Czarnobylska wola życia

"Czarnobylska modlitwa" - reż. Joanna Szczepkowska - Teatr Studio w Warszawie

"26 kwietnia 1986 o godzinie pierwszej minut dwadzieścia trzy i pięćdziesiąt osiem sekund seria wybuchów obróciła w ruinę reaktor i czwarty blok energetyczny elektrowni atomowej w położonym niedaleko granicy białoruskiej Czarnobylu. Katastrofa czarnobylska była najpotężniejszą z katastrof technologicznych XX wieku." Swietłana Aleksijewicz, białoruska pisarka i dziennikarka, wróciła do Czarnobyla po ponad dwudziestu latach, by porozmawiać z ludźmi, dla których ten dzień był swoistym końcem świata, do ludzi, którzy żyją, a przecież powinni umrzeć.

Opowiedzieli jej o ponad dwóch milionach Białorusinów. Nic takiego się nie stało. Zapomniano ich tylko przesiedlić poza skażoną strefę. Opowiedzieli o dzieciach bez włosów, o stworach żyjących w rzekach i lasach...W konsekwencji powstał reportaż pt. "Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości". Jego lektura wymaga od czytelnika wielkiej odwagi. Aleksijewicz ukazała bowiem bolesną prawdę, nie zataiła problemów już i tak starannie zatajonych.

Joanna Szczepkowska, zainspirowana tekstem, zaadaptowała go na potrzeby teatru. Stanęła bez wątpienia przed ogromnym wyzwaniem. 8 marca 2013 r. w warszawskim Teatrze Studio im. S. I. Witkiewicza odbyła się premiera "Czarnobylskiej modlitwy" wyreżyserowanej przez kontrowersyjną aktorkę. Spektakl obejrzałem na początku listopada podczas lubińskiej V Jesieni Teatralnej. Krótkie "sprostała", byłoby dla Szczepkowskiej głęboko krzywdzące. Zaprosiła widzów do udziału w bardzo potrzebnej lekcji historii, lekcji na wysokim poziomie. Obawiałem się, że Szczepkowska-reżyserka da sobie prawo do bycia aktorką pierwszoplanową. Tymczasem stało się zupełnie inaczej. Odegrała jedynie ( może aż?!) rolę lekarki. Wykreowała postać bardzo dojrzałą, wykorzystując przy tym w pełni swoje umiejętności aktorskie. Rola dała jej możliwość zaprezentowania trudnych do odegrania stanów emocjonalnych. Z jednej strony zdawała się być pogrążona w smutku- z drugiej była bliska afirmacji świata. Prawidłowy dobór zespołu zagwarantował spektaklowi powodzenie. Trudno mówić o aktorach szczególnie wyróżniających się na tle pozostałych, choć na scenie można było zobaczyć doskonałego Krzysztofa Stroińskiego, niezwykle subtelną Natalię Rybicką, prawdziwą Monikę Świtaj, wciąż uczącą się Agatę Góral, zaangażowanego Wojciecha Żołądkowicza i fenomenalną Irenę Jun, zbierającą napromieniowane jagody nie po to, by je jeść, ale by sprzedawać je na targu w Mińsku... Na pewno aktorom nie zależało na stworzeniu ról wybijających się, bo wówczas nie mogliby stworzyć czarnobylskiej rodziny, a bez tej unaocznionej integracji opowieść nie miałaby sensu.

Już na początku należy zaznaczyć, że "Czarnobylska modlitwa" należy do spektakli niszowych. Nie powinni wybierać się na niego ludzie spragnieni rozrywki. Wiele miejsc na widowni było pustych. Ale to w niczym nie ujmuje spektaklowi. Wręcz przeciwnie. Wokół problemu zgromadzili się widzowie dojrzali, gotowi na zmierzenie się z dramatyzmem sytuacji. Publiczność, zgodnie z nową modą, została natychmiast zaangażowana do udziału w przedstawieniu. Widzowie stali się uczestnikami wycieczki do Czarnobyla, oprowadzanej przez miejscowego fizyka, związanego niegdyś z elektrownią. Interakcja (aktorzy-widzowie) często staje się w teatrze kłopotliwa. Twórcy wychodzą z założenia, że widz aktywnie uczestniczący w widowisku na pewno zrozumie jego ideę, a nawet się nią zachwyci. Nie uświadamiają sobie jednak, że często dzieje się to wbrew jego woli, gdyż człowiek bowiem nie zawsze przychodzi do teatru, by współgrać, ale by posłuchać. W tym przypadku kontakt interaktywny był konieczny. Pozwolił przenieść się do nowej czarnobylskiej rzeczywistości, do nowego świata, pozwolił stanąć tuż obok nowych czarnobylskich ludzi. Katastrofa ułożyła na nowo hierarchię wartości. Ludzie zaczęli wyznawać zupełnie inną filozofię życiową, w której istotną rolę odgrywa łączność z naturą. Próbują wygrać z apokaliptycznym doznaniem: snują opowieści, które być może staną się swoistym katharsis, płaczą, śmieją się, piją wódkę, narzekają, przeklinają, tańczą. Wszystko to dzieje się w gronie osób o identycznych doświadczeniach. Współuczestnictwo wyzwala pełną spontaniczność i ekspresję, a współodczuwanie prowadzi do wzajemnego zrozumienia.

Szczepkowska nie chciała "Czarnobylską modlitwą" wywołać sensacji. Nie zależało jej również na przedstawieniu potworności i tragizmu skutków katastrofy. "Jeśli z wybuchu tamtego reaktora można wyciągnąć jakiekolwiek pozytywny wniosek, to jest nim wola życia"- napisała w zapowiedzi spektaklu. Żyjmy więc, ufając przesłaniu opowieści -wszystko ma moc odradzania.

Grzegorz Ćwiertniewicz
Dziennik Teatralny Wrocław
10 grudnia 2013

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia