Czarna komedia Juliusza M.

"Matka brata mojego syna" - reż. Adam Wojtyszko - Teatr Powszechny w Łodzi

Klasyk filmowej komedii Juliusz Machulski ("Seksmisja", dwa "Vabanki") po komediowym horrorze "Kołysanka" z ekranu przeniósł się na teatralną scenę. Sztukę "Matka brata mojego syna" sam nazwał czarną komedią. To opowieść o starszym panu, który prawie zszedł, a do tego odszedł (od żony), ale jednak został - przy życiu i we wspólnym mieszkaniu z połowicą

"Matka brata..." powstała na zamówienie Centrum Polskiej Komedii działającego w Teatrze Powszechnym – z najwyższą powagą i troską o stan dogorywającego scenicznego gatunku. Poprzednią sztukę "Next ex" zgłosił Powszechnemu na konkurs "Komediopisanie" (II nagroda).

Tym razem, bez inscenizatorskich fajerwerków, z dbałością o bon moty zawarte w tekście, odsłonięta została historia Wincentego Laskusa (Mirosław Henke), pisarza popularnych (nie mylić z wartościowymi) książek, który w dniu 70. urodzin dostaje zapaści i trafia do szpitala. Szybko okazuje się, że to tylko incydent, ale rodzina zelektryzowana wieścią o ewentualnym zawale zjawia się w komplecie: syn Zygmunt (Marek Ślosarski), żona (Barbara Szcześniak), wnuk Xawery (Jakub Firewicz – jeden z najciekawszych młodych aktorów łódzkich scen), synowa (Beata Ziejka). Nad sytuacją próbuje panować lekarka (Magdalena Zając), a wielką nieobecną, choć majaczącą za szpitalną szybą, będzie Jagódka (Magdalena Dratkiewicz).

Rodzinne spotkanie przy "łożu boleści" odsłoni dolegliwości, jakie zżerają familię. Starszy pan, król życia, boi się o przyszłość rodu. Uważając jedynego wnuka za kochającego inaczej, stara si,ę by Laskusowie nie wyginęli... Szpitalne spotkanie odsłoni rodzinne tajemnice, skłonności i słabości.

Machulski podkreśla, że zawsze inspiruje go rzeczywistość, a ta stwarza wiele okazji do uśmiechu. Reżyser Adam Wojtyszko zgrabnie je wypunktował. Najistotniejsze, że miał na kogo liczyć, by bawiły słowne i sytuacyjne kalambury. Wszystko rozgrywa się w jednej chłodno-niebieskiej szpitalnej scenerii (scenografia i kostiumy Wojciech Stefaniak), ale rozgrywka między postaciami to zasługa aktorów. Bez szarżowania i przesady do jakiej mógłby skłonić niejeden z dialogów, trzymają się charakteru postaci.

Tym, czego sztuce brakuje najdotkliwiej, jest (podobnie jak w "Next-ex") puenta. Jagódka, na wzór strzelby pokazywana w pierwszej scenie, w finale niestety nie wystrzeli.

Ale zanim widz się o tym przekona, będzie miał sporo okazji, by dać się rozbawić aktorom umiejącym to robić i autorowi celnie czerpiącemu z życia.

Renata Sas
Nasze Miasto Łódź
26 października 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...