Czas Makbetów
"Zmierzch Bogów" - reż. Grzegorz Wiśniewski - Teatr Wybrzeże w GdańskuOd eliminacji przeciwnika do eksterminacji milionów. Jednostka w odwiecznym splocie władzy i zła, czyli o spektaklu Grzegorza Wiśniewskiego "Zmierzch bogów"
Reichstag płonie. Wiadomość o tym zakłóca uroczystości urodzinowe seniora znakomitego niemieckiego rodu, barona Joachima. Relacje w rodzinie Essenbecków i w ich firmie są hierarchiczne. Panuje porządek. Przynajmniej dopóki żyje baron. Pada on jednak pierwszą ofiarą bezwzględnej walki o władzę, która właśnie rozgorzała między członkami rodu Essenbecków.
Film „Zmierzch bogów” (reż. L. Visconti, 1969r.), którego scenariusz zrealizował w 2009 r. Grzegorz Wiśniewski w Teatrze Wybrzeże, to dzieło uniwersalne, jeśli chodzi o psychikę człowieka (podatność na zło, stopniowe przekraczanie granic moralnych), ale także druzgocąca lekcja historii XX wieku (akcja rozgrywa się w 1933 r., gdy naziści zyskują coraz większe poparcie). Tym samym reżyser podjął się wielkiego wyzwania. Postawił na surowość i oszczędność obrazu, a także na wzbogacające uniwersalny charakter dzieła konotacje i motywy z „Makbeta” Szekspira. Kto jest Makbetem w „Zmierzchu bogów”? Na pewno Friedrick Bruckmann, ale i innym bohaterom do niego blisko, a w zasadzie każdemu, kto decyduje się poświęcić własne sumienie i stabilność moralną za cenę choćby obietnicy władzy. Czy ktokolwiek zdoła się oprzeć pokusie?
Grzegorz Wiśniewski stworzył przejmujące i piękne obrazy. Kompozycja przestrzeni stanowi jeden z największych atutów teatralnego „Zmierzchu bogów”. Na uznanie zasługuje również scenografia stworzona przez Barbarę Halicką, muzyka Wojciecha Blecharza oraz światła Wojciecha Prusia. Te trzy oszczędnie wykorzystane komponenty tworzą złowieszczą, intrygującą atmosferę, konieczną do niemal rentgenowskiego ukazania stanów wewnętrznych bohaterów. Surowe, monumentalne i zakrzywione elementy przestrzeni dają wrażenie „labiryntowości”. Na ich tle aktorzy-bohaterowie wydają się malutcy, przytłoczeni ciężarem tego, co się dzieje, bezsensownie próbujący przejąć władzę, bezwiednie błądzący między własnymi ambicjami, próżnością, a niezdolnością przewidzenia skutków swojego działania.
Także aktorzy „unieśli ciężar” klasy filmu Viscontiego. Dobre i przekonujące role stworzyli między innymi Krzysztof Matuszewski, który zagrał Konstantina von Essenbecka, Mariusz Bonaszewski w roli Friedricka Bruckmanna czy Cezary Rybiński grający Herberta Thalmanna. Na szczególną uwagę zasługują także interesujące role Aschenbacha (Mirosław Baka) oraz Sophie i Martina von Essnebecków (Dorota Kolak i Piotr Domalewski).
Bezpośrednie nawiązania do Szekspira stanowią klamrę spektaklu. Zakończenie historii o upadku wielkiego rodu z pierwszej połowy XX w. zostało dodatkowo wzmocnione „makbetowskim klimatem”. I wbija widza w fotel. Niestety nie na długo, aktorzy bardzo szybko schodzą ze sceny, co boleśnie wyrywa widzów z rzeczywistości, w którą spektakl wprowadzał ich ponad dwie godziny. Mimo to „Zmierzch bogów” Grzegorza Wiśniewskiego jest naprawdę dobry. Piękny, przejmujący i profesjonalnie zagrany.