Czekając na śmierć

"Galgenberg", Teatr im. Słowackiego w Krakowie - reż: Agata Duda -Gracz

Tutaj, na scenie "Miniatury", podobnie jak w "Oczyszczonych" w reż. Warlikowskiego, życie jest bliżej niesprecyzowanym ośrodkiem- przestrzenią zamkniętą, podrzędną, w której przebywając, należy zachować szczególną ostrożność i gotowość. Tam przestrzeń ośrodka była sterylnie czysta, tutaj to tajemnicza graciarnia, w której metalowe, zardzewiałe przedmioty pokryte są grubą pajęczyną. Przywołuje to automatycznie topos życia jako śmietnika, który zostaje wzmocniony pierwszym songiem, wykonanym przez wszystkich aktorów, oswajającym śmierć.

W „Galgenbergu” Agata Duda- Gracz buduje swój autonomiczny świat. Nieco odrealniony poprzez światło, a także elementy niezwykle interesującej scenografii (np. powyginane klatki, szare skrzydła, brudne schodki), a jednocześnie bardzo bliski widzowi, przede wszystkim, przez poruszane tematy. Punktem wyjścia do teatralnych rozważań jest pojawienie się grupy, przypominającej trupę Franciszka Villona- ludzi pokrzywdzonych przez los, brudnych, niosących ze sobą, niczym Kantorowski wędrowiec, balast bogatego w doświadczenia życia. Tworzą rodzaj komuny odrzutków, którzy budują swoją własną rzeczywistość, by jak najdalej uciec od tej powszechnie akceptowalnej, tej, która tak bardzo ich skrzywdziła. Słysząc dzwony, czekają na śmierć, która, z jednej strony, wiąże się ze strachem, ale z drugiej obiecuje przejście w świat, który może przynieść ocalenie. 

Ta sytuacja teatralna jest klamrą kompozycyjną całego spektaklu. W chwilach największego napięcia najstarszy członek grupy, niczym guślarz, rozpoczyna opowieść, która jest teatralizowana przez wszystkich znajdujących się na scenie. Dzięki temu zabiegowi poszerza się znacznie możliwość i perspektywa poruszanych problemów. Pierwsze dwie historie to teatr stricte polityczny, podany wprost, broniący się wspomnianą klamrą oraz bardzo dobrym aktorstwem. Historia męki Chrystusa obnaża najgorsze strony polskiego katolicyzmu: przywiązanie do dewocjonaliów, brak głębszej refleksji, pozorność przestrzegania nauki Pisma. A wszystko to z przymrużeniem oka, z nadzieją na zrozumienie ze strony widza. W kolejnej odsłonie oglądamy słabego, groteskowego władcę państwa, manipulowanego przez równie nieudolnych ministrów, którego obywatele popełnili zbiorowe samobójstwo. Etiuda roi się od aluzji i nawiązań do współczesnej sceny politycznej, co owszem, imponuje śmieszy lub oburza, ale spłyca nieco, tak dobrze zapowiadający się początek. 

Od tego momentu spektakl płynie bez podziału na dwa plany: „realny” i opowieści. Jego konstrukcja zaczyna przypominać święto „Dziadów”. Dzieje się tak, gdyż obok przesiąkniętej bylejakością i bliskością śmierci atmosfery, pojawiają się retrospekcje, dotyczące przeszłości bohaterów. Wśród nich są zarówno bardzo bliskie aktualnym problemom społeczno- politycznym, jak na przykład historia nauczyciela wyrzuconego ze szkoły za homoseksualizm, a także osnute tajemnicą, nieprzystające do codziennej rzeczywistości (na przykład zmartwychwstanie młodej dziewczyny, która wyrzuca z siebie śmierć, by ujawnić wszystkie przemilczane występki jej bliskich). Wyłaniają się z mroku przez intensywny, krótki błysk światła, przywodzący na myśl podpalanie kądzieli przez guślarza.

„Galgenberg” to spektakl nierówny: hipnotyzuje widza swą oryginalną plastyką, aurą tajemniczości, czasem głębszą refleksją, by zapomnieć się co jakiś czas i dopowiedzieć pewne myśli wprost, postawić niepotrzebne kropki. A przecież każdy bohater niesie ze sobą ładunek doświadczeń, ładunek obserwacji, które pozwalają na zrozumienie. Tym bohaterem mógł być też widz.

Katarzyna Pawlicka
Dziennik Teatralny Kraków
26 marca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia