Czekając na kolejnego kochanka niespełnionej śpiewaczki

"W sobotę o ósmej" - Teatr Nowy w Poznaniu

Miłość w "W sobotę o ósmej" Mariusza Puchalskiego to nie uczucie, a mania prześladowcza. Cierpi i prześladowana, i prześladujacy. A to co ciekawe, schowane jest w krypcie.

Sędzia Max (Radosław Elis), nazywany tak od kiedy zasiadał w jury konkursu Miss Dzielnicy co tydzień, w sobotę o ósmej, czeka pod balkonem na śpiewaczkę Zoe (Barbara Kurdej). Chcąc ją pokazać przyjacielowi Pszoniakowi (autor dramatu - Hanoch Levin zapamiętał Wojciecha Pszoniaka z jednego ze spektali we Francji i jego nazwiskiem postanowił nazwać postać), zjawia się nie w porę i zastaje Zoe z pewnym Francuzem. Ta oświadcza, że jest to pedikiurzysta. Walczy z odciskiem, który nie pozwala śpiewaczce sięgnąć niskich tonów. Tak zaczyna się najnowsza premiera Teatru Nowego - "W sobotę o ósmej" w reżyserii Mariusza Puchalskiego na podstawie "Hartiti et libi" izraelskiego dramaturga Hanocha Levina.

Dopełnieniem pary Max - Zoe jest poczciwy Pszoniak (Janusz Grenda) i Olga (Maria Rybarczyk), małżeństwo z 26-letnim stażem. Pszoniak na pytanie, po co żyje, nie umie znaleźć odpowiedzi, i jak służący podaje żonie herbatę. Olga, jeśli akurat nie śpi, narzeka na zmęczenie. Oboje zadręczają się wzajemnym chrapaniem.

"W sobotę o ósmej" jest zapisem kolejnych upokorzeń Maxa, który pogrąża się w chorobliwej zależności, niebezpiecznie przesuwając się w stronę obłędu. A na scenie, która jest jednocześnie portowym nabrzeżem, balkonem i podziemną kryptą Pszoniaka i Olgi, adoratorów Zoe wciąż przybywa. W sumie jest ich aż siedmiu, oprócz pedikiurzysty m.in. specjalista od inhalacji z Włoch i homeopata z Indii. Miłosna obsesja Maxa, bardziej niż emocjonalny związek, przypomina tresurę. - Czyhasz na mnie jak pies łańcuchowy, tylko gwizdnę - przylecisz na czworakach - mówi Zoe. Jest to raczej wariactwo niż afekt, a kiedy Max zapisuje się na kurs pedikiuru i o romans z Zoe zaczyna podejrzewać Pszoniaka, zostaje już tylko absurd. A rozmnażanie kochanków, choć są charakterystyczni i barwni, jest nużące i przewidywalne.

Ciekawsze wydaje się zderzenie światów. Ona - z aspiracjami wielkiej śpiewaczki, otoczona eleganckimi adoratorami, jeżdżąca na tournée po riwierze i on - nieżyciowy marzyciel ze skłonnością do emfazy. - A teraz bankiecik? - pyta Max.

- Jestem kobietą zapraszaną, cóż mogę zrobić - odpowiada Zoe. Ten cały glamour skrywa jednak emocjonalną pustkę, ale nawet w niej nie będzie miejsca dla Maxa.

Interesująca jest za to zbudowana na niedopowiedzeniach para Pszoniak - Olga, która przechodzi przez "codzienne piekło - nawet nie piekło, zwykłe nic - codzienną nicość", jak ich wspólne życie nazywa Pszoniak. Od tego niespełnionego związku oboje chcą odwrócić swoją uwagę, ale jednocześnie nie mogliby bez siebie żyć. Zamknięci w zbudowanej dla nich na scenie krypcie, wychodzą tylko niepokojeni przez Maxa, a szkoda, bo to oni byli w tym dramacie ważni.

W sztukach Levina krytycy doszukali się licznych związków z Beckettem. Beckettowską dziwność i czekanie na sens, w tym wypadku miłość, chciał też uwypuklić Puchalski. Jednak w jego "W sobotę o ósmej" zamiast na miłość, czekamy na kolejnego kochanka Zoe, niemieckiego specjalistę Sztrunca, z którym trwają "negocjacje telefoniczne".

Teatr Nowy, "W sobotę o ósmej", reż. Mariusz Puchalski, kolejne spektakle codziennie od dziś do niedzieli o godz. 19.15

Michał Gradowski
Gazeta Wyborcza Poznan
29 kwietnia 2010

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia