Ignaś Gadzina). Ostatni upiór, Duch Przyszłych Świąt (Robert Mania) przedstawia cienie spraw, które mogą się zdarzyć, pokazuje przyszłość, jaka być może czeka Scrooge\'a, jeśli się nie zmieni; jego śmierć i pogrzeb, którego nikt nie będzie opłakiwał.
"Scrooge. Opowieść wigilijna" kończy się optymistycznie. Po odwiedzinach duchów, życie Scrooge\'a ulega metamorfozie. Scrooge z opryskliwego samotnika i samoluba bez skrupułów staje się towarzyski, opiekuńczy i radosny, a z dusigrosza - szczodry.
Henryk Adamek postanowił udowodnić, że nawet klasyczna powieść nie musi być utworem anachronicznym, mimo że obywa się bez pomocy brutalnych czy drastycznych scen. To przecież słodko-gorzki spektakl odsłaniający wewnętrzną pustkę, samotność w świecie obsesyjnej pogoni za mamoną. Najbardziej rodzinne ze świąt wyraźne potęguje zaznaczenie samotności Scrooge\'a i tęsknotę za ojcowską miłością.
Na kartach swej powieści Dickens odmalowuje portret samotnego Scrooge\'a tak bardzo przemawiający do wyobraźni i wyrazisty, że każde wcielenie teatralne będzie pewnie jakąś redukcją. A tymczasem odtwórca tytułowej roli egoistycznego skąpca i dziwaka - Jacek Grondowy odnalazł pomysł na postać i dzięki niemu Scrooge ożywa na nowo. Wdzięczną kreację stworzył Jarosław Góral jako źle traktowany pracownik Cratchit, rzadko dziś się zdarza tak odważna charakterystyczność w czasach dominacji aktorstwa antypsychologicznego.
Interesujący okazał się zagrany przez Martę Łącką epizod praczki pani Dilber. W pamięci zapisują się: Robert Mania mający łatwość aktorskich transformacji oraz ciekawie poprowadzony Bogusław Siwko wraz z niebywałą vis comica. Są wreszcie pyszne epizody: Magdalena Kępińska jako Bella, urodziwa pani domu, niegdyś ukochana Scrooge\'a, Anna Ludwicka w roli Janet, żony Freda Holywella i jako Karolina, małżonka jednego z dłużników Scrooge\'a, Iwona Lach w roli posługaczki oraz jako pani Fezziwig.
Przyjemność patrzeć i bawić się w towarzystwie Igora Kowalika, który wymyśla sztuczki, jakich jeszcze w swoim aktorskim żywocie chyba nie stosował. Tylko ten saksofon, który chyba za bardzo "przyrósł" do ust aktora po fredrowskim "Liście". Znany z talentu do ról charakterystycznych Andrzej Kępiński jako Dick, mąż ex-ukochanej Scrooge\'a gra bardzo plastycznie.
Obok profesjonalnych aktorów występują dzieci (Julia Gadzina, Mira Kępińska, Ignaś Gadzina, Kacper Grondowy, Wojtek Kowal i Aureliusz Miszczyk), równie znakomicie wywiązujące się ze swych ról, co doceniła publiczność nagradzając tych adeptów sceny wyjątkowo mocną owacją. Nastrojowości dodaje operowanie światłem, wydobywanie i zatapianie aktorów w mroku sceny, co nie tylko cieszy oko, ale przede wszystkim rozbudza wyobraźnię widza. Wszystko spaja muzyka Rafała Smolenia z motywem przewodnim i malowanym dźwiękiem klimatem przedstawienia.
Sumując: "Scrooge. Opowieść wigilijna" nie jest wydarzeniem teatralnym godnym peanów, bo takim być po prostu nie może. To teatr edukacyjny bez pedagogicznego smrodku. To udana realizacja sceniczna całości (ruch opracował Jan Hasiej, uczeń Mistrza Tomaszewskiego). To mroczne i kolorowe w finale przybliżenie dawnego Londynu, który - ze swoimi ponadczasowymi problemami ludzkiej egzystencji - wyrasta wszędzie tam, gdzie żyje człowiek. To pełna uroku i srogości zarazem bajka, która w życiu niejednego z nas może wydarzyć się naprawdę.
Po premierze Kamil Maćkowiak i Waldemar Zawodziński, twórcy "Niżyńskiego" najwyżej ocenionego spektaklu XXXIX Jeleniogórskich Spotkań Teatralnych otrzymali nagrody ufundowane i wykonane przez Dariusza Milińskiego, charyzmatycznego artystę z Pławnej Dolnej.