Czas matek
"Matki" - reż. Katarzyna Deszcz - Teatr Nowy w ZabrzuWyrazisty, momentami dość kontrowersyjny, ale przede wszystkim przejmujący dramat "Matki" Piotra Rowickiego to pierwsza premiera obecnego sezonu artystycznego, którą zaproponował swoim widzom Teatr Nowy w Zabrzu.
Wydaje się, iż pojawienie się sztuki Piotra Rowickiego w repertuarze zabrzańskiego teatru było tylko kwestią czasu - autor zdążył już bowiem zdobyć sobie uznanie śląskiej publiczności podczas dwóch ostatnich edycji Festiwalu Dramaturgii Współczesnej. W 2011 roku jego dramat "Chłopiec malowany" wyreżyserowany przez Piotra Ratajczaka przyniósł mu tytuł najlepszego dramatopisarza festiwalu, zaś monodram "I będą święta" w wykonaniu Agnieszki Przepiórskiej pozostał jednym z najlepiej przyjętych przez widzów spektakli ubiegłorocznej edycji.
Opublikowany rok temu na łamach Miesięcznika "Dialog" nowy tekst Rowickiego nie był do tej pory wystawiany, toteż zabrzańska inscenizacja w reżyserii Katarzyny Deszcz stanowi jego prapremierę. W odróżnieniu od poprzednich dramatów autora - bardzo silnie osadzonych we współczesnej rzeczywistości, reprezentujących konkretne "tu i teraz" - "Matki" to sztuka pozbawiona ściśle określonego miejsca i czasu akcji, zamiast indywidualnej historii proponująca zmierzenie się z pewnym funkcjonującym w świadomości zbiorowej wyobrażeniem na temat matki. Stąd też zarówno w tekście, jak i w spektaklu nie odnajdziemy postaci dramatycznych w tradycyjnym rozumieniu - zastępują je figury Matki, Córki i Synów, wypełniane nieustannie zmieniającymi się znaczeniami. Znaczenia te oscylują oczywiście wokół pewnych mitów, stereotypów i przypadków znanych nam z autopsji, które w sposób groteskowy i drastyczny zarazem, definiują relację matka - dziecko.
Matka w dramacie Rowickiego i spektaklu Katarzyny Deszcz jest uosobieniem dobra, poświęcenia i bezwarunkowej miłości bez granic. Reprezentuje ona wszystkie typy matek-rodzicielek, Matek Polek, tych samowystarczalnych, niezniszczalnych, "twardych jak czołgi". Choć to typy na wyginięciu - zauważa w pewnym momencie autor, lokując Matkę w gablocie muzealnej - pozostają wciąż obecne, chociażby w narzucanych przez kulturę i społeczeństwo sposobach interpretacji matczynej miłości. Jednakże to całkowite oddanie się i ślepa miłość matki do dziecka, mają też swoje negatywne strony - dość ostro uwypuklone w przedstawieniu.
Spektakl Katarzyny Deszcz rozpoczyna scena rozgrywająca się w szpitalu - niezłomna do tej pory Matka (w tej roli znakomita Danuta Lewandowska) zaniemogła i wymaga opieki. Dwóch synów (Dariusz Czajkowski i Mateusz Lisiecki) oraz Córka (Joanna Romaniak) przy metalowym łóżku szpitalnym recytują szkolne wierszyki dedykowane mamom, przywołują fragmenty znanych utworów literackich i muzycznych opisujących dobroć matki oraz szczerą i nieskończoną miłość dzieci do niej. Scena ta zyskuje wymiar nie tylko komiczny, ale też ironiczny - przede wszystkim w zestawieniu z kolejną, w której ta sama trójka pociech odpycha od siebie łóżko z chorą matką, wędrujące tym sposobem po scenie jak podawana piłka, której nikt nie chce zatrzymać. Matka bowiem stała się bezużyteczna, to ona potrzebuje opieki i troski, a takie odwrócenie ról staje się kłopotliwe, stanowi problem. Dzieci szukają więc sposobu na pozbycie się Matki, a pomaga im w tym narrator przedstawienia - niewzruszony i zachowujący dystans naukowca Matkoznawca (Krzysztof Urbanowicz).
Rozpoczyna się seria zarzutów i oskarżeń pod adresem matki - że była za dobra, że na zbyt wiele pozwalała, że nie pozwoliła się usamodzielnić, wreszcie, że zbyt wiele oczekiwała. Do wysuwania oskarżeń przystępuje również Ojciec, a właściwie symbolizujący go w przedstawieniu
Pas i Teczka (w obu metonimicznych rolach Marian Wiśniewski). Wyrok w sprawie Matki wydać ma sąd, który a. ostatecznie skazuje ją na łaskę dzieci.
Dramat Rowickiego dekon-n struuje idealizowaną nazbyt często relację pomiędzy matką a dzieckiem, która pełna jest pęknięć, zgrzytów, wzajemnych żalów, a przede wszystkim owych niewygodnych i kłopotliwych punktów, które, jak powiada sam autor, stanowią "kolce na gładkiej powierzchni eleganckiego dywanu". Bolesny i trudny temat, jaki podejmuje w swej sztuce Rowicki, ubrany zostaje w groteskową, mocno przerysowaną szatę - tropem tym podąża w swej inscenizacji również reżyserka. Tragiczny wymiar pewnych scen odkrywamy stopniowo - w pierwszym momencie zaskakuje zawarta w nich trafność spostrzeżeń autora oraz bawi nadana im mozaikowa i karykaturalna forma. Aktorzy doskonale odnajdują się w tej konwencji oscylującej pomiędzy tragizmem a ocierającym się o absurd komizmem. Wśród nich przoduje oczywiście Dorota Lewandowska w roli matki, ale wyraziste kreacje udało się stworzyć również aktorkom drugoplanowym - Joannie Falkowskiej (jako Matce Boskiej) oraz Renacie Spinek (w roli Matki Wyrodnej Suki).
Dużym atutem przedstawienia jest jego dynamiczność i płynność - wartka akcja, uzupełniona komentarzem narratora, toczy się tu bez pauz i zbędnych dłużyzn. Specyficzny rytm przedstawienia pomaga utrzymać pomysłowo zaaranżowana przestrzeń sceniczna i funkcjonalna scenografia Andrzeja Sadowskiego. Ważnym jej elementem jest tylna ściana z dykty, której okienka stanowią dodatkowe miejsce gry aktorów. Tym, czego zdecydowanie brakuje w spektaklu jest muzyka. Nie licząc śpiewanego a cappella fragmentu piosenki Our House zespołu Madness oraz finałowego Listu do Matki Violetty Villas przedstawienie pozbawione jest warstwy muzycznej, przez co momentami sprawia wrażenie bardzo surowego, "nieogranego". W ciszy umyka uwadze widza również precyzyjna koncepcja ruchu scenicznego autorstwa Jarosława Stańka, stanowiąca istotny, a w niektórych scenach również symboliczny i kluczowy dla interpretacji element spektaklu.
"Matki" Rowickiego to tekst złożony i niejednorodny, zarówno pod względem wielości przyjętych perspektyw narracyjnych, jak i różnorodności zastosowanych środków wyrazu. Twórcom spektaklu udało się przebrnąć przez ową eklektyczność, zachowując spójność zarówno na poziomie formy, jak i treści.