Czerń i ból
"Król Lear" - aut. William Szekspir - Grzegorz Wiśniewski - Teatr Narodowy w Warszawie„Król Lear" to jedna z najwybitniejszych tragedii Szekspira - legendarna, tragiczna, bolesna, pouczająca, zinterpretowana w wielu wersjach, w wielu teatrach w Polsce i na świecie. Co wydarzyło się w warszawskim Teatrze Narodowym? Czy historia Leara znowu poruszyła serca?
Na deskach Teatru Narodowego zagościł Król Lear z rodziną. Przedstawienie wyreżyserował Grzegorz Wiśniewski. Język w spektaklu częściowo jest współczesny, a częściowo podparty tłumaczeniem Stanisława Barańczaka, czyli tym najbardziej dosadnym.
Spektakl już na początku wprowadza widza w dramatyczną sytuację rodziny Leara. Od razu widać, że każdy z bohaterów pragnie swojego komfortu, zapominając o innych. Wesołości praktycznie nie ma. Minimalną dawkę komizmu wprowadza do fabuły Błazen (Dominika Kluźniak), do czego Szekspir w swoich dziełach nas przyzwyczaił, bo nie może być zbyt smutno.
Tragizmu w odbiorze dodaje muzyka oraz wszechobecna czerń na scenie. Bohaterowie są ubrani na czarno, czarna jest podłoga, na scenie jest mało światła. Scenografia Mirka Kaczmarka składa się z długiego, jasnego stołu, kilku krzeseł oraz zielonkawej wysepki imitującej roślinność.
W tym spektaklu gra zespół aktorski, któremu nikogo nie trzeba przedstawiać w składzie: Jan Englert, Jan Frycz, Marcin Przybylski, Karol Pocheć, Ireneusz Czop, Mateusz Rusin, Przemysław Stippa, Piotr Piksa, Hubert Paszkiewicz, Robert Czerwiński, Mateusz Kmiecik, Danuta Stenka, Ewa Konstancja Bułhak, Dominika Kluźniak. Aktorzy wspólnie tworzą sceniczną historię. Każdy z nich jest widoczny. Mimo, że każdy z bohaterów jest jednostką indywidualną, to zespół tworzy całość i wzajemnie się dopełnia, a to ważne przy tak złożonym spektaklu.
Mnie najbardziej urzekła Ewa Konstancja Bułhak w roli wyrazistej, niby zagubionej, ale pewnej siebie Regany, a także Dominika Kluźniak jako skoczny, wesoły i rozsądny Błazen. Zwróciłam też uwagę na Przemysława Stippę (Edmund), który niezwykle wykreował postać zdrajcy, którego jednak da się lubić, bo jest pozornie dobry i delikatny.
W szekspirowskim dramacie każdy knuje przeciwko każdemu, sojusze nie są szczere ani prawdziwe i w interpretacji Grzegorza Wiśniewskiego jako widzowie właśnie możemy to dostrzec, reżyser nie stosuje półśrodków. Wprost widzimy konflikty, bójki, zdrady, cierpienie, nawiązywanie przyjaźni i szukanie w nich korzyści.
Na widowni nie było pustego miejsca. Jestem ciekawa czy wynika to z tego, jakie dzieło jest wystawiane na scenie, czy przyciąga widzów obsada aktorska? A może prawda leży gdzieś po środku.
Pewne jest to, że „Król Lear" to nie jest przyjemne dzieło w odbiorze ani łatwy materiał do grania. Niemniej jednak warto zobaczyć ten spektakl i zastanowić się czy też żyjemy w świecie, w którym trudno nazwać kogoś przyjacielem, a łatwiej zdrajcą. Oby nie...
Wychodząc ze spektaklu słyszałam komentarze od widzów, że ten spektakl był trudny, mocny, że chyba nie zasną po nim. To dobrze, że teatr trafia głęboko do serc, że porusza.
Widownia była na tak, oklaski trwały długo.