Czas wylecieć z chmur

"Odlot" - reż. Anna Augustynowicz - Teatra Współczesny w Szczecinie - foto: Piotr Nykowski - mater. prasowe

To niesamowite, ile polskich traum narodowych można zmieścić w jednym przedstawieniu, wykrzyczeć je wulgarnymi i nienawistnymi odzywkami oraz okrasić poezją polskich romantyków. "Odlot" w reżyserii Anny Augustynowicz jest gęsto naszpikowany znaczeniami. To lot, w którym nie sposób się zatrzymać.

"Więc zaśpiewać tu przyszedłem, sami się prosiliście, Żeby spaść z tego drzewa, jak spadają liście (...) Jeszcze nie Polska umarła, to zdycha solidarność. Marność nad marnościami, bez niej wszystko marność" - śpiewa Bard Najbardziejszy (Wojciech Brzeziński) w spektaklu "Odlot". Celnie i na temat. Na temat lotu, który nieustannie trwa od ponad dziesięciu lat, a który w pigułce możemy oglądać w przedstawieniu.

Dokładnie 30 lat po premierze "Klątwy", pierwszego spektaklu, który Anna Augustynowicz wyreżyserowała w Teatrze Współczesnym, reżyserka zaprezentowała "Odlot" Zenona Fajfera - spektakl, którym żegna się ze stanowiskiem dyrektor artystycznej Teatru Współczesnego w Szczecinie.

Pasażerki i pasażerowie Sławnych Linii Lotniczych Dawne Bohatery wznoszą się w niebo. Tytułowy „Odlot" nie jest jednak tylko relacją z podniebnej podróży, ale przede wszystkim opowieścią o narodowym stanie ducha – po katastrofie smoleńskiej i zbiorowych koszmarach z ostatnich lat.

Trzeba przyznać, że materiał literacki okazał się bardzo dobry, choć mogłoby się wydawać, że jest mało sceniczny. Jednak Anna Augustynowicz znalazła dla niego odpowiednią formę tworząc spektakl dynamiczny, zaskakujący. W tym szalonym locie jest szalone tempo, które wymusza na widzu skupienie i śledzenie akcji, żeby nie zgubić ani słowa, ani jednego gestu.

Wykorzystując nowoczesne technologie, jak wszechobecne już telebimy, a jednocześnie nie rezygnując z tradycyjnych scenicznych rozwiązań i stawiając na dobre aktorstwo, reżyserka tworzy coś na kształt wielkiej narodowej terapii, z którą musimy się zmierzyć, a z której raczej nie będziemy potrafili wyjść obronną ręką. Za dużo tego wszystkiego. Za dużo zła, za dużo nienawiści, za dużo podziałów. Za dużo krzywd. Przeglądamy się lustrze, ale czy umiemy wyciągać wnioski? Są terapeuci, którzy po latach pracy przestają wierzyć w skuteczność terapii, bo ludzie nie potrafią lub nie chcą nad sobą pracować. Łatwiej się okopać i tkwić w tym, co znamy.

"Może nie wylecieliśmy jeszcze z chmur" - jak pisze Zenon Fajfer. Może nigdy z nich nie wylecimy.

Anna Augustynowicz posadziła aktorów na krzesłach w rzędach inscenizując wnętrze samolotu. To tu toczą się rozmowy o życiu między bohaterami. I nie są to miłe rozmowy towarzyszy podróży. Raczej nieprzyjemne, bo naszpikowane niechęcią, niezrozumieniem, brakiem dobrej woli. Wszyscy pasażerowie w tym locie są wspólnikami niedoli, jaką funduje im świat, a jednak nie tworzą wspólnoty. Każdy z nich jest jakby osobny. Nie prowadzą dialogu, wyrzucają z siebie monologi serwując innym swoje traumy. Czasami jednocześnie. W zasadzie nikt tu nikogo nie słucha. Każdy słucha głównie siebie, bo tylko sobie przyznaje rację.

Wydawałoby się, że podczas nudnego lotu nic ciekawego nie może się zdarzyć, a jednak tempo jest szalone. Zarówno autor sztuki, jak i reżyserka, fundują nam zestaw polskich traum podany w mistrzowski sposób. Sięgając po wulgaryzmy wykrzykiwane na manifestacjach i poezję naszych romantyków, tworzą słowne gry pełne głębokich i ważnych znaczeń. Czego tu nie ma - listy więźniów, którzy zginęli w Katyniu, Mickiewicz, Słowacki, Norwid, Tuwim. Do tego Gintrowski, rockowi buntownicy - Lech Janerka i Kazik Staszewski. Są zbrodnie Polaków na Polakach, Polaków na Żydach, Żydów na Polakach, Rosjan, Niemców. Jest hip hop, jest muzyka metalowa, Anna Jantar i inne polskie szlagiery. Nic dosłownie. Wszystko poprzestawiane, poprzekręcane, wszystko w punkt. Prawdziwy odlot.

Teatr Współczesny potwierdza tym spektaklem swoją opinię znakomitego teatru zespołowego. Wszyscy aktorzy dokładają swoją cegiełkę do końcowego efektu, który robi wrażenie. Wszyscy obsadzeni lekko "po warunkach i umiejętnościach". Anna Augustynowicz wie, jak ich obsadzić, w końcu zna ich bardzo dobrze. Wiesław Orłowski wykorzystuje swój operowy głos, Adam Kuzycz-Berezowski to, że śpiewał w zespole metalowym i ma emploi silnego faceta. Takiego, który chętnie przyłoży komuś, kto wydaje mu się za mało "patriotyczny".

Anna Augustynowicz zaprosiła do spektaklu także osoby, z którymi kiedyś pracowała na szczecińskiej scenie. Pojawia się Bogusław Kierc czy Irena Jun, która z telebimu nawiązuje do wielkich romantyków. Wszak to ona zawsze była piewczynią poezji w Teatrze Współczesnym, to ona wyreżyserowała tu II część "Dziadów", "Ballady i romanse" oraz "Pana Tadeusza" Mickiewicza.

Z telebimu przemawia do nas też Bard Najbardziejszy, czyli Wojciech Brzeziński. Aktor zawsze wykazywał talent wokalny i muzyczny, więc tutaj śpiewa song "Na granicy podłości" przygrywając sobie na różnych instrumentach.

Specjalną rolę dostał Grzegorz Falkowski, niegdyś Konrad z "Wyzwolenia". Jest tu kimś w rodzaju Master of Ceremony. Komentatorem rzeczywistości, który się do tej rzeczywistości regularnie włącza. Siada obok pasażerów w samolocie, ale nie jest jednym z nich. On może ich w każdej chwili opuścić, usiąść z boku i obserwować. Rozdziela role. Bawi się w teatr. W ten sposób nawiązuje do dawnego przedstawienia, które wyreżyserowała wiele lat temu Augustynowicz.

To nie jedyne nawiązanie do jej dawnych spektakli. Bo w "Odlocie" pojawia się również chocholi taniec, znany z "Wesela" Wyspiańskiego. Kto widział tamto "Wesele", wie, jak ważna tam była choreografia, jak aktorzy wystukiwali rytm nogami jednocześnie melorecytując. W "Weselu" bohaterowie jednak tworzyli wspólnotę. W "Odlocie" jej nie ma. Jest "Mój kraj murem podzielony" ("Arahja" Kultu). Dlatego też bohaterowie tańczą ten chocholi taniec niezbornie, niby razem, ale osobno. Każdy coś tam sobie mruczy pod nosem zamknięty w swoim świecie. Ten chocholi taniec to kwintesencja dzisiejszego społeczeństwa polskiego.

I tak sobie lecimy. Nienawidząc się, nie lubiąc, nie starając się zrozumieć, w egoistycznym przekonaniu o własnej mądrości i racji.

Anna Augustynowicz stworzyła spektakl, który nie tylko podsumowuje stan społeczeństwa w naszym kraju. Stworzyła spektakl, które również podsumowuje 30 lat pracy na szczecińskiej scenie, gdzie zawsze trafnie pokazywała to społeczeństwo. I nie jest to widok przyjemny, ale konieczny do obejrzenia. Konieczny do konfrontacji. Przede wszystkim z samym sobą. Bo czas najwyższy wylecieć z tych chmur.

"Odlot" Zenon Fajfer, reżyseria: Anna Augustynowicz, scenografia: Marek Braun, kostiumy: Tomasz Armada, Martyna Konieczny, muzyka: Jacek Wierzchowski, wideo: Wojciech Kapela, ruch sceniczny: Zbigniew Szymczyk, reżyseria światła: Krzysztof Sendke, asystent reżysera: Adam Kuzycz-Berezowski, asystent scenografa: Karolina Babińska, zdjęcia: Piotr Nykowski.

Obsada: Anna Januszewska, Irena Jun (gościnnie), Barbara Lewandowska, Grażyna Madej, Magdalena Myszkiewicz, Paweł Adamski, Wojciech Brzeziński (gościnnie), Grzegorz Falkowski (gościnnie), Mirosław Gawęda (gościnnie), Bogusław Kierc (gościnnie), Nikodem Księżak, Adam Kuzycz-Berezowski, Wiesław Orłowski, Zbigniew Szymczyk (gościnnie), Przemysław Walich, Mateusz Wiśniewski, (gościnnie), Bartosz Włodarczyk (gościnnie) oraz Zofia Walich.

Prapremiera, 13 grudnia 2021.

Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Szczecin
15 grudnia 2021

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia