Czego oczy nie widzą
"Czego nie widać" - reż. Andrzej Zaorski - Teatr Polski w Szczecinie„Czego oczy nie widzą, tego... publiczności nie żal"? Nie można zgodzić się z tym porzekadłem, szczególnie po obejrzeniu kolejnego spektaklu Teatru Polskiego w Szczecinie „Czego nie widać" Michaela Frayna.
Ludzka ciekawość, nieświadome pragnienie poznania, jedna z najbardziej prymitywnych cech ludzkich (i nie tylko) nie zna granic. Ludzie z ciekawości gotowi są do poświęceń, łamania prawa i wielu działań, których w normalnych okolicznościach nie podjęliby się.
Andrzej Zaorski reżyserując sztukę „Czego nie widać" chciał zaspokoić to silne pragnienie, wykorzystując kunszt aktorów Teatru Polskiego, którzy nigdy nie pozwalają nam, publiczności, poznać pikantnych szczegółów zza kulisowych przygotowań do spektaklu. Zabieg ten zakończył się sukcesem.
Warto napisać kilka słów o reżyserze, ponieważ fakt, że Andrzej Zaorski jest nie tylko aktorem, ale i cenionym artystą kabaretowym, znacznie podnosi poziom zainteresowania spektaklem. Andrzej Zaorski po przebytym udarze ku zadowoleniu wiernych, doceniających jego dobytek estradowy fanów, wraca do pracy na scenie. Radzi sobie świetnie, czego świadkiem można być uczestnicząc w jego występach czy w spektaklu „Kulisy srebrnego ekranu" Teatru Kameralnego w Szczecinie. Specyficzny humor i cięte riposty, z których jest znany, z pewnością przyczyniły się do powodzenia również tej przewrotnej farsy Frayna.
Po premierze spektaklu, która odbyła się 26 maja 2012 roku nie było ogromnego echa. Pisząc „echa" na myśli mam opinie zasłyszane, przeczytane o tym, jak dobry i wart obejrzenia jest spektakl. Tak jak na przykład było to (i wciąż jest) w przypadku „Maydaya", czy „Koguta w rosole". Jednak farsa jest również niecodzienna, a bilety jest trudno dostać, co niewątpliwie świadczy o jakości przedstawienia.
Fabuła spektaklu składa się z gagów, więc nie łatwo przekazać jej sens. Perypetie zza kulisowych poczynań aktorów szykujących się do premiery, nie pozwalają publiczności na chwilę wytchnienia. Sztuka trwa trzy godziny. Podzielona jest na trzy akty, w czasie których są dwie przerwy wzbogacone piękną muzyką rozbrzmiewającą we foyer.
Pierwszy akt przedstawia próbę, na której wciąż jeszcze zaangażowani i przejęci aktorzy borykają się z zawiłościami fabuły i wymagającym reżyserem, cholerykiem (Jacek Piotrowski). W akcie drugim widzimy to, co dzieje się po drugiej stronie, za kulisami. Akcja przybiera tempa, a aktorzy poddają się uczuciowym potyczkom, wspierając się alkoholem i nie stroniąc od przemocy. Ostatnia część to premiera, która niekoniecznie wyglądała tak, jak mają w zwyczaju przebiegać premiery w Teatrze Polskim, ale tego nie da się już opowiedzieć, to trzeba zobaczyć.
Świetna jest obsada spektaklu. Aktorzy używają swoich prawdziwych imion, co dodaje sztuce wdzięku. Olga Adamska wcieliła się w rolę plotkującej przyjaciółki Michała Janickiego – geja opuszczonego przez partnera, który na złość podrywa swojemu (mającemu problemy z wypowiadaniem się) koledze Sławomirowi Kołakowskiemu dziewczynę – fantastyczną Lidię Jeziorską. Do tego aktor alkoholik – Adam Dzieciniak, piękna, ale mało rozgarnięta Katarzyna Sadowska, niedoceniony technik z ambicjami – Mirosław Kupiec i zakochana asystentka reżysera – Sylwia Różycka.
Fantastycznie wykreowane są role Sławomira Kołakowskiego, Michała Janickiego i Katarzyny Sadowskiej. Momentami spektakl wydaje się nieco chaotyczny. To nie zawsze jest minusem, szczególnie w farsach, ale w przypadku tej sztuki można odnieść wrażenie niemożności skorzystania ze wszystkich mających potencjał scen. Wielowątkowość równoległych zdarzeń odgrywanych w różnych miejscach przestrzeni scenicznej trudna była do objęcia wzrokiem jednocześnie. Widz musi zatem skupić się na jednym wątku i skorzystać z jego puenty w pełni lub usiłować ogarnąć wszystkie zdarzenia jednocześnie, co nie jest łatwe. Z racji tego, w pewnych momentach spektakl nieco się dłużył, ale takich chwil w całej dynamice fabuły było niewiele.
Spektakl został przyjęty przez pełną salę widzów z dużym entuzjazmem. Brawa zdawały się nie mieć końca. Z całą pewnością sztuka jest godna polecenia. To dobra farsa w doskonałej obsadzie i jest zupełnie inna od wszystkich sztuk w Teatrze Polskim.
Podsumowując: „ciekawość to pierwszy stopień do... dobrej farsy"!