Czechow: zgaga

"Trzy siostry" - reż.Paweł Łysak, "Płatonow" - reż.Maja Kleczewska

Z ambitnego zamiaru zgliszcza, czyli bydgoska "Czechow: saga"

Czechowowski projekt reklamowano w Bydgoszczy chwytliwym hasłem: "3 sztuki, 3 reżyserów, 1 autor, 1 scenografia, 1 dzień". Po różnych perturbacjach nie doszło do premiery "Czajki" Rubina. Z dużą nadzieją czekałem na wspólny pokaz przynajmniej "Trzech sióstr" Łysaka i "Płatonowa" Kleczewskiej. Liczyłem, że grane niemal w identycznej obsadzie przedstawienia będą się nawzajem oświetlać, wyrywać sobie argumenty, kłócić o trafniejsze odczytanie Czechowa. Nic z tych rzeczy, obie realizacje idą równolegle obok siebie.

Kobiety silne i piękne

Bardziej podobały mi się "Trzy siostry" [na zdjęciu]. Łysak zamknął akcję dramatu w ciasnym, dwupiętrowym ruchomym domku. Jest parę ukrytych pokoików, można spuszczać się po ścianie z okna na piętrze aż na sam parter. W tym czechowowskim M2 każda emocjonalna tragedia musi być pomniejszona w skali, zduszona, komicznie wykręcona. Pewnie dlatego Łysak gra pierwsze dwa akty wręcz komediowe Tuzenbach Michała Czechowa łazi jakiś taki powykrzywiany, mówi z niepotrzebną emfazą, chwali się medalami za odwagę. Wierszyninowi Rolanda Nowaka z całej męskiej chwały zostały tylko smutne oczy posiwiałego spaniela.

Skoro mężczyźni kompromitują się na całego, kobiety muszą być prawdziwe, silne i piękne. Inaczej zdechłyby jak wszyscy wtym strasznym domu. Łysak komponuje chyba najefektowniejszy siostrzany tercet, jaki ostatnio widziałem. Marta Ścisłowicz (Olga), Marta Nieradkiewicz (Masza) i Magdalena Łaska (Irina) wyglądają jak zjawy z innego, lepszego świata. Ach, jak one wchodzą w pierwszej scenie! Bose, na paluszkach, w sukienkach z poprzedniej nocy, z butelkami i kieliszkami w rękach. Przekraczają rampę,idą do widzów wcale niezawstydzone tym, że hulały, pełne uroku i lekkości, emanuje z nich jakaś świetlistość. Pożar miasta z trzeciego aktu to krach tej małej stabilizacji. Ostatni akord historii sióstr grany jest już poza pudełkiem domku, w prawie współczesnych strojach. Zidiociali i pogubieni mężczyźni zasiadają na widowni, patrząc na finał i słuchając go. W monologu Olgi nie ma jednak cierpienia, świadomości przegranej. Życie wcale nam nie uciekło - przekonują się wzajemnie nowoczesne panie Prozorow. Jesteśmy silne, mamy siebie, cóż z tego, że wojsko odchodzi. Przyjdzie nowe. Spektakl Łysaka poza kilkoma efektownymi, ludycznymi momentami wybrzmiewa najmocniej właśnie tą końcową emocją. Jakby reżyser wierzył, że Czechow też wierzył. W kobiety, przyszłość i dobro.

Płatonow bachiczny

Z kolei "Płatonow" jest metaforyczną i teatralną ucieczką, która nie doszła do skutku. Kleczewska zdekonstruowała sztukę, zmieniła kolejność aktów, pokleiła kwestie postaci w dziwne monologi. Najpierw jesteśmy w akcie trzecim, w mieszkaniu Płatonowa-Don Juana (Mateusz Łasowski). Do pijanego, zaniedbanego i oglądającego kreskówki mężczyzny przychodzą widma kobiet, które skrzywdził. Zdesperowana, mroczna jak anielica pustki Sonia Dominiki Biernat, histeryczno -wulgarna Sasza Marty Nieradkiewicz, dekadencka generałowa Aleksandry Bożek, ciepła Maria Greków Marty Ścisłowicz. Każda czegoś od niego chce, każda próbuje rozgrywać nie tyle obecną miłość, ile swoje wyobrażenia o Platonowie. Pierwsza część kończy się bachiczną sceną adoracji bohatera-Dionizosa. Półnagie kobiety polewają go krwią, ślizgają się w ekstazie podejrzanego rytuału. Druga odsłona zaskakuje - bo wracamy jakby do początku całej historii. Pięć sobowtórów Marilyn Monroe wypowiada strzępy scen ze sztuki, jedną z diw okazuje się Mikołaj Trylecki (Michał Czachor). Ambiwalencja płci, podszywanie się pod stereotypy miłości i pożądania, codzienny banał. Kleczewska miesza wszystko i oziębia. Nie widzę związku między obiema częściami przedstawienia, konstrukcja dramaturgiczna chwieje się i trzeszczy. Widać zaangażowanie aktorów, ale całość nie ma siły innych realizacji Kleczewskiej. Nie jest eksplozją okrucieństwa, tylko wariacjami nieważnego tła.

W tym, co ocalało z projektu "Czechow: saga", nie ma żadnej rywalizacji idei. Z ambitnego zamierzenia zostały zwykłe zgliszcza, to znaczy dwa bardziej bądź mniej przyzwoite przedstawienia, Tylko tyle. Choć i aż tyle.

Łukasz Drewniak
Przekrój
29 września 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...